[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo głośno wypowiadanych drwin jegozaufanie do jej umiejętności leczenia musiało być bardzo duże.Przy tymzapomniał nawet o swojej kapitańskiej dumie.- Ale z was tchórz, Lindstróm! - Teraz w głosie matki słychać byłogorzkie szyderstwo.- Tylko dlatego, że macie zwyczaj nie dotrzymywaćswoich przyrzeczeń, myślicie, że również inni tak robią.Nie martwciesię.Ja dotrzymuję słowa.Pomogę wam i usunę przyczynę waszychcierpień.Nie zapominajcie: to ja, ta ruda Magdalena, która nie potrafiniczego innego, jak tylko pomagać, nawet swoim najgorszym wrogom.Ale żeby mi się to w waszym przypadku udało, potrzebuję jeszcze parurzeczy, które muszę kupić w mieście.Do tego czasu macie krople.Onezłagodzą wasze bóle.Bierzcie je, jak mówiłam, po dziesięć co godzina wkubku wina.Nie więcej i nie mniej.- A co szkodzi, jeśli wezmę więcej i częściej? - Już zabierał się dokorka w fiolce.Zrobił to przy tym tak niezręcznie, że fiolka wyśliznęłamu się z ręki.Carlotta zwinnie przyskoczyła i pochwyciła ją.Uśmiechnęła się do niego zachęcająco, gdy mu ją wręczała.Rozpacz wjego oczach wzruszyła dziewczynę.- Nic nie szkodzi - tymczasem zimno odpowiedziała matka.-Przynajmniej nam nie.Wam jednak i owszem.W każdym razie myuwolnimy się od was raz na zawsze.Zrobiła kilka kroków i stanęła przy drzwiach.Carlotta chciała pójść zanią, ale Lindstróm ją przytrzymał.Mimo kolejnych skurczów jego wąskiepalce obejmowały jej nadgarstki z zadziwiającą siłą.O wyrwaniu się niebyło co myśleć.Z ręką na klamce matka się odwróciła.Jej wąskie, skośne oczyzwęziły się w szparki.Zapadnięte policzki i ostro zakończona brodapodkreślały coś kociego, co nagle pojawiło się w jej twarzy.- Natychmiast puśćcie moją córkę, Lindstróm! W przeciwnym raziejeszcze uda mi się zapomnieć, dlaczego jestem felczerką.Osobiście wlejęw was truciznę, która ostatecznie was ukatrupi.Boleśnie rozedrze was odśrodka.Będziecie cierpieć potworne męki, jakich do tej pory nieznaliście.A ja będę stała obok i nie zrobię nic, żeby wam pomóc,przysięgam wam.- Odczep się, wiedzmo, i wróć przed północą z odpowiednimlekarstwem.Jeśli nie, jest mi wszystko jedno, czy przyjdzie ci do głowycoś, co mnie uratuje, czy nie.W każdym razie obydwie nie dożyjecieświtu.Nie zapomnij.Mimo moich skurczów wciąż jeszcze jestemdostatecznie silny, żeby osobiście włożyć ci sztylet między żebra.Mówiąc te słowa, rozluznił palce wokół nadgarstków Carlotty.Bezsiły padł z powrotem na łóżko i zamknął oczy.Jego ciężki oddechzdradzał, jak wiele wysiłku go to wszystko kosztowało.Carlotta muwspółczuła.Nie znosiła patrzeć, jak ludzie cierpią, podobnie jak matka.Tak długo, jak istniała iskierka nadziei, musiała zrobić wszystko, żebypomóc.24Po cichu wyszła na zewnątrz obok ponuro wyglądających straży.Dopiero na dole w sieni dogoniła matkę, która w kuchni wydawała jużjednej ze służących polecenia w sprawie naparu ziołowego dlaLindstróma.- Możecie mu też włożyć do łóżka rozgrzany kamień - powiedziaławłaśnie i szybko spojrzała na Carlottę, która się zbliżała.- Nawet jeślidziś znów będzie ciepła majowa noc, dodatkowe ciepło mu niezaszkodzi.Przygotujcie mu jeszcze ciepłe okłady, którymi goowiniecie.To usunie skurcze.Przynajmniej trochę się prześpi.Nierozumiem, dlaczego dotychczas nikt tego nie zaordynował.- Kręcącgłową, wyszła z kąta kuchni i kiwnęła na Carlottę, żeby poszła za nią.- Dokąd chcesz iść? - zapytała Carlotta, gdy już stały na ulicy.Zapadałwieczór.Brama Mostowa na zachodzie właśnie została zamknięta.Grupka żołnierzy z posterunków na moście weszła do miasta,zadowolona, że ma już służbę za sobą.Ciesząc się na dalszą częśćwieczoru, z hałasem przechodzili obok.Jakaś stara kobieta chciała akuratwyjść z domu, zobaczyła Szwedów i gniewnie zacisnęła pięści.Mężczyzni ze śmiechem pomachali kapeluszami.Jeden podszedł dostaruszki, chwycił ją za chudą pierś i coś zawołał do swoich kompanów.Wszyscy na to ryknęli śmiechem.Magdalena pospiesznie wcisnęłaCarlottę z powrotem w wejście do domu i dała jej znak, żeby poczekała,przyciśnięta do muru, dopóki te łobuzy nie przejdą obok.Dla ochronystanęła tuż przed nią.W końcu żołnierz zostawił starą kobietę i kiwnął naswoich towarzyszy, żeby poszli za nim.Ze śpiewem weszli do jednej zpobliskich knajp.Było tam jeszcze dosyć wina, żeby na kilka godzinzapomnieć o wojennej nędzy.Dopiero przed kilkoma tygodniamiSzwedzi zabrali Polakom znaczne ilości zapasów, które właściwie byłyprzeznaczone dla Warszawy.Gdy żołnierze zniknęli w szynku, Magdalena i Carlotta znówodważyły się wyjść na ulicę.Na pobliskim kościele dzwony wybiły dziewiątą.Carlotta zadrżała.Do północy zostały trzy godziny.Nawet przez chwilę nie wątpiła wgrozbę Lindstróma.Musiały koniecznie wpaść na jakiś pomysł, żebyusunąć jego boleści.Nie miała przy tym bladego pojęcia, co kryje się zajego mękami.Gdybyż matka coś wreszcie powiedziała!- Do północy musimy posunąć się o duży krok naprzód.Nie wiesz,jaki dziś dzień?- Sobota.Ale.- Nie ma żadnego ale - przerwała zdenerwowana Magdalena.-Jutrojest świętego Urbana, czyli dwudziesty piąty maja.Zły dzień.To niezapowiada nic dobrego, zwłaszcza że jest sobota.Sobota to nie jest dobrydzień.Pomyśl o tym, co nam tłumaczyła nasza dobra Hedwig.- No, to tym ważniejsze, żebyśmy przed północą wiedziały, jakmożemy pomóc Lindstrómowi.- Carlotta już chciała ruszyć.- Zastanówmy się.Na rynku musi być jakaś apteka.To, czegopotrzebujemy, na pewno tam kupimy.To nam przynajmniej pozwoli nazwłokę.- Zwłoka na nic się nam nie zda - odparła zdenerwowana Carlotta.Spokój matki wydawał jej się nie na miejscu.Nadgarstek ją bolał iprzypominał o tym, do jakiej brutalności zdolny był Lindstróm.Zladyjego palców odznaczały się ciemnoczerwono na jasnej skórze.Jeśli tak jąchwycił w potwornym skurczu, wolała sobie nie wyobrażać, jaki bólmógł zadać, kiedy był zdrowy.- A w ogóle to jakich lekarstwpotrzebujemy? Masz jakiś pomysł, co powoduje te silne skurcze? Musi cicoś przyjść do głowy, mamo, szybko! Najpózniej rankiem, jeśli będzie sięzle czuł, wprowadzi w czyn swoje grozby i pójdziemy pod nóż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]