[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.z amorkami i całą resztą. A co to za pismo, którym posługujesz się teraz? Mówiłeś, że jakiśbękart? Bastarda.Nazywa się bastarda. Przeszedłem wzdłuż regału iwyciągnąłem kilka tomów.Znajdowałem się w raju kaligrafa: rustyka,półuncjał, kursywa półuncjalna, nowa kursywa rzymska; coś, co znówwyglądało jak pismo kancelarii raweńskiej.a może merowińskiej;jakieś niesamowite rzeczy, których nigdy nie widziałem; mnóstwoprzykładów Littera Documentaria Pontificalis; i tak dalej, i tak dalej.Nie widzę bastardy odezwałem się po chwili.Ale wypożyczam kilka,więc pokażę ci, gdy wrócisz.Chyba że ojciec Cedric porwie cię izamknie w jakiejś celi, żeby móc się tobą do woli napawać.Albo, cogorsza, zmusi cię do spowiedzi.Pózniej, około drugiej, gdy stanęliśmy na końcu zaskakującokrótkiej kolejki przed Koloseum a raczej gdy ja stanąłem, a Madeleineposzła po następne butelki wody mineralnej (co zajęło jej dokładnie tylesamo minut, ile trwało dojście przeze mnie do kasy biletowej),zapytałem ją od niechcenia, o czym rozmawiali z Cedrikiem. Robi się coraz bardziej gorąco zauważyła, ignorując mojepytanie, gdy ja płaciłem za bilety. Potem wezmiemy taksówkę, wjedziemy na jedno z tych wzgórz zaproponowałem i przez całe popołudnie nie będziemy robili nic. A Mojżesz z rogami? zapytała, poprawiając chustkę na głowie.Chcę go obejrzeć teraz, gdy stał się tak ważnym przedmiotem rozmów. Dobra.Przywitamy się z Mojżeszem.Jest niedaleko stąd.A potempełen relaks.Przeszliśmy razem pod imponującym łukiem, wyobrażając sobie, jakzasugerowała Madeleine, że przybyliśmy obejrzeć śmierć bandychrześcijan.Kilka kroków dalej stanęliśmy na progu areny i powitałynas wznoszące się ze wszystkich stron rzędy z szarego i piaskowegotrawertynu, brudne, zniszczone, ale wciąż imponujące, z kawałkiembłękitnego nieba w każdym z górnych łuków.Staliśmy przy barierce naskraju wielkiego owalu i patrzyliśmy w dół na labirynt głębokich iwąskich korytarzy, gdzie pod drewnianą podłogą trzymano zwierzęta iniewolników. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach powiedziała Madeleine,zapalając papierosa. Ojciec Cedric opowiedział mi trochę o tobie itwojej babci. On nic o mnie nie wie. Wie to, co powiedziała mu twoja babcia. Czyli niewiele, jak sądzę. Widują się codziennie.I wygląda na to, że razem pracowali.wOksfordzie.Zdawał tam któregoś lata jakiś egzamin dla bibliotekarzy. Naprawdę? Wie na przykład, że wykonywałeś kiedyś portrety. Nigdy nie byłem w tym dobry. Cedric ma na ten temat odmienne zdanie.Powiedział, że siedziałeśw bibliotekach, szkicowałeś ołówkiem portrety i wygrałeś nawet jakiśkonkurs.Spojrzałem na nią z ukosa. Nic wielkiego.To był taki mały konkurs ogłoszony w lokalnejgazecie, gdy miałem sześć lat. A drugą nagrodę dostałeś, gdy studiowałeś w Cambridge: rocznestypendium i. Jezus Maria.To znowu nie było nic wielkiego.Madeleine.poważnie.liczba zgłoszeń nie przekroczyła dwudziestu: taki tylkokonkursik organizowany przez uniwersytet dla biednych studentów. Tak, ale się zgłosiłeś, zgadza się? I wygrałeś? Madeleine odsunęłasię od barierki i ruszyliśmy dalej, ażdoszliśmy do trapu biegnącego przez całą długość areny do słynnejbramy śmierci na drugim końcu.Zatrzymaliśmy się jak najbliżej środkai zrobiliśmy obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni, zadzierając głowy.Gdy staliśmy odwróceni do siebie plecami, powiedziała: I opowiedział mi o twojej matce. Co o mojej matce? %7łe była aktorką.%7łe masz kopie jej filmów, ale nigdy ich nieoglądasz.Dlatego nie masz magnetowidu? Nie.Nie dlatego.A skąd Cedric, kurwa, miałby wiedzieć, czyoglądam jej filmy? Zapowiadała się na wielką gwiazdę, prawda? Przed śmiercią. Tak, owszem.W milczeniu ruszyliśmy w ślad za tysiącem amerykańskichtenisówek wewnętrznymi schodami, które wiodły do galerii, iwyszliśmy na gorące słońce w połowie stromych trybun.Znalezliśmypustą kamienną niszę i usiedliśmy,opierając się o żelazne barierki.Otworzyłem torbę i wyjąłemkanapki, owoc porannego wypadu na zakupy: świeży chleb, pomidory,świeża bazylia i pokrojone oliwki oraz święte prosciutto di montagna.Przez chwilę siedzieliśmy i konsumowaliśmy, próbując sobiewyobrazić, że oglądamy krwawą jatkę.Odległość od naszego miejscado piaszczystej areny wydawała się dużo większa, patrząc w dół, niżwtedy, gdy patrzyliśmy z dołu do góry. Za nieznane matki wzniosła toast.Stuknęliśmy się butelkamiwody mineralnej. Za nieznane matki.Ulubioną ostatnio restauracją babci była kameralna, rodzinnaknajpka z kraciastymi obrusami na stołach na małej piazza niedalekoTeatro Marcello.W ogromnych donicach po obu stronach wejściaprzycupnęły blizniacze krzewy rozmarynu, a każda stołowa nogabalansowała na włoskim bruku.Chociaż knajpka znajdowała sięniedaleko jej mieszkania i chociaż stawiliśmy się punktualnie, babci aniprofesora Williamsa nigdzie nie było widać.Podałem nazwisko babci kobiecie, która do nas wyszła, a wtedyuśmiechnęła się szeroko, jak gdyby usłyszała zabawny dowcip i niebardzo go zrozumiała.Oświadczyła, że pani Jackson zawsze wybierastolik w rogu, najbliżej fontanny.Usiedliśmy, a ona przyniosła pieczywo, oliwki i talerzmarynowanych papryczek chili.Madeleine przystawiła się do nich, jakgdyby nigdy nie jadła nic pyszniejszego, ja natomiast wziąłem do rąkspisaną ręcznie listę win i próbowałem sobie przypomnieć, jakie winobabcia lubi najbardziej. Myślisz, że istnieje tak wiele gatunków oliwek jak winogron? zapytała. Bez wątpienia.Wzięła następną papryczkę i praktycznie ją połknęła. Nie nachodzi cię czasem ochota, żeby tu przyjechać na stałe? Cały czas. Ile lat ma twoja babcia? Siedemdziesiąt osiem.Zmiało, wez ostatnią.przyniosą namjeszcze.Odkąd wyszliśmy z mieszkania, Madeleine była wyjątkoworozgadana, zwracała uwagę na nazwy ulic, paplała o czymś, conazywała moją muzyką i twoją muzyką , i wciągała mnie do sklepów,żeby obejrzeć buty i ubrania, których nigdy by nie kupiła.Może to mojawyobraznia, ale wyczuwałem, że Madeleine jest zdenerwowana.Możeja też byłem niespokojny. Napijmy się białego wina, póki ich nie ma zaproponowałem.Mam ochotę na coś naprawdę lekkiego i. Halo, jesteśmy! Ze stopni fontanny pozdrowił nas cienki głos.Przepraszamy za spóznienie.Witajcie.Och, cudownie.cudownie,najlepszy stolik. Babcia szybkim krokiem przemierzała plac.Opróczdość eleganckich ciemnografitowych kaszmirowych spodni miała nanogach nowiuteńkie, olśniewająco białe adidasy, a na głowie coś, cowyglądało na wełniany kapelusik w stylu lat dwudziestych.Przepraszamy.Przed moim domem doszło do potwornego incydentu:dwóch mężczyzn pokłóciło się o miejsce parkingowe i cała okolicazebrała się, żeby popatrzeć.Nie mogliśmy się przecisnąć.Cholernabella figura, ot co.Wstałem, żeby ją uściskać.Wydawała się leciutka i drobna, aleniezniszczalna.Jej oczy rozświetlała i ożywiała nie skrywana radość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]