[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby trafił chwilęwcześniej, przeszyłby jej serce.6- Hunter! Jesteś tam?Natychmiast po strzale Cole objął Dorie i stoczył się z łóżka, w momencie uderzenia opodłogę osłaniając ją własnym ciałem.Złapał rewolwer leżący na małym stoliku.Niewypuszczając Dorie z objęć, szepnął:- Nic ci się nie stało?Pokręciła głową i z zadowoleniem dostrzegł, że w jej oczach nie ma histerii ani, cojeszcze lepsze, żadnych pytań.Spoglądała na niego tak jakby oczekiwała rozkazów i byłagotowa usłuchać każdego.Przemknęło mu przez głowę, że chyba ją kocha.Jaki mężczyznanie kochałby kobiety, która potrafi przyjmować rozkazy?- Nie podnoś się.Zorientuję się, kto to jest - rzekł.Usłuchała go i skurczyła się przy ścianie wagonu.Cole ostrożnie podpełznął do oknaw głębi i zerknął na zewnątrz.Była pełnia.W świetle księżyca z łatwością dostrzegł czterechkonnych.Pierwszy dosiadał wielkiego gniadosza Z postawy jezdzca biła ogromna nonszalancja,jakby nie bał się nikogo i niczego.Nie był to mężczyzna, którego łatwo byłoby z kimś pomylićlub zapomnieć.Cole usiadł na podłodze i klął pod nosem, w wielce kwiecisty sposób dającwyraz swym uczuciom.- W życiu nie słyszałam takich słów - powiedziała cicho Dorie.Cole'a tak tozaskoczyło, że bezwiednie wycelował w nią rewolwer i odciągnął kurek.Uprzednio wśliznęła się pod łóżko i gdy teraz patrzyła na Cole'a, widać było tylko jejtwarzyczkę, wynurzającą się spod narzuty.Na trzask kurka twarzyczka zniknęła.Kiedy Doriezobaczyła, że nie grozi jej postrzelenie, wychynęła znowu.- Kto to jest? - szepnęła.- Winotka Ford.- Cole oparł głowę o ścianę.- Słyszałem, że nie żyje.Gdyby nie to,nigdy nie leżałbym tak spokojnie w pociągu.Wzbierał w nim coraz mocniejszy gniew na samego siebie.- Ależ ze mnie głupiec! Jeden z tych zabitych w banku był jego młodszym bratem.Należało się spodziewać, że Ford zacznie się za mną rozglądać, ale, jak mówię, myślałem, żegryzie ziemię.Połowa Teksasu życzy mu takiego losu.Huk wystrzałów przerwał nocną ciszę.- Wyłaz, Hunter, i gotuj się na spotkanie ze swoim Stwórcą! Chcę widzieć, jakzdychasz.- Co zrobimy? - spytała Dorie, patrząc na Cole'a, jakby była przekonana, że potrafiwyprowadzić ich z najgorszych opresji.Znów widzi we mnie bohatera, pomyślał Cole.Przynajmniej umrę wiedząc, że ktośuważał mnie nie tylko za byle rewolwerowca.- My nic nie zrobimy - rzekł.- Ty zostaniesz tu, a ja wyjdę i będę walczył z Fordem.- Hunter! - dobiegł wrzask z zewnątrz.- Dobra, dobra! - krzyknął Cole w kierunku okna.- Nie denerwuj się tak! Muszę sięubrać.Człowiek ma prawo dokonać żywota w butach na nogach.- Wstał i rzekł do Dorie: -Pomóż mi się ubrać.Zręcznym, szybkim ruchem wydostała się spod łóżka, zebrała ubranie i zaczęłapomagać mu je włożyć.- Nie chcę być wścibska, ale jak wyciągnie pan broń, jeśli nie potrafi pan zapiąćguzików od koszuli?- Dam sobie radę lewą ręką- Ach, proszę.Oburęczny.Cole puścił to mimo uszu.- Daj mi koszulę.Dorie odeszła kilka kroków złapała szczotkę do włosów odwróciła się nagle iniespodziewanie rzuciła w niego.Cole usiłował złapać szczotkę lewą ręką ale omsknęła musię i upadła głośno na podłogę.- We wszystkim jest pan tak sprawny lewą ręką?- Zamknij się i pomóż mi włożyć buty - rozkazał.Gdy zaczęła to robić odezwał sięcichym spokojnym głosem.- Nie mam pojęcia czy on wie o tobie czy nie.Wątpię byś gointeresowała.Ma zadrę do mnie nie do ciebie.Klęczała wciskając mu buty na nogi i nagle ogarnął go głęboki smutek.Jeszczeniedawno był jakże blisko czegoś czego człowiek jego pokroju w ogóle nie mógł sięspodziewać.Nigdy nie myślał że będzie miał żonę a może kilkoro dzieciaków ale możewłaśnie dlatego zgodził się ożenić z tą kobietką tak świeżą i czystą.Miał dosyć oleju wgłowie by wiedzieć że trafiła mu się życiowa szansa.Jaka inna kobieta nie tknięta przez żadnego mężczyznę stanęłaby przed nim izaproponowała życie różne od tego jakie wiódł do tej pory?Ale teraz tę szansę szlag trafił.Nie wątpił, że zostało mu zaledwie kilka chwil życia.Winotka Ford, syn białego ojca i matki Indianki z plemienia Czejenów, byłwyjątkowym sukinsynem.Nigdy nie przepadał za swoim braciszkiem zastrzelonym przezCole'a, ale nie potrzebował żadnego powodu by wywołać kogoś na dwór w środku nocy izabić.Zemsta była taką samą dobrą wymówką jak każda inna.Ford nie lubił uczciwej walki.Nie zamierzał stawać twarzą w twarz z przeciwnikiem na środku ulicy, gdzie rozstrzygałabyszybkość ręki.Celował w napadach na dyliżansy i mordował wszystkich podróżnych dlasamej przyjemności zabijania.Teraz Cole mógł marzyć tylko o tym żeby udało mu się uchronić Dorie przednieszczęściem.Pochylił się nad nią ujął za podbródek i spojrzał prosto w oczy.- Zaraz, jak tylko minę te drzwi, masz wyjść drugą stroną i zmieszać się z pasażerami.Rozumiesz? Bez względu na to, co usłyszysz z zewnątrz, siedz w wagonie i staraj się, by Fordnie dowiedział się, że mamy ze sobą coś wspólnego.Cole nagle poczuł taką gorycz, jakby żółć napłynęła mu do ust.Jeśli zginie, ktopowstrzyma bandytę przed wdarciem się do pociągu i rabunkiem? Nawet gdy się nie dowie, żeCole'a i Dorie coś łączyło, dojrzy jej młodość i bezbronność.I urodę, pomyślał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]