[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie jestem głupi.Lekko odsunęła się do tyłu.- Jak to?- Myślisz, że tu zostanę, jeżeli pozwolę ci odejść? Sacrebleu! Równiedobrze mógłbym poprosić monsieur Philippe'a, żeby mnie zamordowałwe własnym łóżku.Raine nie lubiła, kiedy ktoś powątpiewał w jej poczucie honoru.Nawet szaleniec.- Zapewniam cię, że można mi wierzyć na słowo - oznajmiłastanowczo.- Philippe nie dowie się, gdzie mieszkasz.- Nie ufam nikomu - wyznał Seurat.Jak mógł się na to zgodzić?Prowadził nędzne życie i z roku na rok było coraz gorzej, ale tylkozemsta przyniosłaby mu spokój ducha i tak długo wyczekiwaneukojenie.- Powiadomię cię o miejscu spotkania.Muszę być pewny, żeprzyjdziesz sama.Raine wyciągnęła do niego rękę, ale wzdrygnęła się, gdy jej dotknął.- Umowa stoi?- Nie wiem - odparł, pocierając skronie.- Muszę się zastanowić.178RS- Czego się boisz? - zapytała spokojnie.- Ja.Obydwoje zamarli, ponieważ rozległo się pukanie do drzwi.To byłotak nieoczekiwane, że przez moment patrzyli na siebie ze zdziwieniem.Potem rozległ się zgrzyt metalu i ktoś nacisnął klamkę.Seurat syknąłprzez zęby, złapał Raine za nadgarstek i błyskawicznie ukrył w małejsypialni.Następnie wyciągnął pistolet z kieszeni i spojrzał na nią srogo.- Zostań tu i siedz cicho - nakazał.- Jeśli piśniesz choć słowo, zabijęwszystkich, którzy stoją po tamtej stronie drzwi.Rozumiesz?Raine uniosła ręce w geście poddania.- Będę cicho jak myszka.Ostrzegawczo machnął bronią i wyszedł zpokoju.Raine wstrzymała oddech, kiedy usłyszała skrzypnięcieotwieranych drzwi i modliła się, żeby to nie był Philippe.A była już takblisko; niemal przekonała Seurata, żeby skończył z tym całymszaleństwem.Przyłożyła ręce do ust, żeby nie krzyczeć.Nieprzemyślanym zachowaniem mogłaby narobić tylko więcej, szkody.Rozległ się ostry głos Seurata, a potem cichy jęk młodego chłopca.Raine zaczęła modlić się jeszcze żarliwiej na myśl o tym, że szaleniecmógł skrzywdzić niewinne dziecko.Wprawdzie Seurat nie byłbezwzględnym zabójcą, ale w momencie zagrożenia.Usłyszała, żeSeurat zadał jakieś pytanie, a chłopiec szybko mu odpowiedział.DziękiBogu nie było strzału.Nagle drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem i Seurat jak burzawtargnął do pokoju.Bez słowa wyciągnął spod łóżka starą torbę i zacząłsię pakować.- Co robisz? - zapytała Raine.- Muszę uciekać.- Uciekać? Dokąd?Zamknął torbę i wziął płaszcz z krzesła.- Tam, gdzie mnie nie znajdą.- Właśnie teraz? Odwrócił się do niej.- Ten mały hultaj przyszedł na przeszpiegi.Pewnie teraz pobiegł doPhilippe'a, aby go zawiadomić, że mnie znalazł.Nie zamierzam tu179RSspokojnie czekać.Raine zacisnęła dłonie w pięści.Nie mogła pozwolić, żeby Seuratzniknął, zanim dobiją targu.- Skąd wiesz, że to był szpieg Philippe'a? Seurat roześmiał się.- Gdybym nie wiedział takich rzeczy, dawno leżałbym w grobie.- A co z naszą umową? Jak cię znajdę? Seurat jeszcze raz zajrzał podłóżko i wyciągnął stamtąd zwinięty sznur.- Jeśli zgodzę się na nasz układ, to sam się z tobą skontaktuję.Narazie muszę się ukryć.Rozwinął sznur.Raine cofnęła się gwałtownie.- Co chcesz uczynić? Mocno złapał ją za ramiona.- Nie pozwolę na to, żebyś narobiła mi kłopotów.- Mówiłam ci już.- Urwała, ponieważ Seurat przewrócił ją nabrudne łóżko i związał jej ręce na plecach.- Nie możesz tak mnie tuzostawić! - zawołała, kiedy poczuła, jak gruby sznur wpija się jej w ciało.- Umrę, zanim ktoś mnie znajdzie!- Twój kochanek natychmiast przybiegnie z pomocą - powiedział zpogardą.Przywiązał ją do łóżka i zakneblował.- Muszę mieć nieco czasu,żeby się stąd wymknąć.Wstał i chwycił torbę.Raine bezsilnie wierzgała nogami i próbowałapozbyć się ciasnych więzów.A może tego chłopaka nie przysłał Philippe? A jeśli nikt po nią nieprzyjdzie i zostanie sama w tym strasznym miejscu? Albo, co gorsza,znajdzie ją jakiś zbir i.- Dam ci znać, jeżeli przyjmę twoją propozycję, mademoiselle -oznajmił Seurat.- A może jednak powinienem zabić monsieur Philippe'ai wrzucić jego ciało do Sekwany? Tak czy inaczej dowiesz sięwszystkiego.Raine ogarnęły strach i złość.Szarpała się, póki nie poczuła, żedrętwieją jej związane ręce.Pożałowała, że kiedykolwiek chciała przeżyćniezwykłą przygodę.Przyrzekła sobie, że jeśli los pozwoli jej wrócić doojca, już nigdy nie będzie narzekała na nudę i spokój.Z wolna zapadał zmrok.Philippe stał na tyłach sklepu Belfleura.180RSOkoliczne domy chroniły go przed wiatrem, ale wciąż było mu zimno.Oczywiście mógł wejść do środka, ogrzać się przy kominku i napićnajlepszego koniaku, który Belfleur zawsze trzymał na wyciągnięcie ręki.To byłoby dużo lepsze niż pozostawanie na dworze.Może i lepsze, aleniemożliwe do zrealizowania, pomyślał.Wewnątrz sklepu brakowałomu powietrza, irytowały go nerwowe spojrzenia przyjaciół, którzyprzyglądali mu się ze strachem w oczach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]