[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętał także brutalne słowa Terjego.Zerknął na swego gospodarza, ale nie udało mu się spojrzeć w jego niezwykle piękne oczy.Były tak jasne, że wydawały się przezroczyste, i nigdy nie patrzyły prosto, lecz zawszeodrobinę w bok, jakby na skroń rozmówcy.Zdaniem Eskila nie ułatwiało to rozmowy.Kiedy jednak ożywiony wiosenną atmosferą wędrował w dół ku portowi - jeśli w ogóle możnaużyć takiego słowa na określenie maleńkiej przystani, szybko zapomniał o Terjem.Nie uszedł daleko, kiedy ujrzał dziewczynę niby to przypadkiem stojącą przy płocie.Sercepodskoczyło mu w piersi, bo prawdę powiedziawszy, ani trochę nie martwił się o łódz, zajęlisię nią wszak doświadczeni rybacy.Miał natomiast nadzieję ujrzeć znów piękną Inger-Lise.Ioto przed nim stała!Powitał ją uprzejmie, ale gdy Inger-Lisa pospieszyła z pytaniem, czy nie widział Mari, bomiały się tu spotkać, w oczach błysnęła mu drwina.Jak, na miłość boską, mógł spotkać Mari, przecież wszystkie pozostałe gospodarstwa idomy usytuowane były poniżej.Eskil zdziwił się nieco, ale grzecznie odparł, że nie, niewidział jej przyjaciółki.Przystanął niby to niechętnie, jakby wcale nie miał ochoty na spotkanie z dziewczyną.Udając obojętność rozmawiali o tym, kto mieszka w którym domu.Powoli oboje stawali się coraz śmielsi, wkrótce rozmowa potoczyła się gładko.Inger-Lise wświetle dnia okazała się jeszcze ładniejsza; dość okrągła, ale zgrabna, miała żywe, bystreoczy.I była bardzo ciekawą osóbką.Chciała wiedzieć jak mu się mieszka w domu TerjegoJolinsenna.Eskil miał wrażenie, że te pytania ktoś jej podpowiedział, być może jej matka.Uznał, że mieszkańcy Eldafjord najwidoczniej nie wiedzą zbyt wiele o właścicielachJolinsborg.31- Spędziłem tam dopiero jedną noc - rzekł Eskil powściągliwie.- Ale Solveig wydała mi siębardzo miła.W oczach dziewczyny zapłonęło oburzenie.- Oni żyją w grzechu - rzuciła.- Wiesz chyba, że nie są małżeństwem?Eskilowi zrobiło się bardzo nieprzyjemnie.- Nic mi o tym nie wiadomo - powiedział szybko.- Wyczuwam jedynie, że Solveig jestbardzo nieszczęśliwa z powodu choroby dziecka.Z oczu Inger-Lise bił teraz lodowaty chłód.Surowość malująca się na jej twarzy zdradzała,że jest wyznawczynią żywego w zachodniej Norwegii nurtu religijnego zwanego pietyzmem.- To dziecko nie jest chore.Ono jest opętane!Opętane? Eskil oniemiał.Sądził, że takie określenie od dawna już nie ma racji bytu.- Jest opętane, to kara za złe uczynki jego przodków - stwierdziła ostro.- I za grzechy matki.W jego głowie zamieszkały złe duchy.Co za bzdury, miał ochotę powiedzieć, ale ugryzł się w język.Ona i tak by nie zrozumiała.Nieco zawstydzony zapytał natomiast, czy mogliby się spotkać pózniej, wieczorem, kiedydziewczyna upora się już ze wszystkimi obowiązkami.Inger-Lise natychmiast poczuła swoją wartość.- Chciałbyś tego, co?Jeśli istniały słowa, których Eskil nie był w stanie znieść, to właśnie teraz Inger-Lise jewypowiedziała.Jak można być tak zadufanym w sobie! Zawrócił na pięcie.- Nie, to wcale nie takie ważne - odparł.Inger-Lise nie miała jednak zamiaru tak szybko wypuścić swej zdobyczy.- No, zobaczymy, czy będę miała czas - stwierdziła obojętnie.- Zapomnij o tym, co powiedziałem - rzekł Eskil i ruszył przed siebie.- Kiedy się zastanowiłam, przypomniało mi się, że mam wolny wieczór.Zaraz po dojeniu.Jej głos brzmiał teraz żałośnie, choć starała się to pokryć buńczucznym tonem.Gniew Eskilastopniał w mgnieniu oka, chłopak odwrócił się w jej stronę i kiwnął głową.Na tym koniec,dokładniejszego czasu ani miejsca spotkania nie ustalili.32Usłyszał tylko jej łkania, kiedy biegła do domu.On sam skierował się w dół.Wieś sprawiała wrażenie całkiem wyludnionej, nigdzie ani żywejduszy.Ale.kiedy mijał jeden z domów, dojrzał jakieś poruszenie za oknem.A więc jednakobserwowali go.Aódz była na swoim miejscu, fachowo zacumowana.Eskil usiadł na pomoście, wsłuchany wwodę szemrzącą przy brzegu.Teraz, kiedy nie musiał wiosłować, toń fiordu wydawała musię przyjemna, kusząca.Patrzył na płynącą wzdłuż brzegu łódkę.Wreszcie dobiła do pomostu i wysiadła z niej Mari.Gdy dziewczyna zobaczyła siedzącego Eskila, ogarnęło ją przerażenie, Stanęła w pąsach.Eskil pozdrowił ją życzliwie.- Spotkałem tam wyżej twoją przyjaciółkę, Inger-Lise.Czekała na ciebie.Miałyście się chybaspotkaćMari była zaskoczona.- Naprawdę? Nic o tym nie wiedziałam.Wobec tego muszę iść na górę.Przyłączył się do niej, bo po pierwsze nie miał tu już nic do roboty, po drugie zaś uznał, żewypada jej towarzyszyć.Mari ogromnie się zmieszała, przez dłuższą chwilę nie mogła wydusić z siebie ani słowa.Trudno nazwać ją interesującą, pomyślał Eskil.Nie wątpił, że będzie dobrą żoną dlajakiegoś pozbawionego fantazji mieszkańca Eldafjord, ale on sam nie miał z nią nic a nicwspólnego.Nie wiedział nawet, o czym mogliby rozmawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]