[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Doskonale.Dziękuję.Kiedy zadzwoniłem z komórki do linii lotniczych i pokazałem mu,jak się obchodzić z telefonem, napiliśmy się jeszcze razem po jednym.Dogadałem się z Lucią, nastoletnią córką właścicielki pasticcerii, żebędzie przynosiła jedzenie Crace'owi w czasie mojej nieobecności, apotem zamówiłem taksówkę wodną.Gdy szliśmy z Gordonem przezportego, a pózniej po schodach na dziedziniec, słońce zaczęło zacho-dzić.Rzucane przez nie promienie tworzyły halucynogenne jaskrawesnopy światła, malujące kamienne fragmenty domów i płyty chodniko-we surrealistyczną mieszaniną różu, fioletów i krwawych czerwieni.Odgłos chlupoczącej wody potęgował efekt marzenia sennego.Wszyst-ko wydawało się odległe, w jakiś sposób obce, jakbym patrzył na światz daleka albo obserwował własny wizerunek pokazywany na wielkimekranie.- Wiesz, Adamie, będę za tobą tęsknił - powiedział.- Mam wra-żenie, że przez ostatnie kilka dni.pamiętasz?.te wszystkie rzeczy, októrych rozmawialiśmy.naprawdę lepiej się nawzajem poznaliśmy.Byłem ogromnie poruszony, wiesz, tym odgrzebywaniem przeszłości,w którymś momencie myślałem nawet, że nie dam rady mówić o tymdalej, ale w rzeczywistości to naprawdę mi pomogło.Czy tobie też jestteraz lżej, jakie są twoje odczucia?- O, tak, zdecydowanie lżej - odparłem.- To faktycznie pomogłomi uporządkować myśli.Wszystko nabrało odpowiednich proporcji, jakmówią, wiele spraw się wyjaśniło.Crace uśmiechnął się prawie niewidocznie.- Wcale bym się nie zdziwił, gdyby nawet pomogło ci to w pisa-niu.Pamiętasz, kiedy ostatni raz o tym rozmawialiśmy, powiedziałeś,że masz problemy z pisaniem.104Wpatrywał się we mnie, czekając na odpowiedz.- Hm, tak, myślę, że mi pomoże.Wiem, że ostatnio wiele nie zro-biłem poza napisaniem kilku notatek, rozumie pan, o czym mówię -szkice, pomysły, wersje robocze.- To właśnie od takich maleńkich bakterii zaczyna się prawdziwachoroba.Nie da się z niczym porównać obsesji, jaka ogarnia człowieka,otchłani, w którą człowiek wpada pochłonięty własnym pisaniem.Mo-że kiedy wrócisz, zechcesz pokazać mi to, co napisałeś? Oczywiściejeśli nie będziesz chciał, ja absolutnie.- Dlaczego nie, chętnie, jasne, że to panu pokażę.Prawdę mówiąc,pańska opinia będzie dla mnie bardzo cenna.- Nie mogę się doczekać - wyznał, obejmując mnie kościstymiramionami.- Wiem, że musisz już iść, ale wróć, proszę, jak najszybciej.Może znowu będziemy mogli sobie pogadać od serca.Minąłem drzwi, podszedłem calle i dostrzegłem taksówkę wodnączekającą przy brzegu kanału.- Już tam stoi - powiedziałem, wracając na chwilę do niego.-Czas na mnie.Do zobaczenia za mniej więcej tydzień.Wrócę, gdytylko będę mógł, obiecuję.Odwróciłem się, żeby odejść.- Och, Adamie - powiedział Crace.- Tak?Spojrzałem na jego chudą, wyniszczoną postać, odcinającą się na tledrewnianych drzwi.- Nic.To bez znaczenia.Ruszyłem w kierunku motorówki, a Crace zamknął drzwi.IIPowrót do Anglii kojarzył mi się z dotykaniem starej blizny i odkry-ciem, że rana się otworzyła, a ciało pod nią się jątrzy.Wyparłem zmyśli Brytanię, nie chciałem myśleć o Elizie i powstałej sytuacji.Mia-łem w końcu nowe życie we Włoszech.Miałem plany i wielkie ambi-cje.Miałem książkę do napisania.Ale kiedy samolot kołował po szarym niebie, pochylając się na jed-ną stronę, a moim oczom ukazywał się chwilami widok pól przypomi-nających łaty, zacząłem odczuwać coraz większe mdłości.Suchości wustach towarzyszył gorzki smak.Zamknąłem oczy i zobaczyłem Elizę,przypomniałem sobie, jak przeczesywałem palcami jej ciemne lśniącewłosy i podążałem językiem wzdłuż żyły uwypuklonej na szyi.Jej oczyotworzyły się - błysk lodowatego błękitu.Inny obrazek.Leżymy włóżku.Był wczesny ranek, słabe światło sączy się do środka.Sięgnąłemdo niej ręką, ale zesztywniała pod moim dotykiem.Wsłuchiwałem sięw jej oddech: płytki, zdradzający napięcie.Zapaliła lampkę stojącąobok łóżka i obróciła się do mnie z powagą na twarzy.Działo się cośzłego.Między nami nie układało się najlepiej, prawda? Na pewno mu-siałem się z tym zgodzić.O czym ona mówiła? Wydawało mi się, że było nam świetnie - nie,106lepiej niż świetnie.Uważałem, że jesteśmy wyjątkowi.%7łe będziemyrazem przez - nie umiałem sobie nawet wyobrazić chwili, gdy coś bynas rozdzieliło.Uważałem, że jesteśmy aż tak blisko ze sobą.Ostatnio dostrzegała powstającą między nami przepaść, dystans,który jej zdaniem powiększał się wraz z upływem czasu.Wiedziała, żeto nie moja wina, że nic nie mogłem na to poradzić.%7łe ten rodzaj pro-blemu, moje trudności w komunikowaniu się - jak to ujęła? - z utożsa-mianiem się z uczuciami innych ludzi, naprawdę trudno znieść.Miałoto prawdopodobnie coś wspólnego z moim dzieciństwem.A możenigdy nie zrozumiem korzeni tego wszystkiego.Niewykluczone, żechodziło po prostu o to, że byłem, jaki byłem.Uważała, że jestem trochę zabawny, od tego powinienem zacząć.Powiedziała, że mój brak łączności z otaczającym mnie światem byłrozczulający.Ale po jakimś czasie stawał się coraz bardziej denerwują-cy.A teraz wątpiła w przyszłość naszego związku.Nie, nie poznałanikogo innego, zapewniła mnie.Nie, naprawdę nie poznała, upierałasię.Pamiętam ją leżącą nago na łóżku.Jej ciało było niemal przezroczy-ste, perłowobiałe.Czerwone usta zaczęły jej drżeć, ręce się trzęsły.Powiedziała mi, że ją ranie - naprawdę ranisz, przestań, powtarzała - aja musiałem jej udowodnić, że opowiada nonsensy.Nie mówiła o nas,twierdziłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]