[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle zapragnęłam poznać słowa, które skierowała do niego tamta kobieta, Chantelle Chat.Podobnie jak podczas spotkania pod kościołem, Łabędź miał na sobie strój roboczy fałszywego proroka: białą koszulę rozpiętą pod szyją, ciemny płaszcz, dżinsy i kowbojskie buty w szpic.Grupa sprzedawców kości zafalowała i nagle zdałam sobie sprawę, że słyszę ich głosy.Najwidoczniej wynalazek Adama w końcu zadziałał.Pierwszy do Łabędzia podszedł mężczyzna z kolczykiem, ukłonił się jak asystent lizus, uścisnęli sobie dłonie.Łabędź wydał dyspozycje, a okularnik zaczął kierować ludzi do stołów, by pokazali, co przynieśli.– Demonstracja towaru! – zaklaskał.Potem sam zajął miejsce i delikatnie wydobył zawartość swojej aktówki.Jedni układali kości wprost na blatach, inni na gazetach albo szmatach, w które były owinięte.Tyle kości.Pociemniałe przez lata leżenia w ziemi, inne żółtawe jak wosk, gładkie.Duże i małe.Kilka kości przedramienia, jedna udowa, ze dwa piszczele i drobnica, kostki dłoni, karku, stóp.Fragment biodra, łękotka.Ostre szpikulce żeber, kawałek szczęki z trzema zębami trzonowymi.Kości.Zęby.Tyle zostało z mojej rodziny – pomyślałam.Łabędź chodził między stolikami i przyglądał się z uwagą wyłożonemu towarowi.Wskazywał na tę czy tamtą kość i pytał, skąd pochodzi.– Bardzo ładnie! – Zacierał ręce.– A te? – Pochylił się nad wyjątkowo okazałym stosem.– Z polany pod Zamkiem Książ! – odpowiedzieli unisono dwaj podobni do siebie mężczyźni, którzy przynieśli tak pokaźny łup.Głowy innych sprzedawców obróciły się w ich stronę z zazdrością.– Z polany?– Jakiej polany?– Tyle z polany?– Ho, ho!– Się wam trafiło – pochwalił Łabędź.– Jak ślepej kurze ziarno! – zarechotały trzy przyjaciółki, dwie w kolorze siana i bakłażanowa pośrodku.– Pod Zamkiem Książ?– Na polanie, tej polanie, tyle było na polanie? – gdakały jedna przez drugą.– To nasz rewir! – zaprotestowali podobni.– Niech każdy grzebie na swoim!– A co od razu z mordą wyskakuje? Wzięłam mu? – naskoczyła na Podobnych Bakłażanowa Ondulacja.– Każdy sobie niech grzebie! – nie dał się udobruchać starszy z Podobnych.Łabędź uspokoił ich gestem dłoni.– Nie ma obawy, panowie.Rewiry są przecież podzielone.Dużo tam tego jeszcze będzie?– Siła kości, panie – odpowiedzieli Podobni jednym głosem.– Po pas się wkopalim i ciągle pod nogami chrzęściło – dodał starszy.– Po pas, a ciągle chrzęściło – westchnęły dwie Ondulacje w Kolorze Siana.– Może Niemce kiedyś tam cmentarz mieli – wyraził przypuszczenie młodszy z Podobnych.Łabędź wziął jedną z kości i podniósł do światła.Długa i cienka, wyglądała na kość przedramienia.Przyjrzał się z bliska, powąchał i miałam wrażenie, że zaraz zębami sprawdzi kość, jak złoto.– Nie niemieckie – przemówił w końcu.– To pradawne kości piastowskie.Nasze, polskie.Brawo dla panów!Podobni nadęli się dumą, ale oklaski były słabe, widać, że nie cieszyli się sympatią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]