[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyminiemy ten pas traw, dopłyniemy do miejsca, gdzie lubią przebywaćaligatory.Tam się zatrzymamy.Wytrzeszczyła ze strachu oczy i już otwierała usta, by zasypać gogradem pytań.Czy aligatory jedzą ludzi? Czy są zdolne wedrzeć się napokład? Czy łódz może się przewrócić? Nie zdążyła zadać ani jednego.Silnik ryknął i ruszyli z takim impetem, że pęd wcisnął ją w siedzenie.Po paru chwilach, kiedy się przekonała, że poduszkowiec jeststabilny, a Cage potrafi nim kierować, jej strach ustąpił miejsca fascynacji.Trawa uginała się pod nimi, a potem stawała za rufą.Powiew powietrza,chociaż gorący, przynosił wyrazną ulgę.Podniosła głowę i śmiesznykapelusz zjechał jej na plecy.Wisiał teraz na czarnej szarfie, którązawiązała pod brodą.54RSPrzez jakiś czas miała wrażenie, że trawa ciągnie się aż po horyzont,że od drzew w oddali dzielą ich całe kilometry.Nagle w bujnej roślinnościspostrzegła głęboki, ciemny kanał, obramowany po obu stronach liliamiwodnymi.Trawa zniknęła, a na jej miejscu pojawiły się gęste zarośla.Cage zmniejszył obroty silnika i wolno sunęli do przodu.Oczarowana rozglądała się wokół.Spłoszyli stadko ptaków brodzących nadługich, tyczkowatych nogach.Everglades wcale nie było takie straszne.Nie przypominało w niczym ciemnej, złowrogiej dżungli z jej wyobrazni.Była tu przestrzeń, słońce, bujna, egzotyczna roślinność i śnieżnobiałeptaki, szybujące na tle błękitnego nieba.Za ostrym zakrętem strumień zmienił się w wąski przesmyk.Po obustronach zarastały go gęste krzaki, pochłaniające całe światło.Minęli jeszcze jedno stadko wodnych ptaków o białym upierzeniuupstrzonym różowymi plamkami.Zamachały dużymi skrzydłami, gdymijał je poduszkowiec, ale nie odfrunęły.Cage wyłączył silnik i naglezapanowała niesamowita cisza.- Teraz pozwolimy nieść się prądowi - powiedział cicho.- Właśnie otym bagnie ci mówiłem.Miej oczy szeroko otwarte, a zobaczysz wieluciekawych lokatorów, jak ten na przykład.Wskazał pofałdowany, piaskowy wzgórek na prawym,nasłonecznionym brzegu.- Który? - szepnęła.Pochyliła się we wskazanym przez niego kierunku.Zezmarszczonymi brwiami wypatrywała jakiegoś zwierzęcia, ale nic niewidziała.Nagle jeden ze wzgórków otworzył długą paszczę i pokazał rząd55RSbiałych, ostrych zębów, które połyskiwały w słońcu.Z jękiem opadła nafotel.- Olbrzym.- Powiodła wzrokiem od rozwartego niby w uśmiechupyska przez całe, mierzące ponad trzy metry cielsko, aż do koniuszkasilnego, umięśnionego ogona.Jego wyłupiaste oczy i gruba, gruzłowataskóra upodabniały go do smoka z ilustracji w książce z bajkami, którąmiała w dzieciństwie.- Niezły okaz - zgodził się Cage.Wcale go nie niepokoił fakt, że łódzpowoli dryfuje do brzegu.Kolejny wzgórek otworzył paszczę i zawył przerazliwie.Melaniemocniej zacisnęła dłonie na poręczach fotela.- Powinniśmy chyba odpłynąć - syknęła, nie spuszczając oczu zpiaszczystego brzegu.Doliczyła się siedmiu aligatorów.Nagle jeden z nich wskoczył dowody tak błyskawicznie, że zobaczyła tylko tuman kurzu, a potemusłyszała plusk wody.Teraz płynął w ich kierunku.- Chyba wolałabyś siedzieć na górze ze mną - spokojnym głosemzauważył Cage.Nie musiał jej tego dwa razy powtarzać.W panice szybko odpięłapas i wdrapała się na platformę.Nawet nie zauważyła jego zdziwienia.Stanęła z boku i mocno chwyciła go za ramię.- Czy tutaj jesteśmy bezpieczni? - spytała bez tchu.Utkwiłaprzerażony wzrok w aligatorze, który powoli zbliżał się do łodzi.Tylkojego oczy i nozdrza wystawały nad wodę.Pod jej powierzchnią mogłaobserwować miarowe ruchy jego ogona.- Bezpieczni? - Popatrzył na nią, nie rozumiejąc.56RS- Oczywiście.Po prostu myślałem, że z wysoka będziesz go lepiejwidziała.To wszystko.- Ach tak - powiedziała cichutko.- A ja myślałam.myślałam.- %7łe on wczołga się na pokład i cię pożre, tak?Zacisnęła wargi i przemilczała tę zaczepkę.Obserwowała gada, któryopływał ich dookoła.Bez wątpienia Uczył na ucztę.- Nie będę cię przekonywał, że tutejsze aligatory są potulne jakbaranki.W ciągu ostatnich kilku lat parokrotnie zaatakowały turystów, alenie wchodzą do łodzi.Po prostu trzymaj się z dala od wody, a wszystkobędzie w porządku.- Dobrze - mruknęła.Mimo to, mocno ścisnęła jego ramię, gdyaligator podpłynął tak blisko, że zasłoniła go burta.- Czego się boisz? Nie pozwolę, by stała ci się krzywda.Rozluzniła uścisk, ale nie puściła go.- Siadaj koło mnie.Od razu będziesz miała lepsze samopoczucie.-Przesunął się na ławce, by zrobić jej miejsce.- Wolę stać.- Siadaj.Zaraz zapuszczę silnik, stracisz równowagę i wpadniesz dowody.Posłuchała go natychmiast.Przycupnęła na samym brzegu, możliwiejak najdalej od niego.Cage złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.- Spokojnie - mruknął.- Należę do łagodnych stworzeń, które niegryzą.Wywołało to nikły uśmiech na jej twarzy.W tym momencie łódzruszyła gwałtownie do przodu.Znów chwyciła go za ramię, by nie spaść.- Przepraszam.57RSChoć zwolnił natychmiast, cofnęła dłoń dopiero po chwili.W milczeniu płynęli wolno krętym korytarzem.%7ładen mężczyzna,prócz Beau, nie był tak blisko niej.Czuła każde drgnienie mięśni jego udai ciepło, bijące od jego ciała.Kątem oka widziała, jak przy każdymoddechu unosi się jego pierś.Nawet wyobrażała sobie, że ponad wyciemsilnika słyszy bicie jego serca.Ukradkiem spojrzała na jego twarz.Niedostrzegła w niej niczego, prócz obojętności, co ją poważnie zmartwiło.Siedzieli jak sardynki w puszce, a na nim nie robiło to najmniejszegowrażenia.Zaczęła ostentacyjnie rozglądać się po okolicy.- Gdzie aligator?- Dawno został w tyle.Za to na tamtej skale wygrzewa się w słońcumokasyn.Zapamiętaj sobie, jak wygląda.Należy go obchodzić z daleka.Zupełnie zapomniała o jego bliskości.Pochylona do przodu, oglądałabrązowe zwoje węża na wystającym głazie.- Przypomina tego z krzesła - stwierdziła zdenerwowana.- Nigdy ichod siebie nie odróżnię.- Można rozpoznać mokasyna po wnętrzu jego paszczy.Jest całabiała.Niektórzy nazywają go bawełnianym pyskiem.- Wspaniale! Każdego węża muszę poprosić, żeby łaskawie otworzyłbuzię.Potem dopiero zagram mu do tańca na flecie.Po raz pierwszy ujrzała na jego twarzy pogodny uśmiech.Co więcejzobaczyła go też w jego oczach.Wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle.Choć nadal stanowczy i poważny, nie był już tak odpychająco surowy,raczej ciepły i pociągający.Poduszkowiec powoli zbliżał się do brzegu.Melanie, jak zauroczona,obserwowała usta Cage'a.Były tak blisko.Przeraziły ją własne myśli.W58RStym momencie tępy dziób łodzi zarył się w roślinności na brzegu.Wstrząszrzucił ją z fotela.Cage szybko chwycił ją w ramiona.- Cholera! - Odsunął się, by zajrzeć jej w twarz.- Nic ci się nie stało?Pokręciła przecząco głową, bardziej oszołomiona jego bliskością niżswoim upadkiem.Czuła jego ciało, twarde mięśnie torsu.Pogłaskał jąuspokajająco po policzku.Zatrzymał na chwilę wzrok na jej ustach.Toprzelotne spojrzenie było dla Melanie równie głębokim przeżyciem, jakpocałunek.Gdyby mogła myśleć rozsądnie, wiedziałaby, jak niebezpieczne sąjej dziwne doznania.Narzeczona Beau nie powinna tak reagować na dotyktego dziwnego mężczyzny o egzotycznej urodzie.Była równie daleka odrozumnej oceny sytuacji, jak od dawnego życia w cywilizowanym,klimatyzowanym świecie.Pochylił głowę i zasłonił sobą słońce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]