[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Do diabła! - Wolfe spojrzał na cały ten bałagan, a potem na mnie i westchnął bezradnie.-Czy może chwilkę zaczekać?- Oczywiście, jasne.Czy przyszły tydzień będzie dobry?Westchnął ponownie.- Niech to szlag! Przyprowadz go!- Do tego złomowiska rupieci? Nie ma sprawy! Poinformowałem go, że jest panekscentrykiem - mówiłem ściszonym głosem, teraz zaś ściszyłem go jeszcze bardziej,wtajemniczając Wolfe'a w to, co zdążyłem Kimballowi powiedzieć i jak zareagował.Wolfezarejestrował powyższe fakty, a ja poszedłem po gościa.Kimball przybrał ponownie zatroskany, ale jednocześnie rozbawiony wygląd.Przedstawiłem go i podałem mu krzesło.Odczekałem, aż wymienią kilka grzecznościowych uwag ipowiedziałem:- Jeżeli nie potrzebuje mnie pan teraz, sir, zajmę się tymi raportami.Wyraził zgodę skinieniem głowy, a ja zasiadłem przy swoim biurku, zawalonym papierami,częściowo powtykanymi za okładkę, której w sytuacjach takich jak ta używałem w charakterzenotatnika.Opanowałem do tego stopnia operowanie skrótem, że potrafiłem zanotować każde słowonawet z bardzo szybkiej rozmowy, nie dając po sobie nic poznać i sprawiając wrażeniezainteresowanego wyłącznie poszukiwaniem rachunku z delikatesów z zeszłego tygodnia.Wolfe mówił:- Ma pan absolutną rację, panie Kimball.Człowiek wie, że żyje naprawdę tylko wtedy, gdycierpi.Jest tyle rzeczy, które mogą pozbawić nas tego, co posiadamy: powódz, głód, wojna,małżeństwo - nie mówiąc już o śmierci, która jest z tego wszystkiego najlepsza, bo wtedy mamywszelakie problemy z głowy.- Boże! - Kimball niespokojnie wiercił się na krześle.- Co może być dobrego w śmierci?- Był pan niedawno o krok od tego, by się przekonać na własnej skórze.Nie dalej jak wprzedostatnią niedzielę.- Wolfe wyciągnął palec w jego stronę.- Jest pan zapracowanymczłowiekiem i właśnie wrócił pan do swych obowiązków po tygodniu nieobecności.Dlaczego,wobec takich okoliczności, poświęcił pan dzisiejsze przedpołudnie, by złożyć mi wizytę?Kimball spojrzał zdumiony.- O to samo właśnie chciałem zapytać pana.- Dobrze więc, powiem panu.Zrobił to pan, bo jest pan zdezorientowany.To nie najbardziejpożądany stan dla kogoś znajdującego się w ekstremalnym niebezpieczeństwie.Nie widzę u panaoznak przerażenia, a jedynie dezorientację.To doprawdy zadziwiające, biorąc pod uwagę, co panupowiedział pan Goodwin.Poinformował on pana, że to, co wydarzyło się czwartego czerwca,dwanaście dni temu, nie było niczym innym jak niedopatrzeniem mordercy.W jego wyniku zginąłPeter Oliver Barstow, a pan wciąż pozostaje przy życiu.Przyjął pan tę wiadomość, tak oczywistą, zniedowierzaniem.Dlaczego?- Bo to niedorzeczność! - Kimball zaczynał się niecierpliwić.- Nonsens!- Wcześniej określił to pan jako brednie.Dlaczego tak pan sądzi?- Bo tak jest.Nie przyszedłem tu spierać się o takie rzeczy.Jeżeli policja ma problem zwyjaśnieniem pewnych spraw, których nie potrafi rozwiązać, stara się fabrykować bajeczki naswoje usprawiedliwienie.Uważam, że to, komu pożyczam swój kij do golfa, jest moją prywatnąsprawą, ale ich nie interesuje moje zdanie, a nawet mogą mnie nie dopuścić do jego wyrażenia.Jestem zajętym człowiekiem i mam ważniejsze sprawy na głowie.Jest pan w błędzie, panie Wolfe.Nie przyszedłem tu dlatego, że jestem zdezorientowany, ani tym bardziej, by dać się panuzastraszyć.Przyszedłem, bo najwyrazniej policja usiłuje wkręcić mnie w jakąś wyssaną z palcahistorię, która może przysporzyć mi sporo kłopotów i rozgłosu, a ja go nie potrzebuję, natomiastpana człowiek zasugerował, że pan potrafi pokazać mi, jak tego uniknąć.Jeżeli faktycznie możepan tego dokonać, proszę to zrobić - zapłacę.Jak nie, proszę powiedzieć, a ja poszukam sobielepszego doradcy.- Tak.- Wolfe siedział oparty wygodnie na krześle i przygląda! się gościowi spodpółprzymkniętych powiek.W końcu pokręcił głową.- Obawiam się, że nie powiem panu, jakuniknąć kłopotów, panie Kimball.Mogę, przy odrobinie szczęścia, powiedzieć panu, jak uniknąćśmierci.A i to nie jest pewne.- Nigdy nie oczekiwałem, że uniknę śmierci.- Proszę nie łapać mnie za słowo.Miałem na myśli oczywiście wyjątkowo nieprzyjemną iprzedwczesną śmierć.Będę z panem szczery, sir.To, że nie mam zamiaru życzyć panu już terazmiłego dnia i pozwolić wrócić do swoich pilnych zajęć, nie jest spowodowane moją bezspornąwiedzą o tym, że staje pan jak idiota ze śmiercią twarzą w twarz.Nie robię tego, by dokładać się dopewnego chrześcijańskiego przedsięwzięcia, gdyż uważam, że nie da się nikogo zbawić na siłę.Działam wyłącznie we własnym interesie.Pani Barstow zaoferowała zapłatę w wysokościpięćdziesięciu tysięcy dolarów dla tego, kto znajdzie mordercę jej męża.Mam zamiar go znalezć, ażeby to zrobić, potrzebuję jedynie informacji, kto czwartego czerwca zamierzał pozbawić panażycia, i muszę dowiedzieć się tego w rozsądnym czasie, gdyż jak dotąd nie znaleziono zaradczychśrodków, by odwieść mordercę od kolejnych zbrodni.Jeżeli pomoże mi pan, korzyść będzieobustronna.Jeżeli nie, niewykluczone, że jedynie przez niedopatrzenie czy pomyłkę dokonanąpodczas drugiej, skutecznej tym razem próby, uda mi się udowodnić sprawcy pierwszą, chybioną.Kimball pokręcił głową, nie ruszył się jednak ze swego miejsca.Z jego twarzy nadal niemożna było wyczytać śladu paniki, a jedynie zainteresowanie.- Jest pan dobrym mówcą, panie Wolfe - powiedział.- Nie sądzę, żeby mógł pan cokolwiekdla mnie zrobić, biorąc pod uwagę, że lubi pan wymyślać fantastyczne historyjki, na wzór policji,ale muszę przyznać, że jest pan dobrym mówcą.- Dziękuję.Ceni pan dobrych mówców?- Cenię wszystko, co dobre.Dobrych mówców, dobry handel, dobre maniery, dobre życie.Nie mam na myśli bogatego życia, lecz jego dobrą jakość.Staram się, by moje życie było dobre, ichciałbym, aby życie innych także było dobre.Wiem, że nie każdy ma taką możliwość, ale pewniekażdy na swój sposób się o to stara.Myślałem o tym dziś przed chwilą, w drodze do pana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]