[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.James Grenville skrzywił się ponuro, mierząc wzrokiem niefortunnego kaznodzieję, którywszak\e nie patrzył na niego, lecz na hrabinę Bawton.Ona równie\ miała wściekłą minę, tylkoz innej przyczyny.Nozdrza jej drgały, gdy końcem łaski uderzyła o kamienne płyty podłogi,nakazując krewniakowi kontynuować, zanim po\ałuje, \e się urodził.Tobias CIaverton z rozpaczą odchrząknął.Cokolwiek teraz powie, urazi jedno z nich, leczlepiej, aby był to earl ani\eli droga hrabina.- Księ\niczki Mary i diuka Gloucester - dokończył - który wkrótce będzie gościł u hrabinyBawton i, jak tuszę, w czasie swego pobytu odwiedzi równie\ skromne progi tego przybytku.86Hrabina usiadła wygodniej, z wielką satysfakcją obserwując, jak wielkie wra\enie wywarła nazebranych ta nowina.James Grenville obrócił się ku niej z widoczną wściekłością, lecz gozignorowała.Diuk Gloucester był znacznie lepszą zdobyczą ni\ James Grenville, earlLangford, gdy\ kochany diuk był królewskiej krwi, kuzynem księcia regenta, podczas kiedyJames Grenville był tylko Grenville'em, niewiele znaczącym w obliczu tak dostojnego gościa.Daniel ledwie pohamował ironiczny uśmiech na widok tych niemych potyczek i za swój trudzostał wynagrodzony przez earla spojrzeniem, pod którym mniej odporny oponent padłbytrupem na miejscu.W odpowiedzi doktor zaśmiał się otwarcie, co jeszcze bardziej rozsierdziłoJamesa Grenviile'a.Earl poderwał się z miejsca, chwycił kapelusz, rękawiczki i laskę, po czymwymaszerował z kościoła, pozostawiając za plecami falę komentarzy i nieszczęsnego Tobiasa,który zamarł na ambonie z otwartymi ustami.Jeśli nawet uczucia łączące hrabinę i earla dalekie były od serdeczności, nie oznaczało tojednak, \e hrabina zaakceptuje i zaaprobuje Laurę.Okazała to całkiem dosadnie po wyjściu zkościoła.Wielebny Tobias popełnił kolejną gafę, zatrzymując Laurę i Daniela na chwilęrozmowy na ganku, i tym samym dając wychodzącym okazję do okazania im antypatii.Całetowarzystwo mijało ich bez jednego słowa, odwracając głowy i zagarniając spódnice.Laurapozostała na miejscu jak sparali\owana, ze spuszczonym wzrokiem i dłonią na ramieniuDaniela, czekając, a\ Tobias Claverton skończy mówić i marząc, aby ziemia się otwarła ipochłonęła albo jego, albo ich.Zanim udało im się przerwać potok elokwencji wielebnego, Augustine i jej matka zdą\yły ju\odjechać.One równie\ minęły ich bez słowa, zaś przez całą mszę starannie odwracały wzrok.Ich dezaprobata z pewnością zostanie zauwa\ona przez wszystkich.Większość parafian kłębiłasię jeszcze przy bramie, gdy Daniel i Laura opuszczali dziedziniec i dopiero teraz nowa ladyGrenville miała okazję przyjrzeć się uwa\niej towarzystwu z Langford.W ich nieprzyjaznychtwarzach widziała tylko gniew i oskar\enie.Rzucili jej się w oczy zwłaszcza bracia Tibdale,kłusownicy z bagien, teraz wyszorowani, ogoleni i przyodziani w najlepsze ubrania,odprasowane i czyste.Widząc ją, jeden splunął pogardliwie na ziemię, po czym odwrócił sięplecami i odszedł.Daniel pomógł Laurze wsiąść do powozu, sam zajął miejsce obok i zatrzasnął drzwiczki.Landoruszyło przy akompaniamencie majowych rogów, których hałaśliwe dzwięki zdawały się drwići szydzić z pasa\erów.Dmące w nie dzieciaki długo biegły za pojazdem, odprowadzając goprawie do samego mostu.Laura prawie ich nie słyszała, gdy\ jej umysł skupił się ju\ na tym,co będzie musiała zrobić po powrocie do King's Cliff, aby zrealizować plan, w wyniku któregoJames Grenville miał zostać pozbawiony władzy nad domem i posiadłością.Nerwowozacisnęła powieki i Daniel ujął ją za rękę, łagodnie podnosząc ją do ust, gdy\ mylniezinterpretował jej grymas jako reakcję na wszystko, co zdarzyło się w kościele.- Nie pozwól, aby cię skrzywdzili - rzekł miękko.- Nie są warci twojego cierpienia.Nagle urwał, gdy\ woznica właśnie wjechał na most i pojazd znalazł się niebezpiecznie bliskokamiennej obmurówki.Doktor ze złością wychylił głowę.Pęd wiatru porywał jego słowa.- Ty durniu! Omal nas nie wywróciłeś!- Przepraszam, doktorze Tregarron, nie chciałem.- Płacę ci, \ebyś powoził tą cholerną landarą, a nie machał nią jak pies ogonem!- Tak jest, doktorze Tregarron.Daniel usiadł i z niepokojem spojrzał na Laurę.- Wszystko w porządku?- Tak.87Powóz dotarł do King's Cliff i Laura, mijając bramę, głośno przełknęła ślinę.Czuła, \e jej\ołądek zaczyna się buntować.Tyle spraw mogło się nie powieść.W najlepszym przypadkutrzeba było się liczyć z tym, \e wieści dotrą do Nicholasa.Czuła, \e ręce ma zimne jak lód.Tregarron dopiero teraz zrozumiał przyczynę jej zachowania.- Wkrótce wszystko będzie za nami - zapewnił łagodnie.- Operacja, sprzeda\ klejnotów,zagro\enia ze strony lichwiarza.Zmusiła się do uśmiechu, ale w sercu czuła smutek.U wejścia do domu zdarzyło się jednakcoś, co przywróciło jej mocno nadszarpniętą pewność siebie i poprawiło humor.Stał tam ogrodnik, nieśmiało mnąc w palcach kapelusz.Mę\czyzna podszedł do Laury i skłoniłsię z szacunkiem.- Pani.- Tak? - Wydawało jej się, \e zna skądś tę twarz.- Nazywam się Roberts.Frank Roberts.- Ojciec Kitty? - Uśmiechnęła się do niego.Ogrodnik wyjął zza pleców ogromny bukiet czerwonych i \ółtych tulipanów i wręczył goLaurze.- To z mojego własnego ogrodu, pani, z podziękowaniem za pani dobroć dla mojej córki.Z błyszczącymi radością oczami przyjęła kwiaty.- Dziękuję bardzo.- To niewiele i z pewnością nie dorównują one pani urodzie, ale sam je wyhodowałem i jestemz nich dumny.Mam nadzieję, \e nie ma mi pani za złe, \e jestem zbyt śmiały.- Ani trochę - odparła wesoło.- Jestem szczęśliwa, \e ofiarowano mi tak piękny bukiet.Dziękuję.Ogrodnik skłonił się i pospiesznie odszedł, skrzypiąc butami na \wirowej alejce.Danielspojrzał na Laurę.- Wiesz, on ma rację.- W jakiej sprawie?- One nie dorównują twojej urodzie.22Laura niespokojnie krą\yła po bibliotece, splatając nerwowo ręce na piersi i wbijając wzrok wewzorzysty dywan.Otaczał ją zapach ksiąg, a przez uchylone okno dobiegało skomlenie psów wpsiarni.Wyjrzała na zewnątrz - na świe\o zagrabionym \wirze widać było ślady kół.Minęłaprawie godzina, odkąd Augustine i jej matka wyjechały do Taunton, a Henderson jeszcze sięnie zjawił.Obejrzała się na Daniela, który stał przy kominku.- Coś się stało.Wiem, \e coś się stało!- Daj mu czas.Płeć piękna nie da się otumanić w pięć minut.- Uśmiechnął się lekko, gdy znówpodjęła wędrówkę wokół półek.Rozległo się ciche stukanie do drzwi i lokaj zajrzał do środka niepewnie.Widząc, \e są sami,wszedł i skłonił się.- Pani.- Widziałeś się z pokojówką?- Tak jest, lady Grenville.Trochę się namęczyłem, pszepani, bo ona śmiertelnie się boi pannyTownsend, która nie jest miłą osobą.W końcu jednak zgodziła się spotkać ze mną.Nie będziejej w pokoju panny Townsend o trzeciej.88Laura spojrzała na zegar nad kominkiem.Za godzinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]