[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej dÅ‚ugie Å‚apy siÄ™gaÅ‚y prawie do ziemi. Po jakÄ… cholerÄ™ to zabierasz? spytaÅ‚. Dziewczyna prosiÅ‚a o jakiegoÅ› pluszaka.Jej chora przyjaciółka najwy-razniej lubi przytulanki odparÅ‚em, udajÄ…c gÅ‚upka.114 WidzÄ…c ten cyrk, jestem skÅ‚onny w to wierzyć, ale nie zamierzam iść ztobÄ… ulicÄ…, kiedy bÄ™dziesz dzwigaÅ‚ gigantycznÄ… RóżowÄ… PanterÄ™.Wez coÅ›mniejszego.RozejrzaÅ‚em siÄ™, jakbym nie mógÅ‚ siÄ™ zdecydować.RzuciÅ‚em panterÄ™ nakanapÄ™ i podszedÅ‚em do kÄ…ta, gdzie leżaÅ‚ bernardyn z niewielkim plecakiemna grzbiecie.ChwyciÅ‚em go bez skrupułów za Å‚eb i wsadziÅ‚em pod pachÄ™. Chodzmy już ponagliÅ‚ mnie mężczyzna.Gdy byliÅ›my na klatce schodowej, powiedziaÅ‚em uprzejmie: Nie znam paÅ„skiego nazwiska.Jak mam siÄ™ do pana zwracać? Jestem Alberto.Pospiesz siÄ™.Kiedy wskazywaÅ‚ mi drogÄ™ do swojego samochodu, miaÅ‚em ochotÄ™ po-wiedzieć: A ty nie znasz jeszcze tego bernardyna.Ma na imiÄ™ Marco..Samochód staÅ‚ kilka kroków dalej.ByÅ‚ to szary opel rekord.Na tylnejszybie miaÅ‚ czerwonÄ… nalepkÄ™ straży pożarnej. Siadaj z tyÅ‚u.Gdzie czeka na ciebie ta dziewczyna? W pizzerii na bulwarze.JakieÅ› dziesięć przecznic stÄ…d. Wiem, gdzie to jest.Oddaj jej to szybko i nie ociÄ…gaj siÄ™. ProszÄ™ siÄ™ nie martwić odparÅ‚em z tylnego siedzenia, wyciÄ…gajÄ…crewolwer z plecaka Marca. ObiecujÄ™, że siÄ™ pospieszÄ™.Mężczyzna już miaÅ‚ zapalić silnik, gdy mu przypomniaÅ‚em: Jest mi pan winien sześćdziesiÄ…t. Dostaniesz forsÄ™, gdy wskażesz mi Ricarda, gdy powiesz mi, kim jest.PrzystawiÅ‚em mu rewolwer do karku i powiedziaÅ‚em, hamujÄ…c gniew: Już mówiÄ™: to ja.Zanim przyjdzie panu do gÅ‚owy siÄ™gnąć po broÅ„,powiem dokÅ‚adnie to, co usÅ‚yszaÅ‚ paÅ„ski przyjaciel: Niech pan trzyma rÄ™cena kierownicy i ani na moment jej nie puszcza! WyjaÅ›niÄ™ panu, jaka jestsytuacja.To dla mnie bez znaczenia, czy bÄ™dziemy na Å›rodku ulicy, w tÅ‚umieludzi, a choćby i na wypeÅ‚nionym po brzegi stadionie.JeÅ›li spróbuje panjakiejÅ› sztuczki, rozwalÄ™ panu Å‚eb.ProszÄ™ siÄ™ nie ruszać!WsunÄ…Å‚em lewÄ… rÄ™kÄ™ miÄ™dzy fotel i drzwiczki i wyciÄ…gnÄ…Å‚em mu zza pasapistolet. A teraz niech pan lewÄ… rÄ™kÄ… wyciÄ…gnie powoli broÅ„ spod nogawki.I115proszÄ™ nie mówić, że jej pan tam nie ma.WidziaÅ‚em jÄ…, gdy mnie pan kopaÅ‚,kiedy leżaÅ‚em na podÅ‚odze.Ten dobrze zbudowany mężczyzna, który tak dÅ‚ugo kopaÅ‚ Jazmín, ażuznaÅ‚, że nie żyje, byÅ‚ przerażony.UważaÅ‚ siÄ™ za cwaniaka i wpadÅ‚ we wÅ‚a-sne sidÅ‚a.DygotaÅ‚ ze strachu. Jestem policjantem powiedziaÅ‚ bez przekonania. Wiem.To bez znaczenia.ChoćbyÅ›my byli przed komisariatem, strze-lÄ™, gdyby próbowaÅ‚ pan coÅ› zrobić.Znam pana, dużo siÄ™ o panu dowiedzia-Å‚em, wiÄ™cej, niż pan sobie wyobraża i wiÄ™cej, niż chciaÅ‚bym. Co mam zrobić? ProszÄ™ zapalić silnik i sÅ‚uchać moich poleceÅ„, to może wyjdzie pan ztego caÅ‚o. DokÄ…d jedziemy? W niezwykÅ‚e miejsce. Chcesz mnie zabić? Tylko jeÅ›li bÄ™dÄ™ musiaÅ‚.Wszystko zależy od pana.ChcÄ™ pokazać panupewien magiczny zakÄ…tek.12.ByÅ‚ kwadrans po szesnastej w sobotÄ™, dzieÅ„ najwiÄ™kszego ruchu na lotni-sku.Wielu pilotów, wÅ‚aÅ›cicieli awionetek, wykorzystywaÅ‚o weekend, bypolatać.ByÅ‚em na skrzydle starego pipera archera należącego do sÅ‚użbyleÅ›nej.NapeÅ‚niaÅ‚em baki, gdy zobaczyÅ‚em, że Roberto podjeżdża jeepemaeroklubu, co oznaczaÅ‚o z pewnoÅ›ciÄ… jakieÅ› nagÅ‚e zlecenie.W piÄ…tkowe po-poÅ‚udnia przygotowywaliÅ›my maszyny, które miaÅ‚y wylecieć nastÄ™pnegodnia.Roberto wysiadÅ‚ z auta i podszedÅ‚ do mnie szybkim krokiem. Zejdz! MuszÄ™ ci coÅ› powiedzieć.Ton jego gÅ‚osu nie pozostawiaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci, że chodzi o coÅ› ważnego.ZamknÄ…Å‚em klapÄ™ zbiornika i zeÅ›lizgnÄ…Å‚em siÄ™ po skrzydle. Co siÄ™ dzieje? Dzwonili wÅ‚aÅ›nie z kliniki.Jazmín odzyskaÅ‚a przytomność!ZaniemówiÅ‚em i poczuÅ‚em skurcz w brzuchu.SiedemnaÅ›cie tygodni i je-den dzieÅ„ w Å›piÄ…czce.SiedemnaÅ›cie tygodni i jeden dzieÅ„ oczekiwania natÄ™ wiadomość.Wiele razy zastanawiaÅ‚em siÄ™, jak na niÄ… zareagujÄ™.W jednejsekundzie znów rozbÅ‚ysÅ‚y Å›wiatÅ‚a, zalaÅ‚a mnie radość. Nic nie mów powiedziaÅ‚ Roberto. Zostaw ten samolot, potem siÄ™nim zajmÄ™.Chodz, podwiozÄ™ ciÄ™ do twojego auta.PÄ™dzÄ…c do szpitala, czuÅ‚em siÄ™ jak ptak.UstÄ…piÅ‚ caÅ‚y ból.PrzeszkadzaÅ‚ymi samochody na drodze.PróbowaÅ‚em zebrać myÅ›li, zastanawiaÅ‚em siÄ™, cojej powiem.PragnÄ…Å‚em gorÄ…co wyznać: Kocham ciÄ™.Gdy parkowaÅ‚em byle jak wóz, nagle poczuÅ‚em niepokój.W jakim ona117jest stanie? Czy mnie rozpozna?WpadÅ‚em do kliniki prawie bez tchu.Dyżurne pielÄ™gniarki uÅ›miechnęłysiÄ™ do mnie.Wszystkie mnie znaÅ‚y i wiedziaÅ‚y, dlaczego siÄ™ spieszÄ™: mojaksiężniczka siÄ™ obudziÅ‚a.Sekundy spÄ™dzone w windzie wlokÅ‚y siÄ™ w nieskoÅ„czoność.Kiedy otwo-rzyÅ‚y siÄ™ drzwi, umieraÅ‚em z niecierpliwoÅ›ci.PróbowaÅ‚em siÄ™ uspokoić, alebyÅ‚em jak dziecko, które czeka na upragniony prezent: na koÅ„cu korytarzabyÅ‚a moja ukochana.Jeden z lekarzy, którego znaÅ‚em, wychodziÅ‚ wÅ‚aÅ›nie w towarzystwie pie-lÄ™gniarki.UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do mnie. Jak ona siÄ™ czuje? spytaÅ‚em z niepokojem. Jest przytomna, robimy badania.Martwi mnie lekkie obniżeniesprawnoÅ›ci motorycznej prawej poÅ‚owy ciaÅ‚a.Nic ci nie bÄ™dÄ™ mógÅ‚ powie-dzieć, dopóki nie otrzymamy wyników badaÅ„.PytaÅ‚a o ciebie, chyba niepamiÄ™ta zbyt dobrze, co siÄ™ staÅ‚o, ani nie ma pojÄ™cia, jak dÅ‚ugo tu leży.OtworzyÅ‚em powoli drzwi i wszedÅ‚em ostrożnie, by nie przestraszyćJazmín.MiaÅ‚a zamkniÄ™te oczy.StaÅ‚em, patrzÄ…c na niÄ…, i byÅ‚em szczęśliwy.PragnÄ…Å‚em usÅ‚yszeć jej gÅ‚os.ZbliżyÅ‚em siÄ™ do niej, aż poczuÅ‚em jej oddech, idelikatnie pocaÅ‚owaÅ‚em jÄ… w usta.OtworzyÅ‚a oczy i gdy mnie rozpoznaÅ‚a,cieszyÅ‚em siÄ™ jak nigdy w życiu. DzieÅ„ dobry, księżniczko powiedziaÅ‚em, biorÄ…c jÄ… za rÄ™kÄ™. WidzÄ™,że caÅ‚owanie ZpiÄ…cej Królewny nadal dziaÅ‚a.Witaj, kochanie.Jazmín, nieco senna, patrzyÅ‚a na mnie z lekkim uÅ›miechem. Ricardo Corazón de León, nie wiesz, że rycerz nie pÅ‚acze w obecnoÅ›ciksiężniczki? odezwaÅ‚a siÄ™ drżącym gÅ‚osem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]