[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzielnica żydowska wyglądała na jeszcze brzydszą od tego, co za�pamiętałam, a psy na chudsze.Zdawałam sobie sprawę, że przycią�gam uwagę mieszkańców, lecz nieomal byłam w stanie sobie wyobra�zić, że prezentuję się równie okazale jak czerwona skórzana uprzążmego wierzchowca.Dopóki spoglądałam prosto przed siebie, dopókinie widziałam posiekanych rąk i połamanych paznokci, dopóki niepamiętałam o dziurawych butach i wystrzępionej sukni.Musiałamnadłożyć drogi, objeżdżając zawalony budynek blokujący całkowicieVia di Sant' Ambrogio, zatem nim zsiadłam z grzbietu muła i za�pukałam do ojcowskich drzwi, było już prawie ciemno, a GwiazdaWieczorna odcinała się wyraznie na alei purpurowego nieba wyty�czonej przez schodzące się dachy.Wejście było zaniedbane.Ze skrzydła drzwi sterczały drzazgi, zu�pełnie jakby wbiła się w nie siekiera, aczkolwiek trzymana niepewnąręką.Mezuza mojej matki, jeszcze z Toledo, nadal była przymocowa�na do futryny, ale jakby pod dziwacznym kątem, a w dodatku huśta�ła się lekko na wietrze, który zerwał się wraz z nastaniem wieczoru.Wyciągnęłam rękę, aby ją poprawić, mimo że właściwie nie widzia�łam, co robię.Na dziedzińcu nie płonęło żadne światło.Zapukałam350ponownie i tym razem usłyszałam w odpowiedzi szept miękkich pan�tofli na płytach dziedzińca i skrzypienie nienaoliwionych zawiasów,które spowodowało, że muł zaczął strzyc nerwowo uszami, kiedy odśrodka otwierano mniejsze drzwi w bramie. Przykro mi rozległ się głos staruszki ale nie dam radyzdjąć rygla, taki jest pogięty.Będziesz musiała przejść tędy. Mariam! Była bardziej zgarbiona i grubsza, niż ją pamię�tałam, a blask pochodni bezlitośnie wydobywał z mroku zmarszczkiwokół jej oczu i ust.Po raz drugi tego samego dnia spotkałam kogoś,kto zachowywał się, jakby zobaczył ducha. Mariam, nie pamiętaszmnie? To ja, Ester. Głos miałam cienki i przypochlebny, jak dziec�ko, które się na coś skarży. Nie możesz tu zostać rzekła, oglądając się przez ramię. Słucham?Zanim zdążyła mi wyjaśnić, o co chodzi, z głębi dziedzińca do�biegł głos Eliego. Kto tam jest, Mariam? Mówił głosem przestraszonym i zre�zygnowanym zarazem, jakby miewał licznych wieczornych gości,z których żaden nie był przezeń mile widziany.Ale gdzie był mój ojciec? Mariam zdawała się niezdolna do od�powiedzi na to pytanie.Wkroczyłam na dziedziniec, wymijając jąi trzymając przed sobą niemowlę, jakby było tarczą. Dobry Boże powiedział Eli, po czym natychmiast zmó�wił szybką modlitwę, prosząc o wybaczenie za wymienienie imieniaPana. Jestem zdumiony, że masz czelność tu się pokazywać. Jak to? Gdzie papa? zasypałam go pytaniami, myśląc so�bie, że Marię w Betlejem powitano cieplej niż mnie we własnym do�mu. Pytasz, jakbyś sama nie wiedziała! zagrzmiał Eli, potrzą�sając pejsami i z ustami niczym gniewna szrama pośród czarnychkręconych loków obfitego zarostu na jego twarzy.Pejsy? Kiedy to jezapuścił? Papa zawsze nosił brodę i bokobrody schludnie przystrzy�żone. Bo nie wiem odparłam drżącym głosem.Oziębłość Eliego,a potem jego nagły gniew przeraziły mnie. Ser Eli, może. zaczęła Mariam.351 Jak śmiesz się odzywać? Co w ogóle robisz poza niewieścimikomnatami?Komnaty niewieście? Co tu się dzieje? Ktoś musiał otworzyć drzwi. Lepiej było ich nie otwierać.Poirytowana Mariam westchnęła i ciężko poczłapała w stronękuchni, choć jej spięte plecy nie wskazywały bynajmniej na to, abysię poddała. Eli, co tu się dzieje? Zawołaj ojca.On nie będzie na mnie krzy�czał. Nasz ojciec nie żyje, Estero.Masz zamiar udawać, że nie wie�działaś o tym?Grunt umknął mi spod nóg, jak pokład statku na wzburzonymmorzu.Zachwiałam się, a może tylko tak mi się zdawało, ponieważnikt nie wyciągnął ręki, by mnie podtrzymać.Chciałam postąpić krokw stronę brata, on jednak zasłonił twarz ramieniem, jakby pragnął sięprzede mną obronić. Nie wiedziałam szepnęłam, pochylając się i składając po�całunek na główce mego dziecka, czerpiąc otuchę wyłącznie z ciepłajego ciała pod ubrankiem. Kiedy? Jak? Rozejrzyj się. Eli zatoczył ręką.Popatrzyłam dokoła.Dopiero teraz dostrzegłam, że fontanna jestzasłana ułomkami cegieł z podmurówki, która wyglądała tak, jakbyzabrało się do niej gigantyczne rozzłoszczone dziecko.Większośćpłyt na dziedzińcu była popękana lub uszczerbiona.Metalowe kółkazostały wyrwane ze ścian, pozostawiając ziejące dziury i kupki obsy�panego tynku na ziemi.Glicynia porastająca wejście do westybulu,będąca dumą mego ojca, aczkolwiek wciąż żyła, płożyła się po ziemi,a spośród liści i powykręcanych gałązek wystawały połamane resztkitreliażu. To dzieło twojego kochanka oznajmił Eli, wypluwając z po�gardą zwłaszcza ostatnie słowo. Cały Rzym o tym wie i wie równieżdlaczego.A ty masz czelność przyjść tutaj, zgrywając niewiniątko,i jakby nigdy nic pytać o naszego ojca.Brzydzę się tobą. Obrzuciłniemowlę spojrzeniem oczu schowanych za szkłami okularów, spoj�rzeniem twardym jak kamień. To jego, jak się domyślam.Och, nie352próbuj nawet zaprzeczać.Widziałem cię, wiesz.widziałem, jak trzy�mał rękę na twoim kolanie.Nie do wszystkiego potrzebne mi okulary.Poczułam na sobie spojrzenia innych oczu, patrzących na mniez wnętrza domu, mrugających za wpółprzymkniętymi okiennicami,lśniących w łukowatych cieniach arkady.Poczułam się mała, brzydkai głupia.Co mogłam powiedzieć? %7łe mój kochanek dał mi dziecko,lecz nie obdarzył swoim zaufaniem? Wolałam milczeć. A teraz się wynoś.Wracaj do niego.Dziel z nim los, jeśli tli sięw tobie choć odrobina lojalności.Niech Sędzia Sprawiedliwy zlitujesię nad tobą, bo ja tego nie potrafię.Nie mam już siostry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]