[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cera jej śniado żółtawa, nie podnosiławcale wyrazu najpospolitszych w świecie rysów, którym czoło nizkie a szerokienadawało tylko piętno siły i uporu.Po ruchach pewnych, nieco sztywnych, podrzucaniu ramionami pozostałem poszlifach, nawyknieniu do prostowania, łatwo było poznać ex-wojskowego, copara wstążeczek zbrukanych, zawiązanych u klapy surduta, potwierdzała jeszczedobitniej, każąc się domyślać że młodość spędził na koniu, przy szabli.Przypożegnaniu w Sielcach z jakimś kolegą, i wywoływaniu podróżnych do zajęciamiejsc swoich wedle numerów, mogli się towarzysze dowiedzieć, że tymjadącym z niemi do Warszawy jegomością był kapitan Rybacki, figura nieznanana prowincyi, ale w Warszawie w pewnem kółku popularna i nie bez roli.Był tojeden z filarów wesołego klubu viveurów (nie mamy szczęściem wyrazu naoznaczenie tego zajęcia, które nie dawno otrzymało prawo obywatelstwa i stałosię niejako stanem, uwalniającym już od obierania innego)  wielki myśliwy,wielki koniarz i sportman, znawca na winach i jadle wykwintny, kobieciarz niemniejszy i wielbiciel ochoczy teatralnych wymokłych i wysmarowanychpiękności; zresztą człowiek, który grywając w karty nie przegrywał nigdy i niemając nic pod słońcem żył jakby kilkadziesiąt tysięcy miał co rok dowyrzucenia.Kapitan Rybacki przewodniczył bawiącej się młodzieży i ułatwiałjej pozbycie się czasu i pieniędzy.A że gdy wojskowo służył jeszcze, był adjutantem pułkowym, i do figlów zawsze niezmierną miał ochotkę, choć niezawsze celował w doborze konceptów i mistyfikacyi, w służbie jeszcze dano muprzezwisko figiel-adjutanta, które i teraz nosił.To upodobanie w płataniunieprzyjemnych psot i robieniu sobie żarcików ze wszystkiego, choć je znaczniewiek i doznane wypadki uśmierzyły, pozostało jednak skrycie w napojonej niemza młodu skorupce.Bez figiel-adjutanta nie obeszło się nic  kursa, zakłady,śniadania, baliki, polowanie, wesele, bal, maskarada, żywe obrazy, loterya ochoczo brał w nich udział, choć nie swoją ale cudzą kieszenią, zawsze jednakwłasnym konceptem; dodawał humoru, zagrzewał, wpędzał w matnię, umiałpodbijać bębenka i nigdy się zbyt surowo nad znaczeniem czynności swych niezastanawiając, robił to co mu do głowy przyszło, o co go poproszono, czem sięchciał przypodobać, kpiąc z przesadzonych delikatnostek.Pił kapitan okrutnie, ale się nie upijał nigdy, z kobietami był nieznośnymnatrętem, i nawykły do baletniczek, nie najlepszego tonu miał maniery; grałprzewybornie, jezdził konno doskonale, zresztą nie zbywało mu na talentach, bośpiewał basem nie uczono, ale z dobrą intonacyą, podobno nawet mając niejakąsłabość do swego głosu, gdyż się z nim rad popisywał.Mówiono, że w wyższejnieco sferze jego postawa, ramiona, śmiałość, wyjednały mu parę szczęśliwych,ale krótko trwałych, niby serdecznych intryg, z których chwalił się półsłówkamii półuśmiechami jak ostatni student, zapewne tej niepowściągnionejchełpliwości winien będąc, że pózniej już nawet najobojętniejsze na sławę swojąkobiety unikały od niego.Nagradzał to sobie w wielkich będąc łaskach u innegoświata jejmościanek, które się nim zachwycały, choć niemi pomiatał dosyć dowcip i zuchwalstwo czyniły go niezwyciężonym.W rzeczy figiel-adjutant ów nie był ani dobry ani całkiem zły, ot tak, pospolitesobie Boże stworzenie, nie robiące nigdy ofiary z siebie dla nikogo, poczciwegdy chodziło o upicie się aż do choroby i posługę jakąś powszednią, nie mającenic a nic tego co się u innych sercem nazywa, głową bardzo mierne, dowcipemtylko niezbyt wykwintnym ale dobrze słonym i niezamąconą wesołością a wiarąw siebie, odznaczające się.kapitan nigdy nic nie umiał i bez nauki sięobchodził; brał bezkarnie Juliusza Cezara za generała z czasów napoleońskich;gdy się go pytano czy pamiętniki jego czytał, kręcił wąsem i mrugał; zgeografiją mijał się często, ale że w wyższem towarzystwie trochę sprytu zawszystko starczy, wykręcał się kpinkami z najstraszniejszych nawet bąków.Ten jeszcze wielki miał przymiot kapitan, że się zbić nigdy nie dał z tonu, padałzawsze jak kot na cztery nogi, skonfundowany sam śmiać się poczynałmistyfikując tego, który go chciał złapać, i nazajutrz po najcięższej konfuzyi,występował jak z kąpieli świeżuteńki, pewien siebie, rzezwy, jakby mu się nic anic nie przytrafiło.Potrzebny i usłużny, odpędzić się nie dawał, zimne przyjęcienań nie pomogło, drzwi zamknięte nie wstrzymały, wchodził przebojem,zagłuszał poufałością, wkręcał się, narzucał, i nikt nie miał odwagi odepchnąćnatręta, który czego widzieć nie chciał, uporczywie nie dawał sobie pokazać. Ta postać niezbyt oryginalna, ale ciekawa, napawała się widokiem Dosi zprawdziwą rozkoszą; znawca przyglądał się jej, smakując z minką figlarną, i imdłużej przypatrywał się, tem widać goręcej chciał przybliżyć się i zapoznać.Dosia, czy nie poznając się na nim, czy ujęta nadskakiwaniem w którem niedostrzegła przesady i uwłaczającego jej szyderstwa, więcej nań poglądała niż namilczącego młodego chłopaka, który ją oczyma pożerał.Ostatnią wreszcie w karetce była otyła, biała, nie stara jeszcze niewiasta,widocznie miejska obywatelka jak kapitan i powracająca z wycieczki do domu.Małego wzrostu, pulchna, różowa, mogła to być niegdyś bardzo milutkapiękność kawiarniana: nosek zadarty, biegające oczki żywe, dołki przy ustach.musiały ją czynić niezmiernie powabną dzieweczką, ale dziś, przy dobrej tuszy ipo latach trzydziestu, czegóś wydawała się śmiesznie, z niedobitkami wdziękówmłodości i całkowitą do niej pretensyą.Ubraną po miejsku, wykwintnie, aniezbyt czysto, że się zmięła w drodze i zapyliła, wyglądała pociesznie ze swąminką fertyczną, figlarną buzią i wzrokiem latającym nieustannie.Stanu jejniepodobna było odgadnąć, bo ubiór był dostatni, suknia jedwabna, mantylka odSzlenkera, kapelusz świeżutki, chustka batystowa, rękawiczki paryzkie, aledobór tych rzeczy i połączenie ich z bardzo prostemi, przytem strój niestosownyw podróży, obejście jejmości i mowa jej, kazały się domyślać, że za co innegochciała uchodzić, a czem innem była w istocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Zbigniew Błażyński Mówi Józef Œwiatło. Za kulisami bezpieki i partii 1940 1955
    Pilsudski Jozef Bibula(1)
    CHRYSTUS JAKO SENS ZYCIA ks Czeslaw Stanislaw Bartnik id
    Lerum May Grethe Córy Życia 29 Na Koniec Œwiata
    Lerum May Grethe Córy Życia 02 Księga Marii
    Kingston.K. Feng shui. Jak pozbyć się bałaganu ze swojego życia
    Bausch Richard Dwa życia, dwie miłoœci
    Moen Bruce Podroze Do Zycia Po Smierci(2)
    20. Pasja życia Rosemary Rogers
    Tołstoj Lew Wojna i pokój cz. I i II
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zona-meza.keep.pl