[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynała mu wy-baczać pretensjonalny strój khaki.Nie wyjaśnił, dlaczego nie powinna sia-dać na trawie.Kilka kroków dalej Diana i Saartje rozłożyły stolik.Wszyscy podeszli iwyjęli z plecaków jedzenie.Koło stolika leżała cerata w niebiesko-czerwoną kratę przypominającą wielkością sporą kołdrę, ale nikt na niej niesiadał.Margaret przysunęła krzesełko i usiadła, doceniając sprężystość płó-ciennego siedziska.Saartje i Diana przygotowały piknik godny najlepszychekspedycji safari: były tam cztery rodzaje kanapek bez skórek, rogaliki zmasłem i dżemem jeżynowym, herbata, świeże bochenki chleba, takie jakten z plecaka Margaret, sery, kilka butelek wina i ananas, który Arthur zeznawstwem pokroił.Margaret skosztowała wszystkiego po trochu, z radością przyjmując pla-stry ananasa, soczystego owocu, który wydał jej się najpyszniejszy, jaki wżyciu jadła.Poczęstowała się delikatną kanapką z ogórkiem, filiżanką her-baty z termosu i kawałkiem chleba z kruszącym się serem - ktoś powie-dział, że to caerphilly, i podkreślił, że z importu.Holendrzy i Brytyjczycyod razu otworzyli wino, które pili z plastikowych kubków psujących smak.Kiedy zaproponowano wino Margaret, przezornie odmówiła.Wierzyła wewszystko, co Arthur i Willem mówili o alkoholu i wysokości.Patrick przy-jął wino i podał kubek żonie, żeby wypiła łyczek.Jego maniery i zrozumie-nie jej organizmu -jego możliwości i ograniczeń - były bez zarzutu.- Przypuszczam, że pytanie.cóż, zawsze pozostaje pytanie, zgodziciesię.powinniśmy czy nie podjąć próbę wprowadzenia Masajów w dwu-dziesty wiek.Wraz z jedzeniem Willem postawił przed nimi na stole problem, by godostrzegli, a może nawet przedyskutowali.RLT- Ja uważam, że ten wysiłek jest niezbędny - powiedział Arthur.- Wyglą-dają majestatycznie w swoich szatach i mari-dadi, ale gdybyście pojechalido manyatta, tak jak ja, bylibyście przerażeni.Nad oczami niemowląt wisząchmary much wielkości piłek.Dym w chatach dusi.Medycyna jest prymi-tywna, robi więcej szkody niż pożytku.Margaret zastanawiała się, jaki powód miał Arthur, by odwiedzać manyatta! Próbował sprzedać Masajom pastę do zębów?- Za to doskonale wiedzą, kim są - zaprotestował Patrick.- Struktura ichnomadycznej społeczności jest starożytna, od wieków niezmienna.Chroniąswoją własność, są zadowoleni z życia.Nie są obojętni, leniwi czy znudze-ni.Głęboko wierzą w swoich bogów, rytuały i ceremonie.- Nie są wykształceni! - wykrzyknął Arthur.- To prawda, za to doskonale znają zwyczaje i normy swojego plemienia.- Ale żyjemy w dwudziestym stuleciu.Na litość boską, to nie jest wiekszesnasty.Ludzie muszą się dostosować, adaptować, inaczej nie będą sięrozwijać.Tak czy owak, Patrick, jak na lekarza prezentujesz dość niezwy-kłe stanowisko w tej kwestii.- No to popatrzmy na Kikuju - odparł Patrick.- Wprowadzono ich na siłęw dwudziesty wiek, choć niektórzy wrzeszczeli i kopali.Oni także przedprzybyciem Brytyjczyków mieli zwartą strukturę społeczną.Potem pozba-wiono ich ziemi, zamieniono w niewolników.- To nie jest niewolnictwo - stwierdził Arthur, oderwawszy zębami kęschleba.- Nie dramatyzujmy.- W takim razie nazwijmy to podległością.Ich los niczym się nie różni odlosu chłopa pańszczyznianego.Mężczyzni przenieśli się do miast zarabiaćeuropejskie pensje, które choć według naszych standardów są żałośnie ma-łe, dla pewnych rodzin Kikuju oznaczają postęp.Ale te rodziny wciążmieszkają wshamba, a w domu nie ma ojców ani braci.W miastach po-wstają slumsy, pojawiła się prostytucja, materia życia Kikuju została roze-rwana.- Kikuju rządzą krajem i są do szpiku kości skorumpowani - oznajmił za-palczywie Arthur.RLT- Chcesz powiedzieć, że na przykład takiemu Jamesowi byłoby lepiej,gdyby został na wsi i nigdy nie przyjechał do Nairobi? - zapytała Diana.Przywołując przykład Jamesa, Diana skutecznie zakończyła dyskusję.Pa-trick w żadnym razie nie mógł odpowiedzieć, że James prowadzi niezwykleponure życie, bo oddzielony od żony i dzieci przez pięćdziesiąt jeden tygo-dni w roku służy białej rodzinie i mieszka w betonowym schronie.Komuśtakiemu, mógłby argumentować Patrick, należy wybaczyć zastanawianiesię nad celem rebelii Mau-Mau i sensem ruchu Uhuru.Nie dla Jamesa wol-ność, bez dwóch zdań.Patrick popijał wino, nie chcąc lub nie będąc w sta-nie wykorzystać innego przykładu do udowodnienia poglądu, z którymBrytyjczycy i przypuszczalnie Holendrzy w żadnym razie się nie zgodzą.- Gdzieś tam jest pochowany Finch Hatton - odezwała się Saartje, wska-zując orientacyjną drogę do grobu kochanka Karen Blixen.- Musimy zoba-czyć obelisk.- Arogancki rozpustnik - oznajmił z pogardą Arthur.-Cholernie zle trak-tował Tanne, kiedy tu mieszkała.- Mówił tak, jakby z pierwszej ręki znałcholernie złe traktowanie Karen Blixen, choć przecież dzieliło go od niejcałe pokolenie.- Ja chętnie obejrzę grób - powiedziała Margaret.- Kobiety.Beznadziejne romantyczki - skomentował.- Cóż, skoro jednoz nas idzie, idziemy wszyscy - dodał z umiarkowaną radością.- Musimytrzymać się razem.Nie możemy rozbijać grupy.- Też chciałbym zobaczyć to miejsce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]