[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Festian był też pewny, że za powierzchowną żartobliwościącechującą stosunki Mathiana z Keltysem kryło się pewne rozgoryczenie.Było to częściowozrozumiałe.Mathian, zważywszy na jego stosunkowo młody wiek i brak doświadczeniawojskowego, musiał się czuć nieswojo pod okiem podwładnego, który był zaprawionym wboju weteranem.Ale chodziło tu o coś więcej, nawet nie stosunki łączące Kelthysa z baronemTellianem, bowiem Kelthys był również wietrznym jezdzcem.a Mathian nie.Festian widział, jak to jątrzyło serce młodzieńca.Bogowie wiedzieli, że zawsze pragnąłzostać wietrznym jezdzcem, ale rumaki wybierały, kogo chciały, i żadna siła na ziemi nie byław stanie zmusić ich do zaakceptowania jezdzca wbrew ich woli.Mathian wiedział to równiedobrze jak każdy inny, ale mimo to czuł się dotknięty szczęściem swojego wasala.Ale przynajmniej zgodził się wezwać Kelthysa.Bez względu na to, co do niego czuł, musiałzdawać sobie sprawę z tego, jak cenne były jego rady i opinie.Festian modlił się w duchu dowszystkich bogów, którzy akurat go słuchali, by Mathian miał na tyle oleju w głowie, by goposłuchać.* * *Marglyth, córka Bahnaka, przewiązała suknię szarfą i bezlitośnie przeciągnęła szczotką przezwłosy, starając się nie zwracać uwagi na wielkie, puste łóżko, stojące za jej plecami.Jej mążJarthuhl wyruszył razem z armią i pod jej bratem Barodahnem dowodził batalionem w ataku zflanki, który zawijał się od Sondur, aby zamknąć się na Navahk niczym stalowe kleszcze.Południowi hradani Zakrwawionego Miecza zostali tam zapędzeni i trzymani w szachu przezjedno skrzydło armii księcia Bahnaka, dowodzone przez Uralahka z Gorchcan, ale Churnazhzdołał skupić niemal dwie trzecie wszystkich sił, aby stawić czoła decydującemu uderzeniu.On i jego starsi rangą oficerowie stawiali rozpaczliwy opór, doskonale zdając sobie sprawę ztego, co ich czeka w przypadku przegranej, a tym razem unikali najgorszych błędów, jakiepopełnili w ostatniej wojnie.Zamiast rzucać się na oślep na wrogów, jak to robili poprzednio,prowadzili uparte działania defensywne, walcząc o każdą grań i każdy wezbrany strumień.Wprawdzie wycofywali się stopniowo, ale udało im się osiągnąć tyle, że atakujący posuwalisię naprzód w żółwim tempie.Marsz armii Bahnaka był opózniony o co najmniej dwatygodnie w stosunku do czasu, jaki powinno jej zabrać zajęcie obecnych pozycji zgodnie zpierwotnymi przewidywaniami księcia.Bahnak miał też nadzieję, że liczba ofiar będzieniższa.Może i była niższa, niż się obawiał, ale wystarczająco wysoka, by zbyt wiele rodzinKoniokradów bolało nad stratą najbliższych.Ale w tej chwili to nie o bezpieczeństwo Jarthuhla, ojca czy któregoś z braci się obawiała.Martwiła ją ich nieobecność, która przejmowała jej serce strachem.Choć się z tym nie obnosił,Jarthuhl był zawsze dumny z żony, która zaraz po swoim ojcu była najważniejszą osobą wHurgrum.Przez lata małżeństwa przyzwyczaiła się, że ma w nim zawsze oparcie - podobniejak Bahnak w niej - gdy należy podjąć jakąś decyzję, a on zawsze był przy niej, gdy gopotrzebowała, cichy, ale pomocny.Po raz pierwszy od wielu lat czuła się krucha i samotna wobliczu odpowiedzialności, tęskniła za pokrzepiającym uściskiem jego ramion.Po raz ostatni przeciągnęła szczotką przez włosy, po czym z brzękiem rzuciła ją na toaletkę.Musi wystarczyć, powiedziała sobie, wstając, po czym spojrzała na służącą stojącą niepewniew drzwiach.- Będę wdzięczna, jeśli powiesz gońcowi, że zobaczę się z nim w sali obrad - powiedziała.Nikt nie poznałby po jej głosie, jak bardzo była przerażona.Księżna Arthanał czekała już w sali obrad, gdy przybyła Marglyth.Arthanal nie pełniła żadnejoficjalnej funkcji w radzie, jednak Marglyth wiedziała, jak często jej rady miały decydującywpływ na ważne decyzje podejmowane przez Bahnaka, i ciężar spoczywający na jej barkachwydał się odrobinę lżejszy, gdy matka uśmiechnęła się do niej zachęcająco.Obeszła stółdookoła, by usiąść na swoim miejscu pierwszego doradcy, po czym z mocno bijącym sercempodniosła oczy, gdy drzwi ponownie się otwarły.Ale to nie był goniec - jeszcze nie - i pulsuspokoił jej się nieco, gdy strażnicy wpuścili do komnaty Bahzella i Hurthanga.- Dziękuję za przybycie - powiedziała cicho, ale z głębi serca.Bahzell tylko wzruszyłramionami, a potem uściskał ją i stanął pod ścianą za jej krzesłem jak zbrojny za swoimpanem.Hurthang stanął obok niego.Z formalnego punktu widzenia nie mieli tu nic do roboty,podobnie jak Arthanal, ale Marglyth wiedziała, że będzie potrzebowała porady, a nie byłomożliwości zwołania regularnego posiedzenia rady na czas.Nawet gdyby nie to, że byłwłaśnie środek nocy, większość mężczyzn zasiadających w radzie była na froncie zBahnakiem, a kobiety rozproszyły się po Hurgrum, starając się wykonywać zarówno obowiązkinieobecnych członków rady, jak i swoje własne.Poza tym było to jedno z obciążeń wiążącychsię z funkcją pierwszego doradcy.Pod nieobecność ojca rządzenie Hurgrum należało doMarglyth.a dopóki nie poznała pełnej treści wiadomości przyniesionej przez gońca, próbazebrania kworum i tak nie miała sensu.Ktoś zastukał do drzwi.Zmusiła się, żeby się wyprostować na krześle, gdy wycieńczony,ubłocony Koniokrad został wprowadzony do środka.Goniec ukląkł na jedno kolano pomiędzyotwartymi ramionami stołu w kształcie litery U, a Marglyth przełknęła ślinę.- Nie czołgaj mi się tu na kolanach! - powiedziała cierpko.- Wstawaj i mów, co maszpowiedzieć.- Tak, milady.- Goniec wstał i sięgnął do sakwy.Jasne było, że został wysłany w wielkimpośpiechu, bowiem wymiętoszony kawałek papieru, który wyjął, nie został włożony dospecjalnej tuby przeznaczonej do przechowywania wiadomości.Mało tego, nie został nawetnależycie zapieczętowany, a tylko złożony.Wyciągnął go w stronę Marglyth, która zzadowoleniem odnotowała, że kiedy go odbierała, nie drżały jej ręce.- Dziękuję - powiedziała uprzejmie i rozprostowała ciasno zwiniętą kartkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]