[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas tej imprezyodniosła wrażenie, że koledzy bardzo go lubią i cenią.- Na mnie możesz zawsze liczyć, braciszku - powiedziała z uśmiechem ina pożegnanie cmoknęła go w policzek.W sobotę miała zamiar zająć się na serio poszukiwaniem mieszkania.Niestety, poszukiwania okazały się bezowocne, ponieważ głowę miała zajętączymś innym.Przed oczami bez przerwy pojawiała się ta straszna, okropna, że-nująca scena.Jake Nash widział ją kompletnie gołą, kiedy korzystała z jegoprywatnej łazienki.Powinna go za to przeprosić.Jasne.A może już przeprosiła?Za nic nie mogła sobie przypomnieć.W sumie nic dziwnego.W jej pamięciutrwalił się tylko ten okropny moment, kiedy stała przed nim sparaliżowanastrachem.- 49 -SRKiedy w poniedziałek wkraczała do biura, nadal nie bardzo wiedziała, jakzałatwić sprawę przeprosin.Na szczęście Kate stawiła się już do pracy, cooznaczało, że czas, jaki będzie musiała spędzić sam na sam z szefem, ulegnieznacznemu skróceniu.Może nawet uda się tego uniknąć.Niestety.Jake, który prawdopodobnie chciał oszczędzićrekonwalescentkę, wezwał do siebie Taryn.Do gabinetu Taryn wchodziła z mocnym postanowieniem, że przeprosinnie będzie.Po prostu jest już na to za pózno.Ale kiedy usiadła i spojrzałaszefowi w twarz, zorientowała się od razu, że on wcale nie przeszedł do po-rządku dziennego nad tamtym wydarzeniem.Nie odzywał się, tylko patrzył na nią.Natychmiast poczuła na policzkachznajome ciepło.Jake przez chwilkę wydawał się zaabsorbowany wyłącznie tymrumieńcem.Po czym spytał:- Udał się piątkowy wieczór?Oczywiście, musiał o to zahaczyć!Wtedy ona, wbrew swoim postanowieniom, zaczęła się tłumaczyć.- Ja.ja chciałam przeprosić.Chodzi o ten prysznic.- Prysznic? Trzeba przyznać.rewelacja.Wiadomo, co miał na myśli.Znów poczuła na policzkach ogień.- Nigdy więcej to się nie powtórzy - oświadczyła stanowczym głosem ispojrzała na niego bardzo chłodno, dając do zrozumienia, że ona osobiścieuważa rozmowę na ten temat za zakończoną.Spojrzała znacząco na swój notes.Po czym oprzytomniała.Przecież nieona tu rządzi.Jake sam zadecyduje, kiedy zacznie dyktować.- A więc jak to tam jest między tobą a tym Matthew Kiteleyem? - spytał.- Przepraszam, o co ci chodzi?- Stanęło na tym, że żonaty facet, póki się nie rozwiedzie, nie ma u ciebieżadnych szans.A ten Kiteley nosi przecież obrączkę.- 50 -SR- Obrączkę.Owszem, nosi.Woli nie ryzykować.Zawsze może sięzdarzyć, że zapomni ją włożyć przed powrotem do domu!Trafiła.Jake natychmiast przystąpił do dyktowania.Dyktował tak szybko,że jej ręka dosłownie fruwała nad kartką.Ach, ty gadzie, wściekała się, wpisując wszystko do komputera.Jak bymchciała, żebyś znowu wyjechał! Przynajmniej na kilka dni!W domu też czekała na nią niespodzianka, na szczęście bardzo miła.Okazało się, że macocha zaangażowała nową gosposię.Pani Ferris wyglądałabardzo groznie.Ta kobieta na polu bitwy na pewno nie bawiłaby się w żadnebranie jeńców.Macocha trafiła na godnego siebie przeciwnika, a życie Taryn stało sięzdecydowanie łatwiejsze.W sobotę przed południem zamiast szykować lunch,mogła spokojnie przeglądać służbowe notatki.Póki nie zadzwoniła ciotka Hilary.- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - spytała, kiedy przywitały sięjuż czule.- Wiem, że nie musisz zajmować się domem.- Słyszałaś już o pani Ferris?- Oczywiście.Przecież to ja ją wynalazłam.Zwietna babka.W sam raz dlaEvy, za dobra, żeby marnowała się u kogoś innego.- Ciociu! - Taryn wybuchnęła głośnym śmiechem - Jesteś niepoprawna!- Mam kłopot, dziecko.- Mogę pomóc?- Możesz.Wiem, że jestem trochę bezczelna, ale.Potrzebna jestrecepcjonistka do hotelu.Tylko na kilka godzin, trudno znalezć chętnego.Aobiecałam, że stanę na głowie.W słuchawce zapadła cisza.Bardzo wymowna.Kochana cioteczka!Taryn, oczywiście, też nie paliła się do tego zadania.Miała pracę w pełnymwymiarze godzin, bardzo ciekawą i satysfakcjonującą.Po co brać dorywczezajęcie?- 51 -SRPoczucie lojalności jednak przeważyło.- Ale ty wiesz, ciociu, że ja o pracy recepcjonistki nie mam bladegopojęcia?- %7ładen problem - odparła ciotka z wyrazną ulgą i przystąpiła do dalszychwyjaśnień.W hotelu Irwin" wieczorem organizują bankiet.Niestety, personelhotelowy zdziesiątkowany jest przez grypę.Ciotka zatrudniła już kelnerki ipomoc do kuchni.Potrzebują jeszcze kogoś reprezentacyjnego, o dobrychmanierach, kto będzie w recepcji.- Ale co dokładnie mam robić?- Dawać klucze, wpisywać gości do księgi hotelowej.Chociaż tegowieczoru nie spodziewają się najazdu gości.Oczywiście, oprócz tych, którzyprzyjadą na ten bankiet.Ciotka przekazała jeszcze kilka szczegółów i podała dokładny adres.Taryn nie była specjalnie zachwycona, co zaowocowało wyrzutami sumienia.Wkońcu ciotka zawsze ją wspierała.I to ona znalazła jej pracę u uroczego Osgo-oda Comptona, dzięki czemu Taryn wylądowała w Nash Corporation.Znowu telefon.Taryn podniosła słuchawkę pewna, że ciotce coś sięjeszcze przypomniało.Dzwonił Jake Nash!- Musisz tu przyjechać - powiedział stanowczym głosem bez żadnychwstępów.Musisz?!- Do biura?- Nie.Do mnie do domu.Nie podoba mi się jeden fragment w tym, conapisałaś.Musimy to razem przejrzeć.Czy on nigdy nie wypoczywa? Czy on tak zawsze?Nie, nie zawsze.Wiedziała przecież dobrze, że dziś wieczorem szef idziedo restauracji.- 52 -SRByła pewna, że przepisała wszystko bezbłędnie, sprawdzała przecież dwarazy.Z drugiej strony w pracy zawsze jest młyn i wszystko mogło się zdarzyć.Poza tym przy takich zarobkach powinna być na każde skinienie szefa.- Ile to zajmie czasu? - spytała.- Tyle, ile trzeba - padła opryskliwa odpowiedz.- Ale nie musisz zabieraćszczoteczki do zębów.Rozłączyli się, Taryn szybko wystukała numer ciotki.W Hotelu Irwin"miała być na siódmą, stolik dla Jake'a był zarezerwowany na ósmą.- Ciociu, może się zdarzyć, że na siódmą się nie wyrobię.Sprawyzawodowe.Na pewno tam pojadę, ale tak na wszelki wypadek.- Zadzwonię zaraz do dyrektora, pana Buckleya, i uprzedzę go.Szybko umieściła w samochodzie cały swój rynsztunek.Teczka isłużbowy laptop na fotelu z przodu, na tylnym siedzeniu rozłożona czarna prostaspódnica.Na wieszaku dyndała biała gnieciona bluzka.Taryn z mieszanymiuczuciami usadowiła się za kierownicą.Z jednej strony wcale nie chciała jechaćdo Jake'a.Z drugiej, coś ją tam ciągnęło.Do domu faceta, który stanowczo zbytczęsto doprowadzał ją do białej gorączki!Dom Jake'a stał w eleganckiej dzielnicy.Prawie dwadzieścia minut zajęłoposzukiwanie miejsca do parkowania.Kiedy zadzwoniła do drzwi, usłyszała wdomofonie lakoniczne wchodz".Gdy prowadził ją przez długi hol, spytał:- Napijesz się czegoś?- Dziękuję.Wolałabym od razu wziąć się do pracy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]