[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pewno".Wytarł ubrudzoną zmiażdżonym winogronem dłoń o pludry isięgnął po wino.opróżniając kielich z delikatnego weneckiego szkła jednym nerwowym haustem.Dłużej już nie mógł wytrzymać.- Sir Thomasie.-.oczywiście, najlepszym baranem do.Tak, milordzie?Henry pochylił się w stronę starszawego rycerza.Nie chciał, by reszta go słyszała, i tak miał już dośćtego, jak się z nim drażnili.Ledwie zdzierżył rymowankę ułożoną przez ojcowskiego błazna, WillaSommersa: Chociaż nosisz króla twarz, dworskie kroki ledwie znasz".- Sir Thomasie, kim jest ta kobieta obok sir Gi-lesa i jego damy?- Kobieta, milordzie?- Tak, kobieta.- Wymagało to znacznego wysiłku, ale młody książę nie uniósł głosu i zachowałspokój.Sir Thomas był cenionym rentierem, wiernym szambelanem w Sheriffhuton przez te wszystkielata, kiedy Henry przebywał we Francji.Należał mu się szacunek choćby z racji wieku.- Ta w czerni.Obok sir Gilesa i jego damy.- Ach, obok sir Gilesa.- Sir Thomas pochylił się do przodu i zazezował we właściwym kierunku.Dama, o której była mowa, siedziała ze skromnie spuszczonym wzrokiem.- A, to żona staregoBeswicka.- Beswicka? - Tę cudowną istotę poślubiono Bes-wickowi? Baron był co najmniej w wieku sir Tho-masa.Henry nie mógł w to uwierzyć.- Ale on jest stary!- Jest martwy, milordzie.- Sir Thomas uśmiechnął się pod nosem.- Ale śmiem twierdzić, że stanąłprzed Stwórcą jako szczęśliwy człowiek.A ona jest słodkim stworzeniem i ponoć ciężko przeżyła jegośmierć.Mąż rzadko widywał ją za życia, a teraz jeszcze mniej.- Długo byli małżeństwem? - Miesiąc.nie, dwa.- A ona mieszka w zamku Beswick?- Jeśli tę omszałą ruinę można nazwać zamkiem -prychnął sir Thomas - to tak, milordzie.- Jeśli tę kupę kamieni - Henry wskazał dłonią na wielką salę pozostającą w praktycznie niezmie-nionym stanie od dwunastego stulecia - nazywasz zamkiem, wszystko możesz nim nazwać.- To jest królewska rezydencja - zaprotestował z urazą sir Thomas. Uśmiechnęła się.Dobrze widziałem.Uśmiechnęła się.Do mnie".- A tam, gdzie ona przebywa, niebo zstąpi na ziemię" - wymruczał rozmarzony Henry, zapo-mniawszy na chwilę, gdzie się znajduje, tonąc w tym uśmiechu.Sir Thomas ryknął donośnym śmiechem i zadławił się łykiem ale.Musiano go kilka razy mocnouderzyć w plecy, co przyciągnęło uwagę reszty zgromadzonych, czego Henry tak starał się uniknąć.- Powinieneś bardziej panować nad ekscytacją, mój dobry panie - pouczył sir Thomasa arcybiskupYorku, kiedy ci, którzy rzucili się na ratunek, powrócili na swoje miejsca.- Nie ja, Wasza Aaskawość - sir Thomas z szacunkiem zwrócił się do prałata.- To naszemu księciuzrobiło się ciasno w kroku.Czując, jak twarz robi mu się czerwona, Henry przeklął w duchu barwy Tudorów.Podkreślały każdyjego rumieniec, jakby był panną, a nie liczącym już szesnaście wiosen mężczyzną.Pózniej, gdy na starej galeryjce zaczęli grać muzycy, Henry przechadzał się wśród gości, próbując -jaksądził - z sukcesem ukryć swój ostateczny cel.Teraz wszyscy go obserwowali, a jeden czy dwóch,wiedział o tym, doniesie o wszystkim jego ojcu.Kiedy wreszcie ruszył ku niej, zebrała w dłoń swoje czarne i srebrne spódnice i skierowała się wstronę otwartych drzwi prowadzących na zamkowy dziedziniec.Henry podążył za nią.Czekała, tak jak się spodziewał, na drugim z szerokich stopni, wystarczająco daleko od drzwi, by staćjuż w ciemności, wystarczająco blisko, by mógł ją odnalezć.- W sali jest.ekhm.duszno, prawda? Odwróciła się ku niemu.Jej blada twarz i dekoltzdawały się lśnić w mroku.- Mamy sierpień.- Ekhm.tak.- Nie byli jedyną parą szukającą wytchnienia poza duszną, zadymioną salą, ale pozo-stali dyskretnie się oddalili, gdy zobaczyli księcia.-Nie boisz się, pani.hm.nocnych chłodów?- Nie.Kocham noc.Jej głos przywodził na myśl morze i Henry podejrzewał, że równie łatwo mógłby go porwać.W środ-ku, w świetle pochodni, wydawała mu się niewiele starsza od niego, ale tu, pod gwiazdami, nie miaławieku.Oblizał wargi, które nagle zrobiły się suche, i pomyślał, co jeszcze mógłby powiedzieć.- Nie było cię, pani, dziś na polowaniu.- Nie.- Nie polujesz zatem?Mimo panującego mroku jej oczy schwyciły i przytrzymały jego spojrzenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]