[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czę-sto tam stawał i czujnym wzrokiem obserwował dzieci i ich za-bawy.Pierwszy raz zauważyła to już kilka dni wcześniej, kiedyrazem z nimi bawiła się na trawniku.Zawsze zresztą usuwał się,jeśli spostrzegł, że ona na niego patrzy.Maggie zastanawiała sięnad jego zachowaniem i w końcu doszła do wniosku, że Raffer-ty czuje się samotny i chciałby jakoś się do nich zbliżyć, ale niewie, jak.Przez te wszystkie lata, kiedy wciąż był kimś obcymdla innych dzieci w klasie, kiedy przerzucano go jak piłkę zmiejsca na miejsce, nauczył się ukrywać swoje uczucia i wi-docznie weszło mu to w nawyk.Maggie zgarnęła na kupkę wszystkie wyrwane chwasty i uznała,że na dzisiaj wystarczy.Nie udało jej się zanieść wszystkiegonaraz i musiała kilka razy krążyć między ogródkiem a tyłemstodoły, gdzie wyrzucała chwasty przeznaczone na kompost.Wracając, zatrzymała się przy grządce truskawek.Wytarła dło-nie o spodnie, przykucnęła i zaczęła zrywać dojrzałe owoce. Czy może pan mi przynieść koszyk? zawołała do Chase a.Powinien być w kuchni na półce.Nawet z tej odległości widziała, że zesztywniał na dzwięk jej65głosu.Przez moment stał bez ruchu, po czym zniknął w domu,nie mówiąc zresztą ani słowa.Maggie zastanawiała się, czyprzypadkiem Rafferty nie postanowił udawać, że jej nie słyszał,ale po jakimś czasie wynurzył się z koszykiem w ręku i powoli,trochę kuśtykając, ruszył w jej stronę. Proszę powiedział, podając jej koszyk. Dziękuję odparła, czekając, aż Chase postawi go na ziemi, anastępnie zaczęła wrzucać do środka zerwane truskawki.Rafferty zrobił ruch, jakby chciał odejść, ale nie ruszał się zmiejsca.Potem westchnął, przykucnął obok i zaczął jej poma-gać, aż wszystkie dojrzałe owoce znalazły się w środku.Maggienadal zrywała truskawki, a on wrzucał je do koszyka.W końcuuznała, że zerwali ich dosyć, i podniosła się, z trudem prostujączmęczone nogi. Wystarczy.I tak więcej ich nie przerobię. Co to znaczy? Ma pan ochotę na domowe lody truskawkowe? Wzruszył ra-mionami, nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć. Pani nigdy nie jest zmęczona? Ależ jestem odparła, śmiejąc się. Jednak czasami łakom-stwo pomaga przezwyciężyć zmęczenie.Daniel mawiał, że po-trafię jeść za dwoje.Zapadła niezręczna cisza.W końcu przerwał ją Chase, zatacza-jąc ręką wielki krąg i wskazując w ten sposób ogródek. Co to właściwie jest, to wszystko? Naprawdę chce pan wiedzieć? Maggie przyglądała mu sięnieufnie. Oczywiście odparł, rozglądając się wokoło z miną, któramiała wyrażać wielkie zainteresowanie. W takim razie, proszę powiedziała i wzięła go za ramię.Oprowadzę pana.Zrobili rundę po ogródku, gdzie pokazała mu grządki sałaty,66cebuli, brokułów i pomidorów, a także groszku, dyni i ziemnia-ków.Między warzywami rosły kwiaty nagietki, lwie paszcze,nasturcje.Maggie wyjaśniła, że zasadzone zostały nie tylko dlacelów dekoracyjnych, ale także dlatego, że są odstraszają owa-dy. A to czemu służy? spytał, wskazując na najodleglejszyfragment ogrodu, gdzie rosły same kwiaty i zioła.Nie znał ichnazw, a przynajmniej nie wszystkie róże, piwonie, begonie iastry napełniały swoją wonią wieczorne powietrze. Niczemu przyznała. Tracę czas na zajmowanie się nimi,ale nie potrafię się tego wyrzec.Kwiaty są takie piękne.Spojrzała na niego i znów zapadła cisza, kiedy ich oczy się spo-tkały.Stali tak blisko siebie, że Maggie widziała ciemniejszeobwódki w szmaragdowych tęczówkach Chase a.Gdybywspięła się na palce, to chyba mogłaby ustami dotknąć jegowarg.Chase szybko cofnął się o krok. Dlaczego pani zeznawała w mojej obronie? zapytał niespo-dziewanie.Maggie przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć. Ponieważ uważałam, że tak będzie uczciwie odrzekła wkońcu, najprościej jak potrafiła. I wciąż tak pani uważa?Przyglądał się jej tak wnikliwie, jakby chciał wyczytać prawdę zjej twarzy. Oczywiście.Nagle wieczorną ciszę przerwał mrożący krew w żyłach wrzaskEmilki, po którym nastąpił głośny płacz.Maggie odwróciła się szybko w tamtą stronę i wystarczył jejsekunda, żeby zrozumieć, co się stało.Dzieci postanowiływskakiwać do baseniku i próba Michaela najwyrazniej zakoń-czyła się sukcesem.Za to młodsza Emilka wylądowała na67miękkiej ściance basenu i machała rączkami i nóżkami w po-wietrzu, nie mogąc znalezć dla nich oparcia.Płacz był wynikiemnie tyle strachu, co zawodu i złości, że bratu powiodło się to, cojej się nie udało.Rafferty z kolei całkowicie odmiennie zinterpretował ten widoki ruszył jak błyskawica w stronę dziecka, zanim Maggie zdążyłago powstrzymać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]