[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiarus! - krzyknęła.- No, już!Pies podwinął ogon i niechętnie wyszedł.Znalazłszy się bezpiecznie za zamkniętymi drzwiami swojejsypialni, Alaina długo jeszcze nie mogła odzyskać spokoju.Podczas śniadania jej miejsce pozostawało demonstracyjnie puste.Choć pan domu dopytywał się o nią usłużby, dowiedział się jedynie od pokojówki z piętra, że pani rano zle się czuła.Postanowił zatem zbadać tęsytuację sam i udał się w kierunku sypialni żony.Przed drzwiami zatrzymał się i lekko zapukał.Słysząc wodpowiedzi mruknięcie, otworzył drzwi.Alaina siedziała na brzegu szezlonga, jakby właśnie miała zamiarwstać.Gdy zobaczyła, kto wchodzi, opadła z powrotem na miękkie oparcie, podwijając stopy pod brzegkoszuli nocnej i naciągając bardziej na szyję narzutkę.Wymamrotała pozdrowienie i przyłożyła z powrotemkompres na czoło, przysłaniając oczy i przestając patrzeć na męża.Cole z miejsca poczuł panujący w pokoju chłód.Ogień ledwo się tlił, a w kominku hulał wiatr.- Alaino, powinnaś poprosić służbę, żeby rozpaliła większy ogień - upomniał ją delikatnie.- Zamarzniesztu na śmierć.Pociągnęła tylko nosem pod kompresem i zapadła jeszcze głębiej w szezlong, wsłuchując się wnieregularny odgłos jego kroków, gdy szedł w stronę kominka.Zasunął nieco szyber i wrzucił na rozżarzonedrewno kilka suchych polan.Potem podszedł do szezlonga i stał przez chwilę, patrząc na drobną sylwetkężony.- Powiedziano mi, że nie czujesz się dobrze.- To nic takiego - mruknęła.- Myślałem, że wciąż jeszcze lamentujesz nad suknią.- Dałam sobie z tym spokój, zgodnie z pana radą.- Jeśli chcesz drugą taką samą, nie będzie z tym problemu.Jestem pewien, że krawiec w St.Cloud dobierzetaki sam materiał i koronkę.- Mogę się bez niej obejść.Mam inne suknie.Może nie tak ładne, ale też dobre.Cole próbował jakoś przerwać ten grzeczny, ale bezowocny dyskurs.- Jadę do miasta porozmawiać o czymś z Franzem.Może byś chciała ze mną pojechać?Alaina uniosła róg kompresu, zerknęła na Cole a i znów przykryła twarz.- Niestety, dzisiaj jestem niedysponowana.Cole owi zrzedła mina.Mniej więcej tych samych słów użył poprzedniego dnia, dość szorstko jąprzepraszając.Zapewne był to z jej strony rodzaj odwetu.Znał to.Roberta często używała choroby jakopretekstu.- Jeśli boli panią głowa, poproszę Annie, żeby przyniosła trochę lodu.To pomaga.- Mojej głowie nic nie dolega, majorze - zatytułowała go z naciskiem.Cole sięgnął ręką i dotknął jej czoła, w zamian został obrzucony złym spojrzeniem.Kompres zjechał napiersi.- Gorączki też nie mam, majorze - poinformowała go sucho.- Tego już nie rozumiem.- zaczął, lecz Alaina gwałtownie cisnęła kompres na podłogę.- Pan nie rozumie? Doktorze Latimer! - Zaczerwieniła się ze złości, że musi mu to wyjaśniać.Czy toprzekracza pana zdolności, zrozumieć, że jestem kobietą? - Czy tak mało pan wie o kobietach, żeby nie mócpojąć, dlaczego jestem naprawdę niedysponowana?Olśniło go nagle i pokrył zmieszanie uśmiechem.- Najmocniej panią przepraszam.Nie przypuszczałem, że to dolegliwość tak delikatnej natury.Jako mążpowinienem znać kobiece przypadłości, ale jestem trzymany raczej na dystans, więc nie mam po temumożliwości.- Zostaw mnie - jęknęła Alaina zbolałym głosem.W nadziei, że zostawi ją w spokoju, zamknęła oczy i zpowrotem oparła głowę o szezlong.Nie bardzo mogła pojąć, dlaczego w jego obecności czuje się zawszetaka rozbita.Dlaczego on nie potrafił się wobec niej zachowywać jak wobec damy, uszanować jej godności?Roberta jakoś lepiej sobie z tym radziła.Dlaczego ona nie umiała?- Zostawię cię, moja droga, gdy upewnię się, że masz wszystko, czego ci potrzeba.Uniosła się zaniepokojona, gdy przeszedł do swojej sypialni.Wrócił z karafką brandy i kieliszkiem.Nalałodrobinkę na dno kieliszka i podał jej.Alaina skrzywiła się z niesmakiem i odruchowo odwróciła twarz.- Wolałabym pozostać trzezwa i cierpieć w samotności.- Posłuchaj, Alaino - przekomarzał się.- Brandy cię uspokoi i rozgrzeje, a może i złagodzi twojedolegliwości.To najlepsze, co mogę ci doradzić jako lekarz.Niezbyt chętnie, marszcząc nos, przyjęła kieliszek.- Wydawało mi się, że pan zarzucił praktykę.- Jak mogę się oprzeć tak uroczej pacjentce? - Uśmiechnął się szeroko.Rzuciła mu nieprzychylne spojrzenie, lecz on się tym nie przejął.Okrył jej nogi pledem, podwijając go podjej bose, zmarznięte stopy.- Czy jest coś, co mógłbym ci kupić, będąc w mieście, jeśli oczywiście twoja duma pozwala na to?Zadarty nos uniósł się jeszcze bardziej, co świadczyło, że pytanie tylko ją rozdrażniło.- Może czekoladki? - pytał, bacznie ją obserwując.Ta propozycja sprawiła, że Alaina zapomniała o rozdrażnieniu.Nie jadła słodyczy od lat! Kiedy zobaczyłjej łakome spojrzenie, nie potrzebował odpowiedzi.Roześmiał się.- Kupię ci tyle, maleńka, że utyjesz, jak je wszystkie zjesz.A wtedy nie będę miał innego wyboru, jak tylkoanulować nasze małżeństwo.Zobaczyła w jego oczach żartobliwe iskierki i też się uśmiechnęła.- Wystarczy mi kilka.- Ale mogę wrócić pózno - ostrzegł.- Muszę wynająć drwali, którzy pojadą z Franzem na północ.Niewiem, ile mi to zajmie.Alaina ułożyła się z powrotem na szezlongu i ukryła rozczarowanie pod kompresem, którym w milczeniuprzykryła czoło i osłoniła oczy.Cole cofnął się do drzwi.- Najprawdopodobniej zjem na mieście.Nie czekaj na mnie z kolacją.Odsłoniła oczy.- A ja, mój panie, najprawdopodobniej zjem w swoim pokoju.Jeśli ta kwestia pana trapi, będę bardzostarannie dobierała swych gości.Teraz Cole chciał się obruszyć, ale po namyśle powiedział z uśmiechem czającym się w kącikach warg:- Przynajmniej, moja pani, przez jakiś czas nie muszę się bać Braegara Darveya i jego hołdów.Szare oczy Alainy zaskrzyły się jak lód.- Majorze Latimer, ma pan przedziwną moralność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]