[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdybym się im postawił.- Poświęciłeś mnie dla nich, tak? Nie byłeś samotny! Miałeś mnie! Byłam twojąsiostrą, a ty mnie zdradziłeś! Pozwoliłeś, żeby Ricky i Tommy.- Nie mogła mówić dalej.Odwróciła głowę, czując bolesne dławienie w gardle.Na szczęście po chwili dojrzała swójsamochód wyjeżdżający z parkingu.- Wybacz mi, Becky Lynn, błagam.Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ciężkozapłaciłem za wszystko.Becky wbiła wzrok w trotuar, milczała przez moment, wreszcie podniosła wzrok nabrata.- Słowa są tanie, Randy.Twoje postępowanie, wtedy, przed laty, powiedziało miwszystko.Nic więcej nie chcę wiedzieć.- Mama mi wybaczyła - szepnął.- Zrozumiała.Ona.Becky szarpnęła się gwałtownie jak dzgnięta nożem.- Nie waż się mówić o matce! Nie wspominaj nawet o niej!- Wiesz, że umarła? Przed śmiercią mówiła o tobie.Mówiła, że ci się powiodło, że.- Przestań! - krzyknęła, zasłaniając uszy.- Nie istniejesz dla mnie! Nie chcę pamiętaćo przeszłości!Widząc, co się dzieje, Kenny wyskoczył z samochodu, gotów stanąć w jej obronie.- Wszystko w porządku, Valentine?- Nie.Ten człowiek mnie zaczepia - powiedziała drżącym głosem.263 Kenny z wojowniczą miną stanął przed trzy razy potężniejszym od niego Randym.- Już cię tu nie ma - oznajmił krótko.- Zanim zdążę wezwać policję.Becky czym prędzej wsiadła do wozu.Była tak roztrzęsiona, że nie wiedziała, czyzdoła prowadzić.- Ricky i Tommy trafili do pudła! - wołał jeszcze Randy.- Zaraz potem! Zgwałcili SueAnnę Parker!Sue Annę Parker? O Boże, biedna Sue.- Zeznawałem, Becky Lynn! Buddy też! Zrobiłem to dla ciebie!Wciągnęła głęboko powietrze i po raz ostatni spojrzała na brata.Kątem oka widziałastropioną minę Kenny ego.- To dobrze - powiedziała cicho.Nie wiedziała nawet, czy Randy ją słyszy.-Powinieneś był tak postąpić.Ale ze mną nie ma to nic wspólnego.Za pózno, Randy.- Becky!Zatrzasnęła drzwi samochodu, obojętna na jego rozpaczliwe wołanie.Brat umarł dlaniej dawno temu, w dniu kiedy, nie miał odwagi przeszkodzić swoim kompanom.Nie wybaczy mu tego.Nigdy.ROZDZIAA CZTERDZIESTY �SMYBecky Lynn usiadła na łóżku.Była spocona, oddychała z trudem.Rozejrzała sięprzerażona, pewna, że za chwilę ujrzy wokół siebie nędzne budy jeszcze nędzniejszegoprzedmieścia, a w nozdrza uderzy ją zapach wilgotnej ziemi oraz fetor śmietników.Nie, powietrze w jej sypialni przesycone było delikatnym aromatem potpourri, którestało na szafce nocnej.Powoli rozpoznawała znajome przedmioty: grafika Chagalla nadtoaletką, wiktoriański fotel na biegunach przykryty kaszmirową chustą, butelka wodytoaletowej Chloe, srebrna pozytywka - prezent przywieziony przez Carla z podróży doHiszpanii.Była w swoim domu, w swojej sypialni.Z dala od Bend.Chwilę trwało, zanim otrząsnęła się z koszmaru.We śnie otaczali ją wszyscy jejprześladowcy.Ricky, Tommy, Randy, ojciec, wszyscy zacni mieszkańcy Bend utworzyliwokół niej krąg, szydząc z niej i wytykając palcami.Otaczali ją coraz ciaśniej i ciaśniej,264 szydzili coraz okrutniej, wyciągali ku niej drapieżne dłonie, w końcu zaczęli zdzierać z niejubranie, szarpali za włosy, orali skórę ostrymi szponami.Becky krzyczała, by przestali, aleoni stawali się coraz bardziej agresywni, coraz bardziej bezwzględni. To nie żadna Valentine! - krzyczeli.- To wstrętna Becky Lynn, podły, nędznyśmieć!Becky wzdrygnęła się.Nie pierwszy raz męczył ją ten sen.Powtarzał się od dnia,kiedy spotkała Randy ego po wyjściu z przyjęcia.Był tak przerażający, że bała się kłaśćwieczorem do łóżka.Bliska histerii, nie wiedziała, co gorsze: bezsenność czy koszmarne sny.Odrzuciła kołdrę, wstała i przeszła do łazienki, żeby napić się wody.To wszystko wina Randy ego, myślała.Nie dawał jej spokoju, nie rozumiał, że siostranie chce mieć z nim nic wspólnego.Jakimś sposobem zdobył jej adres i zaczął zasypywaćlistami.Przez ostatnie dwa tygodnie dostała dwanaście.Błagał w nich, by zechciała z nimporozmawiać, a ona bała się, że któregoś dnia zobaczy go na progu swojego domu albousłyszy jego głos nagrany na automatycznej sekretarce.Znowu przeszedł ją zimny dreszcz.Dlaczego nie ma przy niej Carla? Prosto z St.Johnpoleciał do Nowego Jorku, potem do Londynu, skąd wrócił znowu do Nowego Jorku.Do LosAngeles wpadł zaledwie na cztery dni, a i tak przez cały czas siedział w swoim studiu,wywołując fiłmy.Nie miała nawet kiedy opowiedzieć mu o spotkaniu z bratem.Tak bardzo chciałaby usłyszeć od niego, że nie powinna się martwić i że wszystkobędzie dobrze.Carlo poradziłby jej, jak wybrnąć z tej okropnej sytuacji.Był przecież jejmężem.Powinien wiedzieć, co się z nią dzieje.Bez niego czuła się zupełnie rozbita.Zapaliła nocną lampkę i spojrzała na zegarek.Dwunasta.Trzecia w Nowym Jorku.Zrodek nocy.Wahała się przez chwilę, po czym wyjęła z szuflady kartkę, na której zapisałanumer telefonu hotelu, w którym zatrzymał się Carlo.Telefon odebrał jakiś nieznajomy mężczyzna o zaspanym głosie: W pierwszej chwilipomyślała, że hotelowy operator połączył ją z niewłaściwym pokojem, ale zaraz uświadomiłasobie, że nie może być mowy o pomyłce.Carlo nie był sam.Hugh Preston został u niego na noc.Ze łzami w oczach, zawiedziona i opuszczona, odłożyła bez słowa słuchawkę.265 ROZDZIAA CZTERDZIESTY DZIEWITYCała ekipa czekała na Zoe.W studiu panowała napięta atmosfera, wszyscy bylizdenerwowani i wściekli, że tracą czas oraz pieniądze.Jack, klnąc w duchu, co chwilaspoglądał na zegarek.Pomimo krążących plotek, zdecydował się na sesję z Zoe.Dotądjeszcze nigdy nie miał z nią kłopotów.Lubił z nią pracować i nie sądził, że dziewczynawystawi go do wiatru.- Do diabła, gdzie ona się podziewa, Jack? Tracimy pieniądze! Mnóstwo pieniędzy! -irytował się dyrektor artystyczny.- Powinna zaraz przyjść, Bill.Pewnie utknęła w korku.- Jack usiłował nadać swojemugłosowi beztroskie brzmienie.- Pete dzwoni właśnie do agencji.- Ale forsa, Gallagher, forsa! Płacimy za studio!- Nie martw się, nadgonię stracony czas.Skończymy dzisiaj, choćbym miał tu tkwićdo póznej nocy.- Jesteś pewien? Wiesz, że nie zapłacę ani grosza za nadgodziny.Jack skinął głową i ruszył w stronę Pete a.On też był wściekły.Przyrzekł Billowi, żewywoła jeszcze dzisiaj zdjęcia, ale obietnica z każdą minutą stawała się coraz mniej realna.- Niech to szlag, Pete.Co powiedzieli w agencji?- Szukają.Sprawdzali w domu.Ktoś tam nawet pojechał, ale jej nie zastał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    H. P. Mallory, Jolie Wilkins 01, Buchajšcy ogień i wrzšcy kocioł(1)
    Robillard Anne Szmaragdowi Rycerze 01 Ogień z nieba
    Bucheister Patt Ogień i woda
    7 Wewnetrzny ogień Carlos Castaneda
    Meyer Kai Lodowy ogień
    Prosto w ogień Stuart Anne
    Emma Goldrick Jak ogień
    DeMarco Kathleen Nie jesteœ mi potrzebna
    Christopher G Nuttall The Trojan Horse (epub)
    Lessig Lawrence Wolna Kultura
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulinaskc.xlx.pl