[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wokolicy Zagórza pojawiały się pierwsze gospodarstwa agroturystyczne oferujące pokoje, kuchniędomową, a wyciągnięte ze strychów i komó-rek drewniane wozy przerobione na kwietniki czy same koła od wozu zawieszone na ścianach miałydodawać uroku i symbolizować prostotę wiejskiego życia.Gęste mieszane lasy schodziły aż do lustrawody i przeglądały się w nim tak, że wydawało się, jakby ryby pływały ponad wierzchołkami drzew.Brzegi spięte były wiszącym mostem, który zakołysał się pod stopami emerytów, i panie przesadnieokazywały lęk, a panowie przesadnie manifestowali odwagę i męskie poczucie humoru; rzę-dem, najpierw inżynier, potem pan wiek weterynarz, Jeremiasz Mucha pomiędzy panami i paniami,w końcu panie, i tak przeszli na drugą stronę wody.477Rozłożyli folię na mokrym jeszcze piasku, na to ko-cyki, usiedli; świeciło słońce i dzień wydawał sięprawie tak piękny jak tamten, który Jadzia pamiętała sprzed lat, było kurczę pieczone, ogóreczkimałosolne, kanapki i placek z wiśniami, po piwku, dla kierowcy pół.Jadzia wdała się z Modestąwiek, krawcową, w pogawędkę o modzie; tyłki na wierzchu, pani Modesto, żadnego wstydu,subtelności; racja, pani Jadziu, pani powiem, za komuny to dziewczyny z byle czego umiały się ubrać,pielusz-ki pofarbowały, męskie podkoszulki na lewo wywróciły, tu, mówiły, pani Modziu, pani mifalbanę przyszyje, tu gumkę wciągnie, przymarszczy, i wyglądały, pani Jadziu, wyglądały.Lepiej niżz katalogu mody "Otto"! Panowie poruszyli kwestię inżynierii mostu wiszącego, którego byle nierozhuśtywać, niejedno przetrzyma, psy zaprzyjazniły się i powąchały, a bibliotekarka czytała książkęOlgi Tokarczuk i wzdychała, bo zaczynał jej się podobać inżynier Jerzy; ach, z takim panem w domugórskim życie wieść sobie ciekawe, raz dzienne, raz nocne.Szum lasu, miła rozmowa, pluskiskaczących ryb, jak miło, po-myślała Jadzia.I Jeremiaszowi placek najwyrazniej smakuje; jak się wniedzielę w Szczawnie spotkają, musi mu opowiedzieć, że Dominika tego Greka wałbrzyskiego,Dimitriego, co się z nim w szkole przyjazniła, znów spotkała, co za niezwykły przypadek, i na jakąśwyspę z nim wyjeżdża.Wie pan, panie Jeremiaszu, ten Grek potem listy do niej pisał, pan sobiewyobrazi, opowie mu Jadzia, i co za historia, panie Jeremiaszu, co za historia, wszystkie ze skrzynkiJózek Sztygar zwędził.Znaczki odklejał i sprzedawał, pod światło patrzył, czy w środku nie mapieniędzy, i chował do szuflady nieotwarte.Jak umarł478w zeszłym miesiącu.jego żona mi przyniosła, mówi, bardzo przepraszam, pani patrzy, pani Chmuro,jak to pijanica zachomikował.Nie mówiłam Dominice, niespodziankę jej tymi listami zrobię,rozmyślała Jadzia i wachlowała się gazetą; ale o czym ja, aha, jak ta wyspa się nazywa, co na niąjadą, Matko Boska, tak pamięta-łam, tak pamiętałam, żeby móc powtórzyć, i znów mi się pokićkało, coś od ciasta karpatka, uch,duchota.Duchota, na głos powiedziała Modesta wiek; Jadzia zdjęła apaszkę, pan inżynierpowachlował się gazetą; duchota, zgodził się i dodał, że wzrasta wilgotność powietrza.A co te ryby tak skaczą i skaczą, zapytał nagle pan wiek, weterynarz.A nie powinny? zaniepokoiłasię Jadzia: ano nie bardzo, odparł pan wiek, żeby tak skakać, to nie bardzo.Popatrzyli na jezioro,nad którego powierzchnią co chwilę pojawiał się srebrzysty błysk, drobne fale coraz szybciejuderzały o brzeg, szum lasu zamilkł i w powietrzu coś zawisło.Coś wisi w powietrzu, cichutkopowiedziała Jadzia, jakby bała się, że jak głośniej powie, co wisi, spadnie.Zawył Aresik,zapiszczała cienko Pereł-ka; coś wisi w powietrzu, pani Jadwigo, Jeremiasz Mucha rzekł i wtedy rąbnęło! jak rąbło, MatkoBoska, przeżeg-nała się Modesta wiek, inżynier zaczął coś o wyładowa-niach elektrycznych, alezagłuszył go następny piorun, błyskawica wyskoczyła skądś i wbiła się nieopodal, aż zadrżałaziemia.Niebo stało się czarne, jakby ktoś nalałw nie atramentu, woda sczerniała, bo niebo nakłute na-stępną błyskawicą pękło i wylało się do niejsmolistym potokiem ulewy.Do samochodu! dowództwo objął in-żynier Jerzy, i przebiegli grzbietem zapory, w którą wa-liły fale wody, w dół ścieżką, gdzie z drugiejstrony tamy 479zaparkowali skodę.To nie był deszcz, to jakby świat od-wrócił się do góry nogami i strząsał morza ioceany, już po kolana brodzili, pieskiem płynęły psy, nie umiem pły-wać, jęknęła Jadzia.A kto umi?Modesta wiek zasapała, bibliotekarkę Olę ścięła z nóg fala wody, która nie wiadomo, czy spadła znieba, czy spłynęła z gór; inżynier Jerzy ustawił ją do pionu męsko.Jacyś inni ludzie biegli, potykającsię i wrzeszcząc, że potop, że tama puści, uciekajmy, zahuczało, jakby coś wielkiego chciało ruszyć zmiejsca; ratuj się, kto może! Dopadli samochodu, stałdo połowy kół w wodzie, inżynier odpalił, ruszyli; ruszyliśmy, ucieszyła się Jadzia, po stu metrachparsknęło, zgasło; stoimy, zauważyła Modesta wiek.Za nimi tama w gęstniejącej ciemności jakczarna fala tsunami, rąb-nęło, zadrżała, przebrała się miarka; Matko Boska, żeby nie pękła,przeżegnała się Jadzia.Nie pęknie, uspokoiłją inżynier, to solidna niemiecka robota, taka tama, pani Jadziu, to postoi do końca świata; wtedywoda ze szczeliny wytrysnęła z sykiem, poszło.I nie poszło bokiem, samochód zatrząsł się jak nawybojach, płyniemy! krzyknęła żona wiek z mężem wiekiem unisono, powoli skoda inżynierazaczęła unosić się na falach jak arka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]