[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gandalf jednakże nie pozwolił mu na ten unik, wyciągnął rękę i ujmując go za podbródek podniósł mu głowę tak, by ich spojrzenia znowu się spotkały.- Frodo czyni to, co do niego należy - powiedział czarodziej dobitnie.Boromir przełknął ślinę i nerwowo zamrugał oczami.- A co z innymi? - nie wytrzymał Pippin.- Co z Samem? Co z Obieżyświatem?Gandalf przez chwilę patrzył jeszcze Boromirowi w oczy, wreszcie puścił go i spojrzał w dół, na Tuka.- Są cali i zdrowi, mości Peregrinie.Los, jak dotąd, oszczędził naszą Drużynę.Ale nie czas teraz na wyjaśnienia i opowieści.Rad bym pogawędzić z wami dłużej, ale muszę jechać.Nadchodzi czas próby, przed nami groźna noc.Oby świt przyniósł odmianę.Jeśli tak się stanie, wtedy znów się spotkamy - Gandalf odwrócił się i gwizdnął melodyjnie.Szary koń parsknął i podkłusował ku nim.Czarodziej wyciągnął rękę i czule poklepał go po pysku.Koń w odpowiedzi przyjaźnie skubnął go za rękaw.Gandalf poprawił płaszcz i spojrzał na hobbitów.A potem przeniósł wzrok na Boromira.Na moment zapadła cisza.Czarodziej uśmiechnął się ciepło.- Cieszę się, że cię widzę, synu Denethora - powiedział po prostu.I nagle Merry poczuł, jak ogarnia go poczucie niewytłumaczalnej ulgi.Jakby z serca spadł mu ogromny kamień.I co ciekawe, dopiero teraz, kiedy spadł - hobbit zrozumiał jak bardzo był ciężki.Pippin chyba to odczuł, bo radośnie wyszczerzył zęby.Czarodziej odwrócił się od nich i chwytając się końskiej grzywy lekko, niczym pełen werwy młodzik, wskoczył na grzbiet swego rumaka.Merry chciał coś powiedzieć, wykrztusić jakieś pożegnanie, cokolwiek, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu.- Uważajcie na siebie - powiedział Gandalf, patrząc na nich z góry.Koń zarżał i zatańczył w miejscu, rwąc się do biegu.- Zaczekaj! - Boromir, jakby ocknął się ze snu.- Masz jakieś wieści o Minas Tirith? O moim ojcu albo bracie? Powiedz mi, błagam.- Gondor póki co trwa, a pożoga wojenna jeszcze go nie ogarnęła.- A mój brat?- Bądź dobrej myśli, Boromirze.A teraz - wybaczcie.Spieszę się.Trzeba rozgromić dziesięć tysięcy orków!Koń z miejsca ruszył galopem, ale czarodziej zatrzymał go i obejrzał się na nich, coś sobie ewidentnie przypomniawszy.- Trzymajcie się z dala od wieży Orthanku! - przykazał, po czym raz jeszcze obrzucił ich uważnym spojrzeniem od stóp do głów.- I ogarnijcie się nieco, na litość! - zagrzmiał.- Wyglądacie jak strachy na wróble! - i już go nie było, tylko tętent kopyt przez chwilę pobrzmiewał jeszcze we mgle.Trudno powiedzieć, jak długo tak stali patrząc w stronę, w którą odjechał czarodziej.Tętent dawno już ścichł w oddali, mgła zasłoniła widok, a oni trwali w bezruchu, jak zaczarowani.Pierwszym, który się wreszcie odezwał był Boromir.- „Strachy na wróble”? - wykrztusił Gondorczyk w zdumieniu.- „Strachy na wróble”?! - powtórzył z lekką pretensją w głosie.- No właśnie - Pippin też się ocknął.- Czy ja wyglądam jak strach na wróble? Merry? - to mówiąc, spojrzał na przyjaciela pytająco.Merry uśmiechnął się szeroko.Był w takim nastroju, że miał ochotę krzyczeć na całe gardło ze szczęścia.Z trudem się opanował.- Jakby ci tu powiedzieć.- odparł, przyklepując dłonią czuprynę Pippina, sterczącą we wszystkie strony.- A kiedy ostatni raz miałeś w ręku grzebień?- Wczoraj wieczorem! - odpalił Tuk triumfalnie.- A tak, rzeczywiście, zapomniałem, że podniosłeś go z podłogi.Spytam więc inaczej - kiedy ostatni raz *skorzystałeś* z grzebienia, mój drogi Pippinie?- Noo.- Tuk zawahał się, marszcząc w skupieniu czoło.- Otóż, właśnie.Boromir odszedł parę kroków i ciężko usiadł na pobliskim głazie.- Wraca z krainy umarłych - mruczał, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem.- Przyjeżdża po to, żeby mi powiedzieć, że wyglądam jak strach na wróble i znika.- Mój zacny Boromirze - rozbawiony Merry podszedł do niego i przechylił głowę - wybacz, ale ja odniosłem wrażenie, że Gandalf przyjechał naradzić się z Drzewcem, a nie po to, by ocenić twój - czy też raczej nasz - wygląd.- I oznajmia na do widzenia, że trzeba rozgromić dziesięć tysięcy orków - Boromir, nie zważając na hobbita dalej mówił do siebie, żywo gestykulując.- Tak po prostu.Rozgromić.Dziesięć tysięcy.Jakby mówił „trzeba posprzątać po śniadaniu”.A potem odjeżdża.Rozgromić dziesięć tysięcy.Orków.- Nie wierzysz mu? - Merry przymrużył oczy.- Ależ nie, nie - Boromir szybko uniósł dłonie do góry w obronnym geście.- Wierzę.Czy ja coś mówię? Ja przecież nic nie mówię.Ja już nigdy nic nie powiem, ani słowa.Nigdy.Niczemu nie będę się dziwił, obiecuję.Ja tylko.ja tylko bardzo bym chciał żeby mi ktoś wytłumaczył, co tu się dzieje.Nie proszę o wiele, prawda? Niech mi ktoś tylko wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi - Boromir zrobił żałosną minę i bezradnie rozłożył ręce.- Ja ci to wytłumaczę - oświadczył Merry.- Chciałeś znaku, prawda? To go dostałeś.Mówiłeś, że znikąd nadziei, a ona się zjawiła.Gondor trwa, nasi towarzysze żyją, a Gandalf rozgromi armię Sarumana.Masz swój znak.Specjalnie dla ciebie.- Mam go, aha! - rozległ się głos Pippina i Merry z Boromirem odwrócili głowy.Tuk wymachiwał grzebieniem, znalezionym poprzedniego dnia w komnacie.- Wpakowałem go do sakwy i zapomniałem.Ma powyłamywane zęby, ale i tak się nada - to rzekłszy, upchnął go z powrotem.- Jak myślicie, dlaczego Gandalf jest teraz biały? I jak wydostał się z Morii? I skąd wziął tego konia?- Na to ostatnie chyba znam odpowiedź - odparł Boromir.- Ten koń to Cienistogrzywy.Tak mi się wydaje.Jeden z mearasów, należy.-- Co to są mearasy? - przerwał mu Tuk.- To taki koński ród - tłumaczył Boromir cierpliwie - najszlachetniejszy ze wszystkich, tylko królowie Rohanu mogą ich dosiadać.Gandalf opowiadał na naradzie u Elronda, że Theoden pozwolił mu wybrać sobie konia i był ogromnie niezadowolony, gdy czarodziej wskazał Cienistogrzywego.Tak, to musi być ten sam koń.Kiedyś go widziałem, parę lat temu.Theodred pokazał mi go z oddali, jak pomykał po stepie.Piękne zwierzę, prawdziwie królewski wierzchowiec.Hmm.Skoro Gandalf znów na nim jeździ to znaczy, ze był w Rohanie, a może nawet w samym Edoras.W takim razie skąd wie, co się dzieje z resztą Drużyny.- Boromir pokręcił głową i podniósł wzrok na hobbitów - Czy też macie wrażenie, że życie toczy się gdzieś obok was, tak jakbyśmy przestali być częścią historii, a jedynie stali się przypisem?- Ja mam wrażenie, że jestem głodny - odpowiedział Pippin z mocą.- To wiem na pewno.Muszę coś zjeść.Natychmiast.- A ja muszę się napić - mruknął Boromir.- Czegoś mocnego.Czegoś *bardzo* mocnego i to w dużej ilości.- No to chodźmy! - Merry strzepnął płaszcz i obejrzał się na kordegardę.- Samo się nie znajdzie, moi drodzy.Boromirze?Obaj hobbici pytająco spojrzeli na Gondorczyka, który zamiast wstać, wpatrywał się w kałużę pod murem z kwaśną miną.- Któryś z was ma może ochotę spełnić dobry uczynek? - zapytał z nadzieją w głosie.Merry wymienił z Pippinem szybkie spojrzenie.- Nie - odparli zgodnie, na wszelki wypadek.- A co? - dodał Tuk.- Trzeba by wyłowić mój sztylet.- Ha! - powiedział Pippin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Chmielewska Joanna Skarby Skarby
    Chmielewski, Damian Społeczno kulturowy obraz regionu Warmii i Mazur. Ujęcie systemowe (2012)
    Piotr Chmielowski. Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego
    Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu
    Chmielewska Joanna Autobiogra Pierwsza mlodosc
    Chmielewska Joanna Poduszka w różowe słonie
    Chmielewska Joanna Przygody J Romans wszechczasow
    Mieczysława Kordas Dzisiejsze kataklizmy na ziemi (Pytania do Jezusa)
    Citoyen de la galaxie Robert Heinlein
    Bednarczyk Tadeusz Życie codzienne warszawskiego getta
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl