[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie dość kulawo zatańczyła skoczny taniec, podpierając się przy tym laską, poczym przyjąwszy pełną godności pozę, spojrzała na niego.- Coś mi mówi, że zechcesz prosić mnie o utrzymanie całej sprawy w sekrecie, dopókinie staniecie przed pastorem.- Tak, pani.Do tego czasu będą znać prawdę jedynie najbliżsi przyjaciele.MaryMargaret pokiwała głową ze zrozumieniem.- Oj tak, tak.Lepiej nie drażnić pani Pettycomb.Zagadałaby się jeszcze na śmierć.Najwyrazniej spodziewa się zobaczyć odmienny stan Shemaine przed upływem trzechmiesięcy, ale, oczywiście, bez błogosławieństwa kościoła i bez obrączki.- Zachichotała namyśl o zdumieniu szacownej damy.- Ach, cóż bym dała za to, żeby stać się małą myszką izakraść się cichcem do jej domu, kiedy posłyszy nowinę! Oczy jej wyjdą na wierzch!- Jesteś, pani, bez serca - rzekł Gage z udaną powagą.- Obym nigdy nie znalazł się wszeregach twych wrogów! Zginąłbym marnie.- Zwięta prawda - zgodziła się radośnie.Wsparta na lasce, podeszła do drzwiprowadzących na zaplecze warsztatu i zawołała:- Panie Becker! Niech pan od razu wezmie buty Shemaine O'Hearn, żeby dwa razy niechodzić! Pan Thornton przyszedł je odebrać.I niechże się pan z łaski swojej pośpieszy! PanThornton i ja mamy dziś do załatwienia bardzo ważne sprawy.Dwa tygodnie wydawały się Shemaine tak długim okresem, że nie pomyślała, iż mogąwystąpić jakieś trudności w wykonaniu tego, co zaplanowała przed tym ważnym dniem.Zapytała Gage'a, czy może przerobić jedną z sukien Victorii, tę, którą uznała za szczególniepiękną.Tymczasem, z chłopięcym uśmiechem, pasującym raczej do Andrew, Gagesprezentował jej piękny materiał na nową suknię, koronkę do wykończenia, a także miękki,delikatny batyst na bieliznę dzienną i koszulę nocną.Shemaine była zachwycona, choćjednocześnie prezent wywołał w niej niepokój.Zwykłe domowe prace zajmowały jej prawiecały dzień i nie bardzo wiedziała, czy zdąży uszyć te wszystkie stroje przed dniem ślubu.Gage szybko rozwiązał problem, przekazując propozycję pomocy od Mary Margaret, którądziewczyna chętnie przyjęła.To była naprawdę ogromna ulga, kiedy Ramsey Tate podjął sięprzywożenia przez najbliższe dwa tygodnie Mary Margaret, jadąc do pracy.Wreszcie nadszedł wyznaczony piątek.Do nowej przystani, zbudowanej zaledwietydzień wcześniej, podpłynęła ciężka barka, wyposażona w wielki ster oraz przedziwnyzestaw żagli.Kierował nią stary, doświadczony żeglarz, który porzucił morskie wyprawy narzecz spokojniejszego życia.Najpierw załadowano zapakowane w skrzynie meble, co okazałosię niełatwym zadaniem, gdyż konie nie bardzo miały ochotę wejść na pokład, spłoszoneskrzypieniem desek pomostu.Gage musiał zsiąść i poprowadzić je.Goście weselni wsiedli nakońcu, objuczeni pakunkami z odzieżą i innymi niezbędnymi rzeczami.Poranna mgła spowijała moczary ciągnące się wzdłuż rzeki.Białe kłęby wdzierały sięna pokład barki, posuwającej się z wolna w kierunku zachodnim.Spłoszone czaple i inneptaki brodzące zrywały się do lotu, a niebo nad zielonymi bagniskami nieustannie przecinałystada gołębi.Gdzieniegdzie wysokie brzegi porośnięte były dębami, karłowatymi cedrami isosnami.Wreszcie oczom podróżnych ukazała się wyspa Jamestown.Kapitan skierował barkędo zatoki i zaczęto wyładunek.Najpierw ściągnięto na brzeg wóz, na który załadowano jednąz większych skrzyń.Gage zabrał ze sobą trzech mężczyzn i pojechali dostarczyć komodępewnej bogatej wdowie, a Erich Wernher został z kobietami na barce.Trzykrotnie wyruszanopotem z meblami do właściciela świeżo ukończonego domu w Williamsburgu.Meble zostałyrozpakowane i ustawione w nowym domostwie.Ku zdumieniu Gage'a, nabywca wypłacił sporą premię, która jego zdaniem należałasię za tak doskonałą jakość towaru i kunsztowne wykonanie.Gage wycenił wkład pracywłasnej i swego talentu na jakieś sześćdziesiąt procent pełnej sumy, uznał więc, żesprawiedliwie będzie, jeśli zatrzyma dla siebie tylko pięćdziesiąt procent.Pozostałepięćdziesiąt podzielił tak, że Ramsey Tate i Sly Tucker otrzymali po dwadzieścia, a dwajczeladnicy dziesięć do podziału.Następnie załadowali puste skrzynie na wóz i ruszyli z powrotem na łódz.Kiedydojeżdżali do granic miasta, Gage ściągnął lejce na widok ogrodu, w którym starsza kobieta wpłóciennym kapeluszu wzruszała ziemię motyką.Zeskoczył z wozu, zbliżył się do ogrodzeniai zdjął kapelusz.- Zechciej mi, pani, wybaczyć, ale ponieważ dziś jest dzień mego ślubu, pozwalamsobie zwrócić się z pokorną prośbą, abyś zechciała sprzedać bukiet kwiatów z tego pięknegoogrodu dla mojej narzeczonej.Kobieta obrzuciła go uważnym spojrzeniem.- A czemuż to, panie, tak pózno stajesz przed ołtarzem? Nie wyglądasz mi namłodzika.Gage uśmiechnął się.Spostrzegawcza osoba.- Jestem wdowcem od roku.Mam syna, który osiągnął już wiek lat dwóch.Jasne oczykobiety zalśniły wesoło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]