[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A Agata z kolei martwiła się, że nie umie piec, a jej Magda wymarzyła sobie na piąte urodziny piętrowy tort z żabą, bo onakocha żaby, i nawet prezentu żadnego nie chce, tylko żeby koniecznie byłten tort.— To żaden problem — powiedziała wtedy Marzena.— Pomogę ci goupiec.A żabę też da się zrobić.Okazało się, że Marzena jest cukierniczką i bardzo lubi wymyślać noweprzepisy.Zasypały ją więc zaraz pytaniami o ciasta tanie i o takie, które zawsze się udają, a Marzena, która do tej pory siedziała wciśnięta w kąt i odpowiadała półsłówkami tak cicho, że ledwie było ją słychać, terazpewnym głosem dyktowała przepisy wpatrzonym w nią jak w obrazdziewczynom.I aż trudno było uwierzyć, że ta Marzena teraz i Marzenaprzedtem to jedna i ta sama osoba.Anastazja przez całe spotkanie prawie się nie odzywała.Badała grunt.Jej nadzieje, że usiądzie sobie w kąciku za czyimiś plecami i z ukrycia będzie obserwować, co się dzieje, prysły, ledwie tylko weszła do sali i ujrzałakrzesła ustawione w krąg.Nie było miejsc bliższych i dalszych, wszyscy byli dla siebie nawzajem doskonale widoczni.Początkowo Anastazja czuła się tym skrępowana.Usiadła więcnaprzeciwko okna i kiedy ktoś na nią popatrzył, uciekała wzrokiem doobłoków wolno sunących po niebie i razem z nimi odpływała daleko,daleko od badawczych spojrzeń, niepokojów i niepewności.Ale kiedyusłyszała Baśkę, a potem Marzenę, przestała uciekać.Poczuła nagle, żemoże znaleźć tu swoje miejsce.W tym kręgu kobiet, które przeszły takwiele i nie poddały się, w kręgu, gdzie nie ma miejsc bliższych i dalszych, a wszyscy są dla siebie doskonale widoczni.W magicznym kręgu babskiejsolidarności.I dlatego kiedy na koniec terapeutka spytała, czy ktoś chciałby cośpowiedzieć, Anastazja wreszcie się odezwała.A potem słowa popłynęłyrzeką, której nie umiałaby zatrzymać.Zresztą, po co miałaby zatrzymywać, kiedy we wpatrzonych w nią oczach widziała życzliwość i wzruszenie?Agata pokazała, że trzyma za nią kciuki, Marzena sięgnęła po chusteczkę.Kiedy Anastazja zamilkła, rozległy się brawa.I choć wydarzyło się to już kilka dni temu, Anastazja ciągle miała w uszach echo tych braw i słowa Marzeny:— Ładnie to powiedziałaś.no, o tym łańcuszku, że jesteśmy ogniwami iże jeśli będziemy trzymać się razem, to nikt go nie rozerwie.Często wracała myślami do tamtego spotkania i nie mogła się jużdoczekać następnego.Na tańce też lubiła chodzić.Bardzo.Nie,występować nie miała zamiaru, ale kiedy jej nogi odrywały się od ziemi,myśli od codzienności, a ciało przypominało sobie, czym jest przyjemność, Anastazja dawała się ponieść muzyce w świat bez zmartwień, problemów iprzede wszystkim bez niego.Wracała teraz z tańców, czując w ciele przyjemne zmęczenie.Niespieszyła się.Starała się jak najmniej przebywać w domu.Zresztą onrównież.Ostatnio nie wchodzili sobie nawzajem w drogę, odzywali siętylko w sytuacjach koniecznych.Kiedy mówił do niej „Krycha”, uparcie powtarzała, że ma na imięAnastazja.Nigdy tak jej nie nazwał, ale coraz rzadziej słyszała „Krycha”— po prostu zwracał się bezosobowo.Gdy przychodził pijany, rzucał się wubraniu na łóżko i zasypiał.Czasami nie wracał na noc.Miała wrażenie, że to prowokacja.Że robi to, oczekując pytań, wyrzutów, jakiegośzainteresowania.Tymczasem ona nic nie mówiła.Bo po co niby miała mówić cokolwiek,skoro nie obchodziło jej zupełnie, gdzie on sypia i z kim.Wolała nawet, kiedy go nie było, bo wtedy dopiero dom stawał sięnaprawdę domem.Wiedziała, że jej brak reakcji zaskakuje go i niepokoi.Czuła na sobie jego podejrzliwe spojrzenia, gdy zakładała kolczyki przedlustrem albo kiedy nuciła, zmywając naczynia.Dawniej nie nuciła, toprawda.Ale od kiedy zaczęła tańczyć, odkryła, że świat jest pełen muzyki i często coś sobie podśpiewywała.To mu się nie podobało.Nie podobałymu się w ogóle wszelkie zmiany, jakie w niej zauważał.Nie powiedział nic na ten temat, ale ukradkiem ją obserwował.Odkryła też, że grzebał w jejrzeczach.Nie chciał, żeby o tym wiedziała, bo najwyraźniej starał sięposkładać ubrania na półkach, tak jak były, lecz nie miał wprawy wukładaniu, więc i tak zauważyła.Ale jednej rzeczy nie potrafił przemilczeć.— Co to jest? — spytał kiedyś, wymachując pomiętą kartką.— Zaświadczenie o przyjęciu do szkoły — odpowiedziała Anastazja,próbując opanować zdenerwowanie.— Jakiej szkoły, kurwa?! Jakiej szkoły?!Kiedy tak krzyczał, Anastazja zawsze odruchowo kurczyła się w sobie.Chciała schować się, zniknąć, żeby go tylko nie denerwować, nieprowokować.Żeby przetrwać.Miała to wszystko dokładnie przećwiczone.Wypracowane przez lata.Ileż ją teraz kosztowało, żeby przeciwstawić siętemu nawykowi.Żeby nie skulić się, nie spuścić wzroku i zachować choćpozory pewności w głosie.— Do Zaocznego Liceum Ogólnokształcącego.Tu jest pieczątka.— To do sprzątania szkoła ci potrzebna? Nauczą cię, jak kible myć i zeszmatą zapierdalać? Ja, kurwa, płacić za to nie będę!— Ja będę płacić.Pracuję i zarabiam.Wyszła z kuchni.Usłyszała jeszcze stek przekleństw, a potem trzaśnięciezewnętrznych drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]