[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na samym środku saliustawiono wielką fontannę.Ravi nie miał pojęcia, jak to możliwe, lecz przez cały czas zmaleńkich dziurek tryskała złocista ciecz i tam, gdzie oświetlało ją światło z kandelabrów,tworzyła się tęcza.Słodki zapach unoszący się w pomieszczeniu sprawił, że Ravi poczuł się tak, jakbyznalazł się w czymś w rodzaju cukrowego pałacu.Kwiaty także robiły swoje, bujnie rosływzdłuż wszystkich ścian, a na środku sali tworzyły nawet kilka altan.Zszedł po schodach i poczuł rękę Viveke wsuwającą mu się pod ramię.- Czyż to nie piękne? - spytała cicho.- O, tak, niesamowite.W środku zimy! Skąd wzięły się wszystkie te kwiaty?Roześmiała się.- Naszemu gospodarzowi niczego nie brakuje.Ma swoje własne wielkie budynki,ogrzewane przez cały rok tylko po to, by uprawiać w nich orchidee i róże.Ale nie udaje musię sprawić, by akant zakwitł.Posłała mu tajemnicze spojrzenie.Poprowadziła go przez salę.Patrzył, jak kobiety zanurzają w wodzie srebrne puchary ipiją.Oblizywały wargi.Viveke pochyliła się, umoczyła koniuszki palców.Podsunęła mu je do ust.Ravipoczuł zapach miodu.To wino.Jasne, przezroczyste wino, być może sporządzone z samegotylko miodu i melonów.W największej sali powietrze nie było już takie duszące.Na marmurowej posadzce ułożono cztery zdające się nie mieć końca rzędyjedwabnych poduszek.Również tutaj niemal cała podłoga pokryta była płatkami róż.Nakońcu pomieszczenia zawieszono draperie, zapewne będzie za nimi duży ruch, gdy służbazacznie wnosić dania.Z początku myślał, że to posągi stoją wzdłuż ścian.Nagie ludzkie ciała, na przemianbiałe i czarne, trzymające złocone wachlarze.Posągi poruszały się jednak odrobinę, wachlarze wyglądały na ciężkie, zrobiono je zdługich, sztywnych ptasich piór.- Już niedługo się zacznie - powiedziała Viveke.- Chciałam ci tylko pokazać tę salę,zanim zaroi się w niej od ludzi.I co ty na to?Ravi cmoknął wargami.- Ojciec Taurusa musi być nieskończenie bogaty.Viveke uśmiechnęła się.- Oczywiście! Jak cesarz! Nie bój się, on wie, co robi.Ta uczta przyniesie mu więcej,niż w nią włożył.Przybędą wszyscy jegopotężni przyjaciele, kupcy, właściciele statków, komisarze handlowi, nadzorca celny,senat.On już dobrze wykorzysta ten czas, gdy napchają się i opiją!Wyszli na środek wielkiego pokoju, z każdym krokiem buty Raviego gniotły płatkikwiatów, natomiast jej miękkie podeszwy ledwie pieściły różany dywan.Między rzędami poduszek umieszczono niskie stoły, a w równych odstępachustawiono srebrne naczynia, przeznaczone, jak przypuszczał, do płukania dłoni.Potem rozległ się głośny rozkaz i do środka wkroczył szereg służących w lekkichczerwonych strojach.Zapatrzeni przed siebie zajęli miejsca, za każdą poduszką stanął jeden.- Chodz - powiedziała Viveke.- Niedługo zaproszą nas do stołu.Gdy wymknęli sięz sali jadalnej, okazało się, że w pierwszympomieszczeniu atmosfera już w bardzo widoczny sposób się rozgrzała.Ravi wkrótce zorientował się, dlaczego:Gromada młodych chłopców wmieszała się w tłum gości, całowano ich chciwie, ktotylko mógł dosięgnąć, nalewano słodkiego wina w nastawione otwarte usta i skrapiano nimtwarze.Siwowłosy mężczyzna w todze umościł się już w jednej z rynien, a wino obmywałomu wydatny brzuch.Na kępce postrzępionych włosów nosił wieniec z liści laurowych, alenajbardziej przypominał przejedzone dziecko, gdy tak siedział, mamrocząc pod nosem jakieśniezrozumiałe słowa.- To będzie długi wieczór - szepnęła Viveke.- Przynajmniej dla niektórych.Rozległ się nagle ryk trąb, od którego Raviemu mało nie popękały w uszach bębenki.Ludzka ciżba przerażona rozsunęła się na boki.Ravi szeroko otworzył oczy.Zwierzę, które teraz wprowadzono, było najbardziej niesamowitym stworzeniem,jakie kiedykolwiek widział.Olbrzymie niczym wóz z sianem, zamiast nosa miało długiegowijącego się węża, było szare i cuchnęło, ale na karku siedziała mu kobieta, ubrana jedynie wpobrzękujące dzwoneczki.Zwierzę podnosiło ciężkie nogi i z niesłychaną delikatnością stawiało je nakwiatowym dywanie.Ravi mrugał, nie mógł uwierzyć własnym oczom.Viveke znów się uśmiechnęła.- On rzeczywiście przechodzi samego siebie.Sprowadził to stworzenie aż z Sycylii,słyszałam, że jest tam pewien cyrk, w którym takie trzymają.Zwierzę znów ryknęło, fałszywym, nieczystym głosem trąby.Viveke zadrżała, gdy potworny kolos ukląkł pod ciosem bata, a potem podniósł ją iposadził sobie na grzbiet obok tamtej kobiety, która na nim przyjechała.Ravi pojął, co ma się teraz stać, i czym prędzej zrobił parę kroków w tył.Nie dało się jednak uciec.Czterej mężczyzni idący za słoniem zaproponowali mupomoc we wspinaniu się na kark zwierzęcia, nie miał więc żadnej możliwości odwrotu.Gospodarz siedział w lektyce na plecach potwora niczym na tronie.Najwidoczniej zdecydował, że on i jego honorowi goście zrobią takie entree, któregonigdy nikt nie zapomni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]