[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie ma, nie ma jej; więc pięść gryzę jak niedzwiedzlitewski.Karnawał rzymski z 1834 r.zbliżył podobno najwięcej poetę ze starsząod niego o lat trzy kobietą, gdyż wspomnienie tego karnawału niejednokrotniew pózniejszych latach przychodzi na myśl Krasińskiemu, gdy szczęście młodościprzeciwstawia szarocie starszego wieku.Potem spotykali się zazwyczaj na krótkow różnych miejscowościach kąpielowych.Gdy się w Ischl zjechali w połowielipca, pisał z uniesieniem do Adama Sołtana: Zastałem ją dwa razy tyle ko-chającą mnie co dawniej.W życiu mojem zapewne już takich dni szczęśliwychnie doznam więcej.Może ci miło będzie wiedzieć, że ten, który cię kocha, dostałsię do raju i z raju do ciebie pisze.Niebawem wszakże następują przykrości różne: list jakiś do Zygmunta odukochanej pisany dostał się na poczcie do rąk awanturnika, co nosił to samonazwisko a haniebnie tego przypadku nadużył; otworzył bowiem list, poznałtreść, odczytywał go ludziom, chwalił się nim jakoby do siebie pisanym; ludzie zaczęli się nad kobietą przez poetę kochaną znęcać i szarpać jej sławę. Zastałem ją w najokropniejszym stanie pisze do Sołtana w roku 1835 i raj mój niebieski prysł odrazu.Polki, pani G.i drugie były w Ischl.Niemapotwarzy, szyderstwa, złości, którąby nie napoiły mojej biednej.Osobliwie taG.zlepiona z żółci i mułu, wysoka, szkieletowała, rozpaczająca za znikłemiwdzięki, wściekła, że kto inny piękny i kochany, pod maską przyjazni pełnanienawiści i podłości, kłamiąca, rozdzierająca, w imieniu cnoty przemawiająca!Dni tam spędzone były mi piekłem.Dopiero wieczorem odpoczywałem, kiedywszyscy posnęli: w tym salonie na wieki pamiętnym, wśród krzewów hortensyj,przy półświetle lamp, przy blasku jej łzawych oczu.Tam jej cała dusza tyleszlachetna i dobra na łzy roztapiała się przede mną, tam ją umęczoną za to,że kocha, pokochałem jeszcze więcej niż wprzódy.Nigdym nie kochał, niewiedział, co to kochanie; dziś dopiero, zstąpiwszy do piekieł z niebios, to po-znałem.Dziś dopiero chodzę po spiekłym bruku tego miasta (Tryestu) i chciał-bym się położyć i skonać na nim, tak mi dolega każda chwila bez niej.Jeżelibyły jakie błędy, Bóg je nam przebaczy.Trudno tyle walczyć co ona a tylekochać i szanować i czuć co ja.Ażeby ocenić położenie, trzeba wiedzieć, że tą ukochaną Zygmunta byłakobieta zamężna, mająca dzieci (Joanna Marya Bobrowa), odznaczająca się wy-sokiemi przymiotami umysłu, wykształceniem, subtelnym smakiem artystycznymi głębokiem uczuciem; w życiu małżeńskiem nie znalazła szczęścia, nie byłarozumianą i ocenioną według swojej wartości.Walki, jakie stoczyć ze sobąmusiała, zanim się całą duszą oddała poecie, niewątpliwie kosztowały ją wiele.Jej natura nerwowa, namiętna, chorobliwa trochę miała urok niezwykłości i po-ciągała do siebie Zygmunta, który silnych wrażeń potrzebował, niemi się dopewnego stopnia upajał i życie swoje w poemat zamieniał.Oto np.opis rozstaniasię z roku 1835, po miesięcznym blizko spólnym pobycie w Wenecyi: Onawyjeżdża za dni dziesięć.Ja zaraz potem.Ile wycierpiałem, nie masz wyobra-żenia.Ile byłem szczęśliwy, także rzadko kto wiedzieć może.Ale to tegorodzaju szczęście, co zabija więcej niż sił przysparza.Co mi najmilszego z tegowszystkiego zostało, to to wyobrażenie, że szlachetniejszej kobiety niema naziemi, to to przekonanie, że takiego serca daremno-bym już szukał w życiu.Ach! co mi życie zatruwa, to że ona uparła się wracać do domu.Mąż wiewszystko.Ona mu sama napisała.Wie więc, co ją czeka.Ale za obowiązekuważa odwiezć dzieci mężowi i cierpieć.W tem rodzaj ekspiacyi widzi.Ale siłnie będzie miała i umrze.Już teraz po kilka razy na dzień mdleje, blada jaktrup lub rozgorączkowana jak w malignie.Ale piękna zawsze i słodka, anielskosłodka! Ludzie to zowią błędem, księża grożą piekłem za to; ale cóż jeśli tenbłąd już w samym sobie swoje piekło zawiera? Jeśli kwiat przez to samo, żesię rozwinął na chwilę, schnąć i umierać musi? Biedny-to świat, w którymjedyne szczęście przezwali zbrodnią; biedne towarzystwo, które, by się utrzymać,kłamać musi.Za kilka dni skończy się młodość moja, wiosna życia mego.Zacznie się druga połowa bytu: rozum, jak mówią ludzie, rozsądek! co u nie-których znaczy podłość, u niektórych głupstwo, a u bardzo mało cnotę.Poznajmy teraz jego sarkarm i chęć dramatyzowania swego życia: W tychdniach los mojej duszy się rozstrzygnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]