[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie będę tam sama.Przecież jest też Demi.- Demi to świetna dziewczyna, ale trudno uznać ją za osobę odpowiednią doopieki nad tobą w ciąży.- Trudno uznać? - Brzmiało to w jej uszach jak muzyka.- Ale ja nie potrzebujęnikogo do opieki.- Tak czy siak, Demi mieszka z Flynnem i Grace.- W takim razie lepiej pojadę do rodziców.Albo do tej koleżanki, u którejmiałam się zatrzymać, zanim zamieszkałam u Grace - dodała już z większymentuzjazmem.- Nie.Lepiej zostań tutaj.Tutaj w każdym razie będzie ci wygodniej zewzględu na wizyty u lekarzy i tak dalej.- Odwrócił wzrok.- Szczerze mówiąc, Ellie,dopiero dzisiaj uświadomiłem sobie, co to ciąża.Nie możesz dalej żyć tak, jak osoba,która nie jest w ciąży.- Nie mogę? Naprawdę?Ran był niewiarygodnie apodyktyczny, jednak jej to zupełnie nieprzeszkadzało.Ale nie mogła się zgodzić, by wszystko było tak, jak on zechce.- Nie możesz.Potrzebujesz kogoś, kto się będzie tobą opiekował.- Więc lepiej pojadę do rodziców - powiedziała Ellie ze smutkiem, alestanowczo.- Dlaczego? Miałem wrażenie, że tego nie chcesz.- 384 -SRNie chciała, ale nie wyglądało na to, by miała jakiś wybór.- To prawda, nie chcę tego.Ale powinnam ich odwiedzić.Tylko na krótko.Ran usiadł na drugim końcu sofy.- Byłoby ci znacznie wygodniej mieszkać tutaj - oznajmił.- Ale termin następnej wizyty u lekarki jest bardzo odległy - powiedziała,trochę zakłopotana.- A poza tym.- Mogłabyś spać w moim łóżku.Ja będę spał na futonie.Przez chwilę Ellie miała ogromną pokusę.Bo przecież oznaczało to kolejny tydzień z Ranem.Zaraz jednak powróciła zobłoków na ziemię.No cóż, wspaniała propozycja, ale taki układ oznaczałby igranie zogniem.I tak przecież lubiła Rana o wiele bardziej, niż należało - ze względu na samąsiebie.Tymczasem on uważał ją jedynie za przyjaciółkę.Gdyby z nim pomieszkałachoć tydzień, byłoby jej znacznie trudniej się z nim rozstać.Pomyślała o dziecku,które nosiła w sobie.Ono potrzebowało odpowiedzialnej, dorosłej matki, a nieemocjonalnego wraka czepiającego się kogoś, komu jest praktycznie obojętny.Zaczerpnęła tchu z mocnym postanowieniem, że będzie rozsądna.- Nie.Przepraszam, ale ty mnie nie rozumiesz.Nie mogę z tobą mieszkać, Ran.- Dlaczego?- Dlatego że byłoby to dla mnie zbyt trudne.- Zauważyła jego zmieszanie,jednak mówiła dalej.- Przebywanie tutaj z tobą jest dla mnie zbyt trudne.Pragnęczegoś, czego ty nie chcesz.Myślałam, że sobie z tym poradzę, ale okazuje się, że niepotrafię.Sądzę, że dzięki dzisiejszemu badaniu trochę wydoroślałam.Widzę terazwyrazniej całą sytuację.Dziękuję ci bardzo za wszystko, ale muszę odejść.Ran wyglądał na oszołomionego.- Ale ja nie chcę, żebyś odeszła.- Byłeś dla mnie strasznie dobry.- Nie jestem dobry! - powiedział z irytacją.- Po prostu nie chcę, żebyś odeszła!Ellie wpatrywała się w niego z nadzieją, że odgadnie jego zamiary.Dlaczegonie chce, żeby odeszła? I dlaczego jej tego nie wyjaśnia?- Nie rozumiem - wyszeptała w końcu.Ran odetchnął głęboko.- Też tego nie rozumiałem aż do chwili, gdy przechodziłaś to swoje badanie.- 385 -SR- Jak to?Ellie nadal nic nie pojmowała.- Dopóki ta kobieta nie musiała pójść po tę drugą, nie zdawałem sobie sprawy.No.nie uświadamiałem sobie, jak bardzo mi na tobie zależy.To wszystko okazało siętakim szokiem.A już największym był fakt, że się tak strasznie przeraziłem na myśl,że coś ci się stanie.Ty bałaś się tylko o dziecko.Ale ja martwiłem się o ciebie.Ellie,nie zniósłbym.gdybym cię stracił.- Co do tego, że mnie nic nie jest, nie było ani przez chwilę żadnychwątpliwości.- Wiem, ale wtedy tak nie uważałem.Byłaś taka dzielna, oddychałaś,zachowywałaś spokój.- Wcale nie czułam się spokojna.- Byłaś taka dorosła, dzięki czemu zdałem sobie sprawę, jak pod pewnymiwzględami jesteś dojrzała.- Uśmiechnął się żałośnie.- Wystarczająco dorosła, żebybyć matką.- A to dopiero!- No więc.jeżeli jesteś wystarczająco dorosła na to, żeby nią być, to sądzę, żenie jesteś zbyt młoda dla mnie.A w każdym razie.ty sama nie sądzisz, że jesteś dlamnie za młoda, prawda?Do Ellie jego słowa dotarły dopiero po kilku dobrych chwilach.Wstała z sofy izrzuciła pled.- Oczywiście, że nie.Objęła Rana za szyję, a potem, gdy poczuła, że tuli go już wystarczająco długo,pocałowała go.Namiętnym, dorosłym, dozwolonym od lat osiemnastu pocałunkiem,którego nie mógł zle zrozumieć.- Jesteś pewien, że naprawdę chcesz, żebym została? - zapytała kilka minutpózniej.- Bo ja bez problemu mogę pojechać do rodziców.- Jestem tego najzupełniej pewien - powiedział stanowczo i pocałował jąznowu, równie długo i namiętnie.- Podejrzewam, że to moja umiejętność gotowania jest tego przyczyną -skomentowała pózniej z pełnym zadowolenia westchnieniem.- 386 -SR- Och, nie - zaprzeczył.- Jesteś w tym dobra, ale nie aż tak.Pocałował ją jeszcze raz, żeby nie mogła zaprotestować.Ellie uśmiechnęła się,pogrążona w błogim szczęściu.- Wiesz, to jest po prostu cudowne - powiedziała, wtulając się w niego,przyciągając jego głowę i całując go.- Ale, Ran, czy ty jesteś naprawdę pewny, żechcesz się związać z kimś takim jak ja? Przedtem wyglądało na to, że nie chcesz.- Wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]