[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeczekała, aż facet wejdzie do mieszkania, po czym podążyła aż do jego drzwi.Wizytówki nie było.Był tylko numer.Janka w okropnym pośpiechu zawróciła i popędziła w dół.Na parterze z determinacją zadzwoniła do pierwszych lepszych drzwi.— Przepraszam panią — powiedziała do osoby, która otworzyła drzwi — gdzie tu mieszka dozorca?— Przepraszam pana — powiedziała Joanna uprzejmie do słuchawki — czy pan ma takiego wielkiego psa?… Słucham?… Och nic takiego, zeżarł mi 10 jajek i pół kilo konserwowej polędwicy z Delikatesów… Ach pan w ogóle nie ma psa… Przepraszam…Wykreśliła siódmego Szymańskiego i wykręciła następny numer.Chudy i Elegant siedzieli nad książką telefoniczną.Jeden dyktował, drugi pisał.— De — powiedział Elegant.— Jesteśmy na de…— Już mi ręka zdrętwiała — powiedział ze wstrętem Chudy — ja bym proponował dojechać do trzystu i od razu iść…— Przybłąkał mi się — powiedziała stanowczo Joanna.— Nie pański? Pański pies jest w domu? Słucham?… Ach pan ma w ogóle brązowego setera… To przepraszam…Elegant i Chudy smętnie oglądali pięćdziesieciogroszówkę.— Więcej pan nie ma? — spytał Chudy z dezaprobatą.— Nie.Chudy wyciągnął portfel i wyjął pięćsetkę.— Co pan oszalał? Chce pan teraz puszczać w obieg? — Przeraził się Elegant na widok banknotu.— To państwowa produkcja — uspokoił go Chudy.— Z mojej pensji.I dodał ponuro: — Żebym z torbami miał pójść, to znajdę tę małpę.Ile pan ma?Elegant wyjął dwieście złotych.Chudy dorzucił do tego jeszcze dwa złote.— To jest wszystko, co mamy… Podeszli do najbliższej budki.Janka odważnie pchnęła drzwi sklepu z piwem.Zawahała się chwilę, szybko rzuciła okiem na zebranych tam facetów i zwróciła się do jednego:— Pan jest dozorcą w tym bloku na rogu? — spytała niepewnie.— Nigdzie nie idę — odparł na to kategorycznie kompletnie pijany facet.— Czy ja panu każę gdzie chodzić? Niech pan tylko powie, czy to pan jest dozorcą?— Nie idę.— Nie chodź pan.Panie, ja się pana pytam…— A co paniusia chce? — spytał z dezaprobatą drugi, nieduży, łysy, nieco trzeźwiejszy — nie widzisz pani, że człowiek już po służbie?Janka zaczęła wyraźnie wpadać w rozpacz.— Ale to jest dozorca, tak? — powtórzyła z uporem.— A bo co?— Bo ja się chcę dowiedzieć.Tu jest w tym domu taki wielki czarny pies…— A jest.A bo co?— Do kogo on należy.Ja bym chciała się widzieć z właścicielem.— A na co to pani?— Ugryzł mnie — powiedziała Janka z wściekłością.Łysy zamyślił się.— Właściciel? — spytał nieufnie.— Nie, o Boże, pies.— Gdzie?— Nie wszystko panu jedno? — I nagle dodała w natchnieniu:— Wie pan, ja bym chciała odszkodowanie i tak się chcę zorientować, co to za człowiek…— A to trzeba było od razu tak mówić, pewnie że znam.Zaraz pani powiem…Chudy i Elegant wyszli z budki telefonicznej i rozejrzeli się dokoła.Obok stał kiosk „Ruchu”.Obaj jak na komendę podbiegli do niego.— Panie — zawołał Chudy do kioskarza.— Rozmień pan pięćsetkę.Kioskarz niechętnie sięgnął po pieniądze.— Na pięćdziesięciogroszówki — powiedział Elegant na widok banknotów stuzłotowych wyjętych przez kioskarza.Tamten spojrzał na niego oburzony.— Coś pan oszalał — i ze złością zatrzasnął okienko.Chudy i Elegant odeszli jak niepyszni.Janka popędziła ulicą okropnie przejęta.Dopadła budki telefonicznej, ale zadzwonić nie mogła.Słuchawki nie było.Zamiast niej z automatu zwisał smętny kikut kabli.Janka wyskoczyła z budki jak oparzona.Chudy i Elegant wciąż z tym samym banknotem w ręku odeszli od kiosku z piwem ścigani klątwami kioskarza.Zatrzymali się bezradnie.Nagle Elegant dojrzał coś.Wyrwał banknot z rąk Chudego i pogalopował przed siebie.Pod murem siedział niewidomy żebrak.Wielkie, ciemne okulary zasłaniały mu oczy, a zawieszona na piersiach tabliczka głosiła: „Niewidomy od urodzenia”.Elegant zwrócił się do niego uprzejmie:— Przepraszam, czy może nam pan rozmienić pięćset złotych.— Podsunął mu banknot pod nos.Żebrak zdjął okulary i obejrzał uważnie pięćsetkę.Potem nie zwracając jej Elegantowi sięgnął za siebie, wyjął duży worek i wysypał jego zawartość na chodnik.U stóp Chudego i Eleganta wyrosła wielka sterta bilonu.Joanna mówiła do słuchawki: — Dlaczego pytam? Bo… chciałam mojego… moją nowofundlandkę ożenić z pańskim psem, co.No dobrze, wydać za mąż.Ach, pański pies to suka?… To przepraszam.Janka zatrzymała się przed budką.Długi ogonek wskazywał na to, że automat jest czynny.Janka zawahała się chwilę i popędziła dalej.Chudy stał w budce ze słuchawką przy uchu.— Słucham — zabrzmiało w słuchawce.— Centrala? — zapytał Chudy stanowczo.— Jaka centrala?— Wszystko jedno.Centrala.— Pomyłka.— Odłożono słuchawkę.Stojący obok niego Elegant skreślił numer z trzymanej w ręku listy i wykręcił następny.Numer nie odpowiadał.Chudy powiesił słuchawkę, ale moneta nie wypadła z powrotem.Chudy stuknął pięścią w automat.Na próżno.Elegant postawił pytajnik i wykręcił następny numer.W słuchawce szczęknęło i zabrzmiał rzeczowy głos:— Komenda Milicji Obywatelskiej.Słucham.— Chudy zaniemówił.— Halo! — rozległo się ze słuchawki.Chudy odwiesił ją jakby go sparzyła i wybiegł z budki.Elegant poszedł w jego ślady i po chwili obaj zniknęli za rogiem.Janka zamknęła się w budce i nakręciła numer.Rozległ się sygnał — zajęte — Janka nakręciła ponownie.To samo.Tymczasem przed budką zatrzymali się Chudy z Elegantem.Chudy dysząc ciężko obrzucił swego towarzysza ponurym spojrzeniem.Stojąca w budce Janka obejrzała się, odwiesiła słuchawkę i wyszła.— Proszę, niech panowie dzwonią — powiedziała uprzejmie.— Mój numer jest zajęty.— Chudy i Elegant weszli do środka.Janka stała jak na szpilkach.Jakieś dwie osoby podeszły i stanęły za nią w kolejce.Janka spojrzała na budkę.Chudy nacisnął widełki i wyjął monetę, która wypadła na dole.Elegant postawił pytajnik przy numerze, wyjął z worka żebraka pięćdziesięciogroszówkę i wrzucił do automatu, wykręcił numer.Chudy stał ze słuchawką przy uchu.Szczęknęło.— Centrala? — zapytał Chudy.— O tej porze — zawołał z oburzeniem jakiś głos — dajcie mi święty spokój, ja jestem też człowiek.Godziny urzędowania skończone — i odrzucił słuchawkę.— Biurokrata — mruknął pogardliwie Elegant i znów sięgnął do worka.Przed budką zebrał się już spory ogonek.Janka uchyliła drzwi.— Ależ panowie dzwonią już piąty raz.Może ja teraz spróbuję.Panowie wyszli ociągając się.Janka wykręciła numer.Telefon Joanny był ciągle zajęty.Elegant zapukał w szybę i znów nastąpiła zmiana.Janka stanęła na czele długiej kolejki.— Czy to mój syn pogryzł pańskiego psa?… Co?… Przepraszam, oczywiście, że odwrotnie… Odwrotnie też nie?… Przepraszam…Joanna kompletnie wyczerpana odłożyła słuchawkę i natychmiast zadzwonił telefon.Joanna podniosła słuchawkę.— Słucham.Po drugiej stronie Janka wrzasnęła:— No nareszcie.Na litość boską, co robisz z tym telefonem.Nie można się dodzwonić.Słuchaj, znalazłam go.— Żartujesz — krzyknęła Joanna.— Poważnie.Po psie.Joanna wykrzyknęła zdumiona.— Niemożliwe…— No mówię ci.Wysoki, czarny, przystojny i z psem.Takie wielkie czarne bydlę.Boże, jaki on piękny.Joanna uśmiechnęła się zadowolona.— Mówiłam ci, że jest przystojny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]