[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedział w bezruchu i właściwie nie robił nic, poza tym, że zdążył już oberwać połowę listków chińskiej róży, również stojącej na parapecie okiennym.— Zostaw to — powiedziała surowo bogini — zniszczysz cały kwiatek.Zbiniowi znów udało się oderwać na chwilę od zachwycającego widoku na stole.Rzucił okiem na brata.— Ty kretynie! — wrzasnął.— Czekaj, zobaczysz, co matka powie…!Stefek błyskawicznie zsunął się z parapetu o zgarnął porozrzucane dookoła listki.— Suche były — zaczął niepewnie.— Pozamiataj, to nikt nie zobaczy — poradził mu Pawełek.— Zaraz, ten Barański…Urwał, bo nagle przyszło mu na myśl, że dobrze by było włączyć Stefka w sprawę zaplanowanych włamań.Przyda się na pewno, chociażby do latania po działkach.Zbinia włączać nie ma sensu, załatwi to zatem nie teraz, tylko później, w cztery oczy.Teraz najpilniejsza jest kwestia znaczków.Okazuje się, że Janeczka dobrze zgadła, przeszły w ręce Okularnika, a potem w ręce tego upiornego Barańskiego…— Czy Czesio nie mógłby przynajmniej powiedzieć, jak on wygląda? — spytała z namysłem Janeczka.— Ten Barański.Spotyka się z nim, więc chyba wie?— A wy nie wiecie? — zdziwił się Zbinio.— Nie mamy do niego fartu — mruknął z niejakim rozgoryczeniem Pawełek.Zbinio prawie się ucieszył.Dotychczasowe informacje opłacały tamten koński breloczek, otrzymany honorowo.Trzy nowe, leżące na stole, wymagały dalszych zabiegów, a już zdążył się do nich przyzwyczaić i nie wyrzeknie się ich za skarby świata! Tajemniczy Barański stwarzał możliwości.— Musimy wiedzieć te rzeczy, bo części znaczków brakuje i wychodzi, że zabrał je ten parszywiec Okularnik — powiedziała Janeczka.— Musimy wiedzieć na pewno, czy są u Barańskiego.Już odnieśliśmy kawałek wielkiego sukcesu, bo odnaleźliśmy trochę tych znaczków, przez które nasz dziadek w ogóle nie poszedł spać i popłakał się ze szczęścia i chcemy odnieść cały sukces.— Te breloczki… — zaczął Zbinio, kładąc rękę na trzech wisiorkach.— Te breloczki będą twoje, jak się dowiesz wszystkiego o Barańskim — przerwała Janeczka — i jakie Czesio ma zamiary.I w ogóle wszystko o Czesiu.Na razie możesz je zabrać jako wypożyczone.Zbinio był zdecydowany w razie potrzeby wywlec z Czesia nawet wnętrzności.Przygarnął breloczki ze środka stołu ku sobie.— Dobra, umowa stoi…— A ty go zwyczajnie pilnuj — zwrócił się Pawełek do Stefka.— Co zobaczysz, to nasze.A jak mu się co nie uda, to jeszcze lepiej.Gdzie on jest na przykład w tej chwili?Stefek nie zhańbił się niewiedzą.Zbity kłąb zielska wepchnął do kieszeni, bo oddalenie się po szczotkę i śmietniczkę przekraczało jego siły.— W domu — oznajmił z satysfakcją.— Siedzi i wycina znaczki, bo mu pozwoliłem zabrać całą torbę tej pani, co to czyta.I trzeba jej oddać, więc jest pilne.Nie poszedł tam, gdzie miał iść, bo go przedtem trochę wytrzymałem, nogami w nerwach przebierał, aż w końcu machnął ręką i przełożył na jutro.Zły był, że mu się zrobiło za późno, ale trudno, przepadło.Jutro znów się go uczepię.Zaniósł torbę do domu, byłem przy tym i zaczął latać po mieszkaniu za nożyczkami.Na dziś jest z głowy.— Bardzo dobrze — pochwaliła Janeczka.Stefek w ataku szczęścia nie zdążył niczego stłuc, równocześnie bowiem Pawełek szurnął krzesłem.— Możesz nas odprowadzić — przyzwolił rozkazującym tonem, podnosząc się z miejsca.— Obgadamy rozmaite detale…Obgadywane po drodze detale wprawiły Stefka w istną euforię.Włamania do jakichś pomieszczeń, obojętnie jakich, dokonywane w szlachetnym celu i w towarzystwie nadziemskiej istoty, to było szczęście, przekraczające ludzką miarę.— Dobra, koniec gadania, idę na to — rzekł twardo.— Kiedy?— Trzeba natychmiast, ale rzecz w tym, że nie wiemy, gdzie ta działka, żeby ją szlag trafił — odparł gniewnie Pawełek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]