[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na tę robotę miał też pomysł, najprostszy z możliwych.Bądź jak najbliżej wydarzeń i nie pozwól, by sytuacja wymknęła ci się spod kontroli, chyba że absolutnie nic nie da się poradzić.Dzieliło ich teraz jakieś sto kilometrów, a nie dwieście pięćdziesiąt, jak się spodziewał szef, ale czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.- Nie znajdę pewnie nikogo lepszego od ciebie - stwierdziła dziewczyna i wskoczyła do szoferki.- Pięknie.Dziękuję ci, moja mała.Spojrzał we wsteczne lusterko, nie dostrzegł w nim nic interesującego; bo i kogo interesowałyby światła Ely, po czym wyjechał na drogę.- Nie mów tak do mnie - powiedziała dziewczyna.- To czysty seksizm.- "Mała" to seksizm? Daj spokój.- Nie nazywaj mnie "małą", a nie będę ci mówiła "mały" - stwierdziła stanowczym, ostrym głosem.Steve roześmiał się.Pewnie weźmie to za prowokację, ale po prostu nie mógł się powstrzymać.Na tym polega problem ze śmiechem, że jest zbyt podobny do gazów.Czasami możesz się powstrzymać, ale przeważnie jednak nie możesz.Steve zerknął na dziewczynę i dostrzegł, że też się śmieje, przynajmniej półgębkiem, i że zdejmuje plecak, więc może jednak nie popełnił żadnego straszliwego nietaktu.Ocenił ją na chude jak szkielet metr sześćdziesiąt pięć; ważyła ze czterdzieści, najwyżej czterdzieści pięć kilogramów.Miała na sobie bluzkę na ramiączkach, bez rękawów, obnażającą piersi w sposób nieoczekiwany u kogoś, kto najwyraźniej spodziewał się spotkać za kierownicą poczciwego rydera co najmniej Teda Bundy'ego.Nie to, żeby rzeczywiście miała coś do pokazania; przypuszczalnie nadal mogła kupować sobie staniki w dziale dziecięcym, jeśli w ogóle kupowała staniki.Na przedzie koszulki miała wymalowanego szeroko uśmiechniętego Murzyna w lokach na tle psychodelicznego, zielononiebieskiego słonecznego światła.Głowę Murzyna niczym aureola otaczały słowa: NIE MAM ZAMIARU SIĘ PODDAĆ.- Chyba lubisz Petera Tosha, bo z pewnością nie chodzi ci o moje cycki - powiedziała dziewczyna.- Pracowałem kiedyś z Peterem Toshem - odparł Steve.- Nie ma mowy.- Mowa.Steve zerknął we wsteczne lusterko.Ely zniknęło.Trochę to straszne, jak tu znikają miasta.Miał wrażenie, że gdyby był autostopowiczką, to przed wskoczeniem głową w dół do jakiejś szoferki też miałby ochotę na zadanie kierowcy paru pytań.Może i nie da się w ten sposób zyskać pewności, ale spytać przecież nie szkodzi.Na pustyni wszystko może się zdarzyć.- Kiedy właściwie z nim pracowałeś?- W osiemdziesiątym, może osiemdziesiątym pierwszym, nie pamiętam.Madison Square Garden, potem Forest Hills.W Forest Hills wystąpił przed nim Dylan.Blowin in the Wind.Nie do wiary, co?Dziewczyna przyglądała mu się z oczywistym zdumieniem.O ile mógł ocenić, nie ośmieliła się nawet powątpiewać w jego słowa.- Jezu, ale fajnie! Co właściwie robiłeś? Obsługa?- Wtedy tak.Potem byłem technikiem od gitar.Teraz.Owszem, jak na razie nieźle, ale co właściwie robi teraz? Nie jest już technikiem od gitar, z całą pewnością nie.Chyba znów zredukowano go do obsługi.W wolnym czasie ma też grać psychiatrę, a także być kimś w rodzaju Mary Poppins, tyle że z ciemnokasztanowatymi włosami na hippisa, nieco już siwiejącymi przy skórze.- Teraz.mam inną robotę.Jak się nazywasz?- Cynthia Smith - przedstawiła się dziewczyna, wyciągając dłoń.Uścisnął ją.Dłoń ta była smukła, delikatna, nieprawdopodobnie wręcz drobnokoścista.Sprawiała wrażenie ptasiego skrzydła.- Steve Ames - przedstawił się.- Z Teksasu, co?- Tak, z Lubbock.Słyszałaś już kiedyś ten akcent?- Raz czy dwa.- Uśmiechnęła się wesoło i ten uśmiech rozjaśnił całą jej twarz.- Chłopak może opuścić Teksas, ale.Dokończyli zdanie jednym głosem.Wymienili uśmiechy.Byli przyjaciółmi.Ludzie potrafią się ze sobą zaprzyjaźnić ot tak, na jakiś czas, zwłaszcza jeśli spotkają się na drodze pośrodku niczego.Cynthia Smith była niewątpliwie lekko trącona, ale pod tym względem nie różniła się za bardzo od Steve'a, trąconego ładny kawałek czasu temu; nie sposób spędzić sporej części życia w biznesie muzycznym i nie być z lekka trąconym, więc wcale mu to nie przeszkadzało.Oznajmiła, że ma wszelkie powody, by bać się facetów, bo jeden niedawno omal nie urwał jej ucha, inny złamał jej nos.- Ten od ucha nawet mi się podobał - stwierdziła.- I bardzo zależy mi na uszach.Nos.nos ma swój charakter, ale mnie zależy przede wszystkim na uszach, jeden Bóg wie dlaczego.Steye obejrzał jej ucho.- Dobra, może jest trochę zbyt płaskie u góry, ale co z tego? Jeśli tak ci na nim zależy, zapuść sobie włosy i przykryj je.- Nie ma mowy - stwierdziła stanowczo dziewczyna i wzburzyła sobie włosy.Przechyliła się w prawo, w ten sposób mogła zerknąć na siebie w bocznym lusterku.Od strony kierowcy była zielona, od prawej pomarańczowa.- Mam przyjaciółkę, Gert.Gert twierdzi, że wyglądam jak sierotka Marysia z piekła rodem.Takie to fajne, że nie chcę nic zmieniać.- Nie dasz się im zakręcić, co?Uśmiechnęła się, poklepała po portrecie na koszulce i - nieźle naśladując jamajski akcent - powiedziała:- Załatwię to po swojemu, jak każdy, szefie.Sposób na życie Cynthii Smith polegał na pozostawieniu domu i ciągłych uwag niezadowolonych ze wszystkiego rodziców w wieku lat siedemnastu.Przez pewien czas mieszkała na Wschodnim Wybrzeżu (wyjechała, kiedy zorientowała się, że zaczyna być rezerwową piczką - wyjaśniła rzeczowo), po czym przeniosła się na Środkowy Zachód, gdzie "mniej więcej się oczyściła" i spotkała przystojnego gościa na mityngu anonimowych alkoholików.Przystojny gość twierdził, że jest już całkowicie czysty, ale kłamał.Boże, facet kłamał jak najęty.Zamieszkała z nim mimo wszystko (nigdy nie byłam szczególnie bystra, jeśli chodzi o facetów - wyznała po prostu).Przystojny facet pojawił się pewnego dnia na amfetaminie i zdecydował, że pragnie lewego ucha Cynthii jako zakładki do książek.Cynthia trafiła do schroniska, w którym uporała się do końca i z alkoholem, i z narkotykami, pracowała nawet jako doradca po tym, jak zarządzająca tym schroniskiem babka została zamordowana i wyglądało na to, że władze mogą ich w ogóle zamknąć.- To facet, który zamordował Annę, złamał mi nos.- oznajmiła.- Był zły.Pete, ten, który wymarzył sobie ucho jako zakładkę, miał po prostu temperament.Norman był zły.To znaczy, szalony.- Złapali go?Cynthia pokręciła głową powoli, z rozwagą.- W każdym razie - powiedziała - nie mogłyśmy pozwolić, żeby C i S poszły na dno, bo jeden facet dostał szału, kiedy opuściła go żona, więc złożyłyśmy się wszystkie, żeby je uratować.I uratowałyśmy.- C i S?- To znaczy "Córy i Siostry".Mocno zyskałam na pewności siebie, kiedy tam byłam.- Cynthia wyglądała przez okno.Obserwowała przemykającą za oknami pustynię, kostką kciuka pocierając złamany, zniekształcony nos.- Pod pewnymi względami nawet ten facet, który narobił nam koło pióra, jakoś mi pomógł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Touch me 04 Olivia Cunning
    John Gray MężczyÂźni są z Marsa a kobiety z Wenus
    Silverberg Robert Czas trzeciego wiatru
    UPARTY MILICJANT Jerzy Edigey
    Lehane Dennis Mila księżycowego Âświatła [popr]
    Broda, Marian MentalnoÂść, tradycja i bolszewicko komunistyczne doÂświadczenie Rosji (2007)
    Christie Agata Smierc na Nilu(1)
    Williamson Penelope Pewnego razu przy księżycu
    Young Art and Knowledge
    Stanley Coren 2004
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl