[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatni raznalewała z niej tego wieczoru, kiedy ją pobito.To byłoniesamowite.Siedziała tu sobie z Lis, sącząc whisky, a potemwyszły.A teraz wróciła i nalała sobie jeszcze jedną szklankę,jakby biorąc w nawias cały ten czas.Tak powinno się na topatrzeć, pomyślała.Wolałabym jednak oberwać na służbie.Tak byłoby lepiej.Napiła się i wykrzywiła twarz na tyle, na ilepozwalała jej nastawiona szczęka.Alkohol rozszedł się pocałym ciele niczym płomień, przedostając się do nerwów iżył.To lepsze niż tabletki przeciwbólowe, pomyślała, biorąckolejny łyk.Pozwoliła, by płyn powoli spływał jej do gardła.Nick Cave śpiewał tak, jakby siedział w rogu okrytegocieniem pokoju, people they ain t no good, ale niewsłuchiwała się w tekst.Usiadła z nogami opartymi o stół iwdychała zapach własnego domu.Czuję się świetnie,pomyślała.27ESTER BERGMAN WZIAA AYK KAWY, ale myślami byłagdzie indziej.Młody mężczyzna w radiu powiedział właśnie,że minęła ósma.Wstała już i była ubrana.Dziś niespodziewała się nikogo z opieki, i dzięki Bogu.Dzisiaj też padało.Cieszyło ją to, bo łatwiej jej byłooddychać, chociaż zazwyczaj nie miała z tym takichproblemów jak inni starsi ludzie.Nie była to ulewa, tylkoprzyjemny deszcz, dzięki któremu czuła, że lepiej widzi.Takjakby ktoś wyczyścił powietrze albo porządnie przetarł paręprzybrudzonych okularów.Przystanęła przed biurem i przeczytała szyld, tak na wszelkiwypadek.Stojąc tam, trochę się zdenerwowała.%7łeby takrozmawiać z kimś obcym o dziewczynce i jej mamie? Terazwydało jej się, że to głupi pomysł.Przecież to nie jej sprawa.Lepiej chyba wrócić i sprawdzić.- Pani Bergman, nie powinna pani stać na deszczu -powiedziała dziewczyna, która wyszła z biura.- Mogę wczymś pomóc? Czy potrzebuje pani pomocy z zakupami?- Nie, nie, dziękuję - odpowiedziała.Znała tę dziewczynę.Widywała ją na podwórku i mówiłysobie dzień dobry.Wiedziała, kim jest.- Znasz moje nazwisko?- Przecież mieszka tu pani od tak dawna - powiedziaładziewczyna.- Rozmawiałyśmy już kiedyś.Nazywam sięKarin Sohlberg.- Od dawna? Tak, odkąd zbudowali to osiedle.Tak było.Wprowadzili się tu w 1958 roku, kiedy wszystkobyło nowe i jasne.Elmer nigdy nie powiedział, skąd mieli nato pieniądze, a ona nie pytała.Nigdy o nic nie pytała.Niebyło to zbyt mądre.Powinna była spytać o to i o tysiąc innychrzeczy.- Pani Bergman, przemokła pani.- Mogę wejść na chwilę? - zapytała, spoglądając nadziewczynę.- Chciałam się czegoś dowiedzieć.- Oczywiście.Nie stójmy tu.Wezmę panią pod rękę iwejdziemy po schodach.W środku świeciła lampka.Ester z ulgą usiadła na krześle.Na biurku dziewczyny było pełno papierów.Telefon dzwoni,ale nie ma czasu, żeby odebrać, bo pomaga staruszce usiąść.Sama mogłam się usadzić, ale skoro chciała pomóc.Kiedy dziewczyna odebrała wreszcie telefon, nikt się nieodezwał.Odłożyła słuchawkę i spojrzała na gościa.To możechwilę potrwać, ale nie szkodzi.- Co za zmiana pogody.Ester Bergman nie odpowiadała.Zastanawiała się, jak towszystko powiedzieć.Nie myślała o pogodzie.- Teraz jest całkiem przyjemnie - dodała dziewczyna.- Chciałam zapytać o kogoś, kto mieszka kawałek za mną,na piętrze.Chodzi o mamę z córeczką.Dziewczyna popatrzyła na nią, jakby nie dosłyszała, wolaładalej rozmawiać o pogodzie.Kiedyś to starzy rozmawiali natakie tematy, widocznie teraz robią to młodzi, pomyślałaEster.- Mała dziewczynka z rudymi włosami.- O co pani chodzi, pani Bergman?- Od dawna nie widziałam tej rudej dziewczynki.Ani jejmamy.Nie widziałam ich i dlatego pytam.- To pani.znajome?- Nie.A powinnam je znać?- Nie, skąd, ale chce pani się czegoś dowiedzieć?- Od dawna ich nie widziałam.Może ty je znasz, dziecko?Dziewczyna wstała i podeszła do szafki.Otworzyła ją iwyciągnęła szufladę na kółkach.Wygląda, jakby szufladamiała ją uderzyć w brzuch, pomyślała Ester.Dziewczyna wróciła ze stosem papierów i ułożyła je przedsobą na biurku.Znów spojrzała na Ester.- To spis mieszkań, od numeru trzysta dwadzieścia sześć doczterysta osiemdziesiąt sześć.- Aha.- Mała dziewczynka z rudymi włosami, mówi pani? I jejmama? Jak ona wygląda?- Nie wiem, czy to jej mama, ale można tak przypuszczać.Miała jasne włosy, więcej nie wiem.Nigdy z nią nierozmawiałam.- Chyba ją sobie przypominam - powiedziała dziewczyna.-Niewiele jest przecież rudych osób.- Przynajmniej nie na naszym podwórku.- Samotna mama - powiedziała dziewczyna, przeglądającpapiery.- Widziałam ogłoszenie policji - powiedziała ni z tego, ni zowego Ester.Dziewczyna podniosła wzrok.- Co pani powiedziała?- Na tablicy wisi ogłoszenie policji.Szukają jakiejś młodejosoby.- Wcześniej nie przyszło jej to do głowy.Dopieroteraz.%7łe też w tej samej chwili pomyślała o tym i o mamie zcóreczką.- Szukają kobiety z jasnymi włosami.- Tak?- Nie dostarczyli tego ogłoszenia tutaj, do biura? Mówię opolicji? Powinni byli to zrobić.- Byłam na urlopie.Mieliśmy mały remont i biuro byłozamknięte.Może pani czuje, że wciąż pachnie tu farbą.- Nie.Dziewczyna znów spojrzała w papiery.- Mamy tu kilkoro samotnych rodziców.Pani widziała tylkomamę z dzieckiem?- Mama miała jasne włosy, a dziewczynka rude.- Chodziło mi o to, czy ta kobieta miała więcej dzieci.Albomęża.- Z tego co widziałam, to nie.- I nie wie pani, w której klatce mieszkały?- Nie.Ale gdzieś dalej.Dziewczyna spojrzała w papiery i zaczęła je wertować.Wdzisiejszych czasach wszystko jest zapisane, pomyślała Ester.- Sądząc po numerze lokalu.to mogła być.- powiedziaładziewczyna, ale Ester usłyszała tylko niewyrazne mruczenie.Dziewczyna spojrzała na nią.- Sprawdzam właśnie na liście numery mieszkań, którewchodzą w grę, i numery ewidencyjne lokatorów.Nie pierwszy raz ktoś pyta o kogoś, kogo dawno nie widział.Zeszłej wiosny ktoś zainteresował się starszym panemmieszkającym pod nim.Staruszka nie było widać, mimo że wmieszkaniu paliły się światła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]