[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pójdę go poszukać.Widziałam w jej oczach wdzięczność.Pewnie i ona wołałaby, by wszystko byłonormalnie, jak w rodzinach jej znajomych.Tymczasem i jej, i moje życie.Oba były takie.na odwrót świata.Wyszłam na ulicę.Obliczyłam w pamięci, że jeśli wyszedł piętnaście minut temu, adziesięć minut zajęła mu droga do pijalni, to pewnie siedzi dopiero nad pierwszym piwem.Mam więc jako takie szanse na wydostanie go stamtąd, powrót do domu i porozmawianie.Nie można się upić w pięć minut.Dziecko alkoholika jest w takich wyliczeniach wyjątkowodokładne.Potrafi przewidzieć czas działania alkoholu na ludzki organizm bez znajomościchemicznych wzorów.Nie musi wiedzieć tego, że ów organizm to mądra maszyneria,działająca prawie jak bimbrownia, tyle że w drugą stronę.Etanol działa jak nabój.Ci, którzybyli kiedykolwiek postrzeleni, mówią, że w chwili, gdy kula przechodziła przez ich ciało,czuli tylko lekkie oszołomienie i przyjemne ciepło.%7ładnego bólu.Nic.Etanol też nie boli.Ciepły nabój przyjemności przebija ciało i znieczula je na smutki i problemy.Zmaga się znim dopiero wątroba.Całkowicie zdemaskowany i upolowany przemienia się w truciznę.Aldehyd octowy.Dziecko alkoholika od najwcześniejszego dzieciństwa wie, że ten etapnazywa się kacem.I że trzeba w drżące dłonie włożyć na przykład szklankę z wodą z octem isodą.Dziecko alkoholika wie, że dobra jest też maślanka.Dopiero pewien łaskawy enzym, czyli dehydrogenaza aldehydowa, zamieni truciznę wdwutlenek węgla i wodę.Dziecko alkoholika umie nazwać ten moment.To koniec kaca.Pijakznów jest trzezwy.Bimbrownia w jego organizmie przeistoczyła etanol w trzy pierwiastki:węgiel, tlen i wodór.%7łeby zrobić zacier, potrzeba trzech składników: wody, cukru i drożdży.Czyż ta powtarzalność nie jest zdumiewająca? Nawet świat pijaka opiera się na zasadzieTrójcy Doskonałej.Dziecko pijaka jest poniekąd chemikiem i domorosłym eksperymentatorem,badającym na przykład słoność swoich łez.Podobno stopień słoności wód oceanicznychwzrasta tylko do tysiąca metrów głębokości; na większych głębokościach zmiany sąniewielkie.A dziecko alkoholika? Do którego momentu wierzy we własną wartość? W sensswoich łez? Kiedy nadchodzi ten moment, w którym kapituluje, przekonane, że z takimbagażem i tak nigdy do niczego nie dojdzie? Wtedy, idąc do pijalni piwa, uparcie wierzyłamw oceany moich marzeń.Tata siedział przy stoliku pod ścianą z obcymi mężczyznami.Stukali się kuflami iśmiali z dowcipów.- Proszę księdza, czy oszukać %7łyda to grzech? Czy muszę się z tego spowiadać?- To żaden grzech.To cud!Rechot z wnętrza męskich ciał głęboki i dudniący jak końskie kopyta obijał się ościany z brązową lamperią.- A znacie ten o tirówce? Co mówi do kierowcy po stosunku? Nie wiecie? Ha, ha!Bywaj zdrów!Rechot.- A ten o blondynce.- Dzień dobry - przerwałam im zabawę.- Dzień dobry pięknej pani! - odezwał się jeden z mężczyzn, oparty o ścianę.Byłmniej więcej w moim wieku.- Ach, Ziutek, to moja córka - wysapał tata.Machnął na mnie zapraszająco ręką.- No, siadaj tu do nas! Co ty tu robisz w ogóle?- Tato, chodz do domu, przyszłam po ciebie.- O, no to trzeba wypić na tę okoliczność.Nabrał piwa w usta.Przełknął z lekkim chrobotem wystającej grdyki.W ślad za nimposzli tamci.- Za córeczkę!Piwo przewaliło się z podobnym odgłosem przez gardła tamtych.Złapałam tatę zarękaw.- Chodz do domu.Przyniosłam ciasto, kawę, chciałam z tobą porozmawiać! -Wiedziałam, że mogę jeszcze coś ugrać, bo nie był pijany, a tylko rozochocony.- No dobrze, już, czekaj, tylko wypiję.Piwo nie może się zmarnować.- Nie, nie może, to marnotrawstwo by było! - sekundowali mu koledzy.- Pani Marylko, pani poda jeszcze jeden dla pięknej pani.Pani wypije z nami! - rzuciłten spod ściany w stronę baru.- Ja nie chcę, dziękuję.- Pani się z nami napije!Wstał i spojrzał na mnie jakoś dziwnie.Jakby chciał mnieprzestraszyć.Usiadłam i spojrzałam na stawiany przede mną kufel.Pani Marylka z wielkimbiustem przetarła blat i uśmiechnęła się.- Pani zostanie.Będą się lepiej zachowywać.Kobiety łagodzą obyczaje.Jakby tuczasem jedna z drugą zajrzała i z chłopem wypiła, toby awantur nie było, a i na dobre by towyszło.Chłop by się sam nie szlajał.Dobrze, że pani przyszła, z tatusiem posiedzi, a potemsiup z nim do domku.I dopilnuje.Tylko dlatego zostałam.Wstydziłam się trochę tego całego anturażu wokół mnie, alepo kilku łykach ponura dotąd pijalnia jakby pojaśniała, brązowa lamperia miała głęboki kolorczekolady, a Ziutek spod ściany, gdyby nie to, że był lekko wstawiony i wyglądał na takiego,co za kołnierz raczej nie wylewa, byłby całkiem przystojny.Może pije, bo jest zagubiony lubsamotny? Może ma jakieś kłopoty? Każdy ma powód do picia.Próbowałam być jego adwokatem, choć pewnie miał głęboko gdzieś mojerozmyślania.Piłam drobnymi łykami bursztynowy płyn z wyszkowskiego browaru.Nawettrochę flirtowałam z Ziutkiem, bo naprawdę był to niebrzydki i niegłupi chłopak.I miał takieładne ciemne oczy.Siedzieliśmy prawie godzinę.Tata był na lekkim rauszu, ja też.Jakoś lżej nam sięrozmawiało wtedy, nawet wydawało mi się, że jesteśmy jak równy z równym.Koledzy taty też stali się kulturalniejsi.Nawet przy mnie nie palili; wychodzili nazewnątrz, choć wokół wszyscy ćmili papierosy bez opamiętania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]