[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ciepłym powietrzuunosiła się pieśń miliona cykad ukrytych wśród dzikich kwiatów przy drodze, a na niebo wspiąłsię sierp księżyca w trzeciej kwadrze.W połowie drogi zatrzymali się w zajezdzie, by zaczerpnąćwody i się posilić.Zmienili też konia (Charlie wynegocjował układ z ziewającym oberżystą: wdrodze powrotnej Gajusz miał dostać z powrotem swoją szkapinę, do której był wielceprzywiązany), napełnili latarnie olejem i ruszyli dalej.Wciąż mieli przed sobą kawał drogi i niemogli ryzykować, że spóznią się na spotkanie z Topaz.Od czasu do czasu mijali powozy zmierzające w przeciwnym kierunku.Migotliweświatełka zdawały się sunąć ku nim nieskończenie długo, by wreszcie zbliżający się pojazd minąłich z chrzęstem kół.Jake, przysypiając z lekka, zwrócił uwagę na jeden z nich.Zanim wozyzrównały się na drodze, usłyszał metaliczny grzechot.Woznica odziany był w strój zdradzającyjego mauretańskie pochodzenie, a kiedy Jake uśmiechnął się doń niepewnie, ten spojrzał naniego, błyskając ciemnymi oczami spod kaptura, po czym uniósł dłoń w przyjaznym geście -pozdrowieniu od nieznajomego z innej epoki.Mężczyzna wiózł srebro, miedz i cynę - talerze,misy, kubki i drobne ozdoby - które połyskiwały pięknie w księżycowym blasku.Widokstarożytnego skarbu, znikającego w mrocznej dali, przydał jeszcze więcej czaru tej prawdziwiemagicznej nocy.- Kupiłam skorupiaka! - oznajmiła Róża, zatrzaskując za sobą drzwi stopą w sandale ikierując się do ogrodu.- Och& ! Wielkie nieba! - Wytrzeszczyła oczy na konstelacjęmigotliwych światełek, setek świeczek i lamp rozświetlających tarasy.Rozejrzała się.- Niezamierzałam kupić kraba, nie żywego w każdym razie - zerknęła niepewnie na cośpodrygującego w jej koszyku - ale obawiam się, że moja łacina już trochę zardzewiała.Jupitus,jesteś tam?Jupitus dał znać o swojej obecności, leniwie unosząc rękę w rozmigotanym półmrokuogrodu.- Prześliczne światła - zachwyciła się Róża, podchodząc do jego fotela, ustawionego tak,by mógł patrzeć na zatokę.- Zwiętujemy coś?- Ależ skąd - odparł kwaśno Jupitus.- Po prostu wolę widzieć, dokąd idę.A możechciałabyś, żebym złamał sobie drugą nogę?- I wymagał dwakroć więcej współczucia? - Róża zachichotała.- Nie sądzę, bymwykrzesała z siebie aż tyle.A teraz& - Ostrożnie wsunęła dłoń do koszyka.- Jak wiesz, niewielejest rzeczy, których się obawiam, ale żywe skorupiaki są dla mnie w najlepszym razie poważnymwyzwaniem.Auć! - Wyrwała rękę z koszyka, a wielki krab wystrzelił w górę, by wylądowaćJupitusowi na piersi.- Sio! Sio! - wrzasnął z furią Jupitus, strącając kraba na kolana, a potem strzepując godłonią na ziemię.Krab szybko się zebrał i potuptał przez taras.- Nie, nie! - Róża ruszyła w pościg za kolacją, umykającą zygzakiem to w jedną, to wdrugą stronę.Jupitus obserwował jej wysiłki najpierw z głęboką irytacją, a potem z coraz większymrozbawieniem.Róża zdołała osaczyć uciekiniera, ale zaraz wrzasnęła przerazliwie, kiedy kłapnąłna nią ogromnymi szczypcami i znów czmychnął w zarośla.Wreszcie schronił się w sadzawcepod fontanną, a Jupitus śmiał się tak gromko, że rozbolał go żołądek.- Daj biedakowi spokój - zawołał do Róży.- Myślę, że zasłużył na wolność choćby tym,że zdołał mnie rozchmurzyć.- Jupitusie Cole, czasami doprowadzasz mnie do prawdziwej furii! - odparła Róża,ruszając ku niemu gniewnym krokiem.- Jesteś godną pożałowania, zgryzliwą łamagą.Spójrz! -Wyciągnęła przed siebie dłonie upstrzone skaleczeniami.- Zresztą dobrze ci tak.Obejdziesz siędziś bez kolacji.- Bez kolacji? - powtórzył z niepokojem Jupitus.- Bez! I bajeczki na dobranoc też nie będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]