X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twój kuzyn Teodul mówił mi o niej; ten lansjer, oficer.Kokietka, mój chłopcze, kokietka! Ale\ tak, do diaska, ulica Plumet.Dawniej nazywała sięBlomet.Teraz przypominam sobie.Słyszałem o tej dzierlatce zza kraty na ulicy Plumet.Wogrodzie.Istna Pamela.Masz niezły gust, podobno wcale urodziwa.Między nami mówiąc,zdaje się, \e ten głupi oficerek trochę się do niej umizgał.Nie wiem, jak daleko zaszedł.Aleto nie ma znaczenia, a przy tym nie trzeba mu zbytnio wierzyć.On lubi przechwałki.Mariuszu, moim zdaniem, dobrze robisz, \e się kochasz.To przystoi twemu wiekowi.Wolęcię jako kochanka ni\ jako jakobina.Wolę, \ebyś się kochał w spódniczce, co mówię, wdwudziestu spódniczkach, do licha, ni\ w jednym panu Robespierze! Co do mnie, to muszęsobie oddać sprawiedliwość, \e spośród sankiulotów lubiłem tylko kobietki.Aadnedziewczątko jest zawsze ładnym dziewczątkiem, tak jest, i basta! A co do twojej małej, toprzyjmuje cię bez wiedzy tatusia.Tak zwykle bywa.I ja te\ miewałem podobne awanturki, ito nie jedną.Wiesz, co się robi w takich razach? Nie bierze się sprawy zbyt serio; nie robi sięz tego tragedii; nie kończy się ślubem i wizytą u pana mera przepasanego szarfą.Jest się poprostu mądrym chłopcem ze zdrowym sensem w głowie.Kochajcie, ludzie, ale się nie \eńcie.Przychodzisz więc do dziadka, który w gruncie rzeczy jest wielkim poczciwiną i zawsze maparę rulonów złota w starej szufladzie; powiadasz mu: dziadku, tak i tak.A dziadek powiada:najzwyklejsza w świecie historia.Młodość musi się wyszumieć, starość musi to zrozumieć.Jabyłem kiedyś młody, ty będziesz kiedyś stary.Tak, mój chłopcze, oddasz to swojemu wnukowi.Masz dwieście pistolów, baw się, u licha! Znakomicie, tak trzeba właśnie załatwiaćsprawę.Nie trzeba się \enić, ale to niczemu nie przeszkadza.Rozumiesz mnie?Mariusz, skamieniały, nie mogąc wymówić słowa, potrząsnął głową na znak, \e nierozumie.Staruszek parsknął śmiechem, przymru\ył pomarszczoną powiekę, uderzył go ręką pokolanie, spojrzał w oczy z miną tajemniczą i promieniejącą i rzekł tkliwie, wzruszającramionami:- Zrób z niej swoją kochankę, głuptasie!Mariusz zbladł.Nie rozumiał nic z tego wszystkiego, co przed chwilą mówił dziadek.Gadanina o ulicy Blomet, Pameli, koszarach i lansjerze przesunęła się przed nim jak sennymajak.Nic z tego nie mogło odnosić się do Kozety, która była czysta jak lilia.Staruszekbredził.Ale to bredzenie zakończyło się słowem, które Mariusz zrozumiał, a które dla Kozetybyło śmiertelną zniewagą.Powiedzenie:  Zrób z niej swoją kochankę , jak miecz przeszyłoserce surowego młodzieńca.Wstał, podniósł z ziemi kapelusz i stanowczym, pewnym krokiem podszedł kudrzwiom.Tu obrócił się, skłonił się głęboko dziadkowi, podniósł głowę i rzekł:- Przed pięciu laty zniewa\ył pan mego ojca; dziś zniewa\a pan moją \onę.O nic ju\pana nie proszę.śegnam.Dziadek Gillenormand, zdumiony, otworzył usta, wyciągnął ramiona, chciał wstać, alezanim zdołał wymówić słowo, drzwi się zamknęły i Mariusz znikł.Starzec siedział chwilę nieruchomo, jak ra\ony gromem, nie mogąc przemówić aniodetchnąć, jakby czyjaś dłoń zacisnęła mu gardło.Wreszcie zerwał się z fotela, pobiegł dodrzwi, o ile mo\na biegać, mając lat dziewięćdziesiąt jeden, otworzył je i zawołał:- Na pomoc! Na pomoc!Nadbiegła córka, potem słu\ba.Starzec rzęził \ałośnie:- Biegnijcie za nim! Złapcie go! Co ja mu złego zrobiłem? Oszalał! Poszedł sobie!Ach, mój Bo\e, mój Bo\e! Teraz ju\ nie wróci!Podszedł do okna, które wychodziło na ulicę, otworzył je starymi, dr\ącymi dłońmi,wychylił się więcej ni\ do połowy ciała i podczas gdy Baskijczyk i Nikoleta trzymali go ztyłu, wołał:- Mariuszu! Mariuszu! Mariuszu! Mariuszu!Ale Mariusz nie mógł go ju\ słyszeć, właśnie w tej chwili skręcał w ulicę Zw.Ludwika. Starzec gestem rozpaczy parę razy podniósł ręce do skroni, cofnął się chwiejnymkrokiem i opadł na fotel bez sił, bez głosu, bez łez, potrząsając głową i poruszającnieprzytomnie ustami, a w oczach i sercu miał ju\ tylko ponurą otchłań podobną do nocy. Księga dziewiątaDokąd idą? IJan ValjeanTego samego dnia, około czwartej po południu, Jan Valjean siedział sam na stokujednego z najmniej uczęszczanych wałów Pola Marsowego.Czy to przez ostro\ność, czy dla-tego, \e chciał zebrać myśli, czy mo\e po prostu skutkiem nieuchwytnej zmianyprzyzwyczajeń, jaka dokonuje się powoli w ka\dym ludzkim istnieniu, Jan Valjean rzadkoteraz wychodził z Kozetą.Miał na sobie robotniczą bluzę, spodnie z szarego płótna, a szerokidaszek czapki zakrywał mu twarz.Jeśli chodziło o Kozetę, był teraz spokojny i szczęśliwy;rozwiało się wszystko, co przez pewien czas niepokoiło go i dręczyło; ale od tygodnia czydwóch pojawiły się nowe troski.Pewnego dnia, przechadzając się po bulwarze, spostrzegłTh�nardiera; dzięki przebraniu Th�nardier go nie poznał.Ale od tego czasu Jan Valjeanwidział go kilkakrotnie i nabrał teraz pewności, \e Th�nardier krą\y w tej dzielnicy.Był todostateczny powód, by powziąć zasadniczą decyzję.Bliskość Th�nardiera oznaczaławszystkie niebezpieczeństwa naraz.Poza tym Pary\ nie był spokojny; zaburzenia polityczne stwarzały tę niedogodność dlaczłowieka mającego coś do ukrywania w \yciu, \e policja stała się bardzo niespokojna ipodejrzliwa; tropiąc takich ludzi jak P�pin lub Morey, łatwo mogła trafić na człowieka wrodzaju Jana Valjean.Ze wszystkich tych względów nie mógł być spokojny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Huff Tanya Victoria Nelson 02 Œlad krwi
    Huff Tanya Victoria Nelson 01 Cena krwi (5)
    Hubbard, L Ron Mission Earth 09 Villainy Victorious
    Huff Tanya Victoria Nelson 02 Œlad krwi (2)
    Victor Appleton Tom Swift Among The Fire Fighters
    Huff Tanya Victoria Nelson 2 Œlad krwi
    Christopher Fowler [Bryant an The Victoria Vanishes (v5.0) (e
    Victor Appleton Tom Swift and His Air Scout
    Drugie oblicze zdrady Ostrovsky Victor 2
    Holt Victoria Indyjski wachlarz
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.xlx.pl