[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Racja.- Laylah się skrzywiła.Tane dostanie szału, gdy odkryje, żemu się wymknęła.Kolejny raz.- Chyba powinniśmy się pospieszyć.Kuchnie usytuowane na najniższym piętrze londyńskiego domu jużdawno przeszły we władnie Sergeia.Marika nie musiała z nich korzystaći choć zaznaczyła, że ofiary z krwi mogą być składane wyłącznie wpiwnicy, to pozostawało jeszcze przygotowywanie naparów i czynieniezaklęć.95Marika z zasady unikała zaglądania do tych przestronnychpomieszczeń, których ściany pokrywały dziwne hieroglificzne napisy, a zbelek pod sufitem zwieszały się pęki ususzonych roślin.W kamiennejposadzce zostało wyryte koło, w którego środku stanął drewniany ołtarzze starożytną księgą napawającą Marikę odrazą.Jak każdy wampir nienawidziła magii niemal tak samo jak tych,którzy ją praktykowali.A fakt, że musiała polegać na jednym z nich, abyziściło się jej wspaniałe przeznaczenie, jeszcze bardziej rozpalał jejwściekłość.Szarpiąc za welon pasujący do ciemnej sukni od Valentino, jakąwłożyła na wieczór w operze, ściągnęła go z głowy i rzuciła na ziemię.Jejgęste włosy ciężkimi splotami opadły na ramiona.Wieczór tak obiecująco się rozpoczął.Wypiła krew z dwóch duszków leśnych, które zabłąkały się w GreenParku, i z biznesmena z Turcji w Covent Garden.Stamtąd udała się doRoyal Opera House, gdzie jej pojawienie się jak zwykle wywołało dużeporuszenie.Pózniej, w środku drugiego aktu Traviaty, któryś z jej rozlicznychsługusów zajrzał do loży i szepnął do ucha, że słyszał plotki, iż wLondynie wyczuto zapach dżina.Marika skrzywiła się z wściekłością.Plotki mówiły prawdę.Ona też wyczuła w tunelach wyrazny swądkobiety dżina.Ale się spózniła.Dżin zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu.Sergei stał przy blacie pokrytym różnymi ohydnymi składnikami,jakie wykorzystywał do czarów, odwrócił się do wchodzącejwampirzycy.- Znalazłaś ją? - zapytał głupio.- A wygląda, jakbym znalazła? - Marika rozłożyła ramiona.- Idiota.Mag zdjął ochronny fartuch, pod którym krył się elegancki szarygarnitur.- Mówiłaś, że kobieta pojawiła się wczoraj wieczorem.-Podszedł doMariki.Był to z jego strony wyraz skrajnej arogancji, biorąc pod uwagęjej paskudny nastrój.Marika potrafiła krzyczeć, nawet gdy była tylko96lekko wzburzona.- Nie mogła tak szybko zniknąć.Chyba że.Marikaprzymrużyła oczy.- Chyba że co?- Chyba że nie szukamy dżina.- Sergei się skrzywił.- Albo ta kobietama znacznie większe moce, niż można się spodziewać po dżinie.- Powinieneś wiedzieć wszystko o jej mocach.W końcu przez wielemiesięcy była twoim więzniem - syknęła wampirzyca.- Trzymałem ją zamkniętą w klatce o żelaznych ścianachzagłuszających jej moce.- Mag niespodziewanie obejrzał się przez ramię,jakby szukał kryjącego się w mrokach sąsiedniej spiżarni obserwatora.Otrząsnął się i spojrzał w lodowate oczy swojej pani.- Poza tym te mocebędą rosły przez następnych pięćset lat lub więcej.Przez kuchnię przeleciał strumień energii, który zmierzwił siwe włosySergeia i postrącał z półek gliniane miski i miedziane rondle.Marika przez lata szukała tej dziwki i dziecka, które uniemożliwiałowampirzycy zdobycie władzy, jaka jej się słusznie należała.A teraz, mimo że zapach kobiety był tak wyrazny, znów jej sięwymknęła.%7łądza krwi szarpiąca sercem wampirzycy sięgała zenitu.- Zakładając, że ta zdzira będzie tak długo żyła - warknęła.Sergei podniósł rękę.Chciał położyć ją na ramieniu towarzyszki,jednak na widok jej wydłużonych kłów szybko się cofnął.- Mariko, nie zapominaj, że na razie potrzebujemy jej żywej -przestrzegł.- Przynajmniej do chwili, gdy dotrzemy do dziecka.Marika machnęła lekko dłonią i ususzone rośliny zamieniły się wproch.- Niech ci się nie wydaje, że możesz mnie pouczać.Mag, żałującutraty rzadkich składników, zacisnął usta,ale nie był aż tak lekkomyślny, by zaprotestować.97- Pragnę tylko zapobiec pomyłkom, których możesz potem żałować.- %7łałować? - Wampirzyca chwyciła go za gardło i ściskała tak długo,aż twarz maga przybrała ciekawy odcień purpury.-Najbardziej żałujętego, że do pomocy wybrałam podstępnego maga, którego jedynymwkładem w naszą współpracę było to, że mnie zdradził.Sergei zaczął rzęzić, jego błękitne oczy pociemniały pod wpływembólu zmieszanego z uczuciem bezsilnej furii.- Jeśli mnie puścisz, spróbuję dowiedzieć się z magicznej kuli, gdziejest ta kobieta - zdołał wydusić.- Już próbowałeś i nic z tego nie wyszło.- Zasłona ochronna, pod którą się przede mną ukrywała, najwyrazniejprzestała działać - tłumaczył Sergei, a w powietrzu rozniosła się wońprawdziwego strachu.Mniam, mniam.Nic lepiej nie pobudzało apetytuMariki niż czyjeś przerażenie.- Jeśli nawet nie dowiem się, gdziedokładnie jest, mogę przynajmniej wpaść na jej trop, który nas do niejzaprowadzi.Zaciekawiona wampirzyca puściła maga.- Tak - rzuciła z zastanowieniem.- Bo niby dlaczego po tak długimczasie zrobiła się nieostrożna?Sergei wyprostował się i wygładził jedwabny krawat.- Może powinniśmy się raczej zastanowić, co ją sprowadza doLondynu - wymamrotał.Marika uśmiechnęła się kpiąco, czując, że krew leśnych duszków,którą spożyła wcześniej, nadal bulgocze w jej żyłach niczym bąbelkiszampana.Po wizycie w operze odczuwała wibrujące podniecenie i zamierzałaznalezć sobie partnera do ostrego seksu, ale przyglądanie się magowi,który wił się przed nią ze strachu, było niemal tak samo zabawne.- Ach, biedny Sergei.- Strzeliła językiem o podniebienie.- Boisz się,że dziewczyna nabierze mocy i postanowi się zemścić na tobie.W końcuwykradłeś ją z rodzinnej farmy i zamknąłeś w klatce jak zwierzę.Mag potarł ręką kark.- Ona nie ma pojęcia, że tu jestem.Nie zna mojego zapachu.Ukrywałem go przed nią, gdy się nią opiekowałem.98- Opiekowałeś? - zakpiła Marika.- Wątpię, żeby ona tak to określiła.Sergei niespokojnie zaszurał nogami, cały czas skupiony na swojejrozmówczyni.- Otaczałem się też zasłoną iluzji, kiedy wypuszczałem ją z celi, więcnie wie nawet, jak wyglądam.Marika podniosła rękę do naszyjnika z pereł i zaczęła się nim bawić.- Coś jednak sprowadziło ją do Londynu.Mag zesztywniał.- Nie sądzisz chyba.- Co?- Czy to możliwe, że to Kata ją wezwała?- Laylah - szepnęła Marika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]