[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zawsze do usług, słodka!Ruch po mojej prawej stronie.Odwróciłam się.Inny kombinezon ruszył na Gavina, już mierzącdo niego z broni.Chwyciłam go za ramię, jegorozpęd pozwolił mi się wyprostować.Gdy tylkoodzyskałam równowagę, wykorzystałam całą swojąsiłę, żeby wykręcić facetowi rękę na plecach.Brońwypadła mu z dłoni, rozległ się trzask pękającejkości.Zawył z bólu, kolana załamały się pod nim.Dostrzegłam Trinę kilka kroków dalej, miała jużobręcz na szyi.Taką samą, jaką ci ludzie takżemnie kiedyś założyli, taką samą, jaką zakładalizombi, żeby pobudzać je impulsami elektrycznymi.646/692Przynajmniej Lucas uniknął tego losu.Walczył za-jadle z każdym, kto próbował zbliżyć się dodziewczyny.Próbowałam zerwać metal z jej szyi, ale zacisktrzymał mocno.Popatrzyła na mnie orzechowymioczami, teraz ciemnymi od bólu.Rozsunęła wargi,ale z jej ust nie dobył się żaden dzwięk.Poczułam, jak wzbiera we mnie gniew. Trzymaj się.Znajdę sposób, żeby ci pomóc. Tak, pomóż jej rzucił przez zaciśnięte zęby Lu-cas, uchylając się przed ciosem.Rozejrzałam się i znalazłam to, o co mi chodziło.Zbliżyłam się do nieruchomego kombinezonu i po-ciągnęłam faceta w stronę Triny.Rozcięłam murękawicę i przycisnęłam jego kciuk do niewielkiegoczujnika przy obręczy.Nic się nie stało.Może Kelly uczył się na błędach.Może zadzi-ałałby tylko odcisk jego kciuka.Rozejrzałam się wokół jeszcze raz.Wciąż aniśladu.Był tchórzem, więc zapewne umknął z polawalki.Nie mógł jednak uciec daleko.Chciałby ob-serwować z bezpiecznej odległości, przekonać się,czy jego ludzie wygrali, czy przegrali.Wlepiałam wzrok w ciemność, wypatrującbardziej ruchu niż sylwetki.Tam! Delikatne647/692poruszenie w zaroślach.Kelly? Można było sięprzekonać tylko w jeden sposób. Mam plan.Potrzebowałam doładowania, więc zaap-likowałam sobie antidotum i wystartowałam,trzymając się zacienionych miejsc i zmierzając kulinii drzew.Gdy tylko dotarłam do pierwszego,zmieniłam kierunek i ruszyłam w stronę drgają-cych zarośli.Starałam się stąpać lekko i ostrożnie, ale pod mo-ją nogą trzasnęła gałązka.Spięłam się cała, jednaknie przystanęłam ani nie zwolniłam.Ujęłam obasztylety i uniosłam je, zanim dotarłam do krzewów.Gotowa.Ale nie było go tam.Poruszył się inny krzew, w odległości kilkukroków, domyśliłam się więc, że usłyszał mniei ruszył dalej.Przyspieszyłam kroku, ścigając go.Wyczułam woń rozkładu.Kiedy przebiłam sięprzez ścianę zieleni i wyszłam na małą łąkę,zobaczyłam, jak Kelly ego otaczają zombi.Sześć is-tot wyciągało po niego ręce, kłapało zębami.To, co stało się potem, stało się szybko.W ciąguco najwyżej trzech sekund.Mogłam się tylkoprzyglądać.648/692Jeden z potworów wgryzł mu się w ramię.Kom-binezon chronił skórę, ale Kelly poczuł naciskzębów i mruknął groznie.Zamachał drugą rękąi uderzył zombi w głowę.Ten wgryzł się w niegojeszcze zajadlej, niczym buldog, który obrabia kośći nie chce jej oddać.Inny zombi przywarł do jegoramienia, ciągnął go ku ziemi. Puść! rozkazał ojciec Ethana. Przestań.Przestań!Jeszcze inny stwór runął na niego i zatopił muzęby w nieosłoniętym policzku.Kelly wydał z siebieprzerazliwy wrzask.Ruszyłam do akcji, przywołując jednocześnieogień.Rozbłysły biało-złote płomienie.Nie były takdzikie i zachłanne jak wcześniej, ani też tak słabejak w przypadku Gavina, ale wystarczyły.Do-padłam zombi i zabrałam się do roboty.Kontakt.Popiół.Kontakt.Popiół.Kontakt.Popiół.Upojona zwycięstwem, spojrzałam na Kelly ego,który wił się na ziemi. Antidotum wycharczał. Proszę.W mojejkieszeni.Przytroczona do fotela& Naszpikowana trucizną&Rażona prądem, który przeze mnie przepływał&649/692 Pomogę ci, ale potem pomożesz mojej przyja-ciółce. Wsunęłam dłoń w kieszeń jego kom-binezonu.Potem wbiłam mu igłę do szyi.Tak jak stało się to z Gavinem, moje płomieniepolizały go, a on wygiął się w łuk. Nie martw się.Przygasnę&Kelly eksplodował w chmurę popiołu.Zszokowana, upadłam na tyłek.Płomienie zami-erały.Tak jak Kelly.Patrzyłam szeroko otwartymioczami na wzgórek poczerniałego pyłu, który po-został po tym człowieku.Ja& ja właśnie&W moje ramiona wbiły się twarde dłonie i sz-arpnęły do tyłu.Uderzyłam głową o jakiś kamieńi po chwali zaczęła mnie wchłaniać nieświado-mość.Zaczęły krążyć wokół mnie dwa zombiz obręczami na szyjach, spoglądając na mniez odrażającym głodem.Ich czerwone oczy świeciłyjasno; widziałam je jako rozmazane plamy.Co te istoty robiły? Dlaczego nie atakowały?Obręcze?Próbowałam usiąść i walczyć, ale moje ciało pod-dało się całkowicie.Powinnam& Och, gwiazdy za-wirowały w górze, obracając się bez końca,hipnotyzując mnie.Myśl.Skoncentruj się. Emma. Tak.Ona pomoże. Wezwij& Cole a.650/692Potrafił ją widzieć.Mogła mu powiedzieć, gdziejestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]