[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Anita pokiwała kolejny raz głową i zamilkła na chwilę, myśląc o czymś intensyw-nie.Przerwało jej nieśmiałe pukanie do drzwi.Pokojówka weszła bezszelestnie i posta-wiła na stoliku tacę z dzbankiem parującej, aromatycznej kawy, po czym wycofała siębez słowa z pokoju.Anita wstała, napełniła filiżanki i podała jedną Isobel, po czym usia-dła i zmieniła niespodziewanie temat.Zaczęła wypytywać Isobel o pracę, o poprzedniepublikacje i profil wydawnictwa, wykazała także względnie szczere zainteresowanie ho-dowlą koni ciotki i jej zamiłowaniem do prowadzenia gospodarstwa.Zanim jednak Iso-bel zdołała wypić kawę, Anita odstawiła już puste naczynie i przeciągnęła się leniwie.RLT Wyglądała na znudzoną i Isobel nie zdziwiła się wcale, gdy przerwała nagle rozmowę,tłumacząc się zmęczeniem.- Jestem zmęczona, senhora.Dokończymy naszą pogawędkę jutro po południu.Często pracuję do pózna i następnego dnia nie mogę się zmusić do wstania przed dwuna-stą.Teraz też muszę odpocząć, nie czuję się najlepiej.Trafi pani do siebie, prawda? -Anita spojrzała wymownie na Isobel, która wstała, pospieszne zbierając z podłogi torbę, iruszyła do wyjścia szczęśliwa, że nie musiała odpowiadać na więcej pytań, zwłaszczatych dotyczących Alejandra.Kiedy Alejandro podjechał następnego ranka pod willę Mimosa, gotów był wycią-gnąć Isobel siłą z jej pokoju i zawiezć wbrew jej woli na swoje ranczo.Jakże był zasko-czony, kiedy ujrzał ją czekającą na patiu, ubraną w szorty i koszulkę koloru khaki z wło-sami związanymi w prosty warkocz.Bez makijażu i biżuterii wyglądała jeszcze młodzieji bardziej zachwycająco.Alejandro zdał sobie sprawę, jak bardzo cieszył się na to spo-tkanie i jak wielkie nadzieje z nim wiązał.Zanim zdołał wysiąść, by się przywitać, Isobelzbiegła z ganku, otworzyła sobie sama drzwi i wskoczyła do samochodu.- Nie bawmy się w grzeczności, tylko jedzmy - powitała go dość obcesowo.- Nie sądziłem, że tak ci się spieszy, by zobaczyć mój dom.- Spojrzał na nią szcze-rze zdziwiony.- Wsiadłam sama, żebyś nie musiał nadwerężać nogi, wychodząc z samochodu.Alejandro zacisnął mocno zęby i, nie patrząc na Isobel, wycedził:- Nie potrzebuję twojej litości.Jeszcze potrafię się samodzielnie poruszać.Isobel nie spodziewała się, że zostanie tak opacznie zrozumiana.Jeśli nad kimś sięlitowała, to tylko nad samą sobą.Faktycznie Alejandro nie przypominał młodego męż-czyzny, który tak ją oczarował na pamiętnym przyjęciu.Zmężniał i spoważniał, co nie-stety czyniło go jeszcze bardziej pociągającym.Jego mroczny urok spotęgowany bliznąprzecinającą policzek i wyrazną rezerwą w wyrażaniu uczuć sprawiał, że Isobel z trudemnad sobą panowała i musiała co chwilę sobie przypominać, że gdyby nie Emma, Alejan-dro nigdy nie podjąłby trudu odnalezienia jej.RLT - Jesteś kontuzjowany.Starałam się zachować delikatnie, ale widocznie mi nie wy-szło.- Tak myślisz? - mruknął, a jego usta wygięły się w sardonicznym grymasie.Nie czekając na odpowiedz, uruchomił silnik i wycofał samochód z parkingu.Niezamierzał wdawać się w kłótnię mimo narastającego w nim żalu.Do losu, że tak brutal-nie się z nim obszedł, i do Isobel, która bezpowrotnie pozbawiła go możliwości uczestni-czenia w dwóch pierwszych latach życia jego córeczki.Tymczasem Isobel próbowała zapomnieć o swojej frustracji, wyglądając przezokno i obserwując zmieniający się krajobraz.Za granicami miasteczka, które widziała,jadąc z lotniska do willi Anity, teren stawał się coraz bardziej górzysty.Wysokie trawy idzikie krzaki kwitnącego hibiskusa kołysały się na wietrze przeganiającym pierzastechmury po lazurowym niebie.Piękny i dziki krajobraz.Zupełnie jak mężczyzna siedzącyobok mnie, pomyślała.- Pięknie tu - zagadnęła, starając się unikać kontrowersyjnych komentarzy.- Dale-ko jeszcze do Montevideo? Tak nazywa się twoja posiadłość, prawda?- Montevideo jest w Urugwaju, to kawałek stąd.Moje ranczo nazywa sięMontevista, co po portugalsku oznacza.- Wiem, górski widok.Trochę znam portugalski, Alejandro - odparła z wyrzutem,zawstydzona swoją pomyłką.- No, tak.- Alejandro zacisnął mocno ręce na kierownicy.Zapomniał już, jak pięknie wymawiała jego imię.Ale nie potrafił zapomnieć, jakwspaniale smakowały jej usta.Wczoraj się nie opanował i teraz nie mógł sobie darowaćtego impulsu.Pocałował ją, jakby miał do tego prawo.Musiała go za to nienawidzić, alebyła zbyt zaskoczona i przerażona, żeby zareagować.Obiecał sobie po raz setny, że niepozwoli sobie nigdy więcej na tak skandaliczne zachowanie, co mogło się okazać trudne,skoro nie był w stanie myśleć o niczym innym, odkąd ponownie ją ujrzał.Droga, dotąd kręta i stroma, dotarła do równiny położonej wysoko w górach.Nahoryzoncie Isobel ujrzała błękitną linię morza i poszarpany zarys wierzchołków górskich.Wokół rozpościerały się zielone pastwiska, na których w cieniu akacji i sosen grupki by-dła kryły się przed słońcem.RLT - Myślałam, że hodujecie konie.- Tak, ale staramy się być wszechstronni.Carlos, mój wspólnik, stwierdził, że takżyzne pastwiska nie mogą się marnować.Isobel rozglądała się z niekłamanym zainteresowaniem.Po obu stronach drogi po-jawiły się skupiska budynków gospodarczych, okazałych stajni i padoków.Czuła, że zachwilę ujrzy po raz pierwszy dom, w którym Alejandro czuł się u siebie, i który pozwolijej odkryć choć rąbek spowijającej go tajemnicy.Kiedy jej oczom ukazał się dwupiętro-wy, obrośnięty bluszczem i kwitnącym powojem, biały budynek z wesołymi zielonymiokiennicami, tak różny od ponurego luksusowego domostwa Anity, Isobel odetchnęłagłośno z ulgą.- Coś nie tak?- Słucham? Nie, skądże.Dom jest śliczny, ale spodziewałam się czego innego.- Czego?- Nie wiem, ale twój dom różni się od domu teściowej.- Jest mniej luksusowy.- Alejandro zatrzymał się z jedną ręką na klamce i spojrzałna nią uważnie.- I mniej ostentacyjny - przyznała.Alejandro po raz pierwszy tego dnia uśmiechnął się szczerze i skinął głową.- Cieszę, że tak myślisz.Isobel wiedziała, że jeśli będzie się do niej tak uśmiechał, nie zdoła się oprzeć jegourokowi i da mu nad sobą przewagę.Wzruszyła więc ramionami i z impetem otworzyładrzwi, by się wydostać z samochodu, który nagle wydał jej się o wiele za ciasny dla nichdwojga.- Ostrożnie! - zawołał za nią Alejandro.- Mimo że powietrze jest tu bardziej rześ-kie, nadal panuje potworny upał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Golon Anne & Golon Serge Angelika 05 Bunt Angeliki
    Golon Anne & Golon Serge Markiza Angelika 09 Angelika i demony
    Larry Niven Cykl Œwiat Pierœcienia (1) Pierœcień
    Anne McCaffrey Statek 3 Statek, który poszukiwał
    Michael Dobbs Szeœć miesięcy w 1945. Roosevelt, Stalin, Churchill, Truman. Od wojny œwiatowej do zimnej wojny
    Tracy Anne Warren Kochanki 02 Przypadkowa kochanka
    Golon Anne & Golon Serge Angelika Droga Do Wersalu
    Zbigniew Błażyński Mówi Józef Œwiatło. Za kulisami bezpieki i partii 1940 1955
    Gutberlet Bernd Ingmar 50 Największych klamstw i legend w historii œwiata
    Omari Laila el Monsunowe dni
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.xlx.pl