[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szkoda gadać.- Podejrzanych o co? Largo zawoła swego adwokata i za pięćminut wyjdą.Demokratyczna procedura prawna i tak dalej.A czymamy choć jeden fakt, od którego Largo nie mógłby się wymigać?No dobrze, Traut to Kotze., Szukamy skarbów, panowie, i potrzebu-jemy dobrego mineraloga.Zaproponował nam swoje usługi.Powie-dział, że nazywa się Traut.Zapewne wciąż jeszcze obawia się, żeSowieci go dopadną.Kolejne pytanie? Owszem, mamy podwodnąkomorę na Disco.Tamtędy będziemy szukać skarbu.Chcecie jązbadać? Jeżeli musicie, to proszę bardzo.No i proszę, panowie:wyposażenie do nurkowania, płozy, może nawet mały batyskaf.Strażnik podwodny? Oczywiście.Od sześciu miesięcy różni ludziepróbują wywąchać, czego szukamy i jak to chcemy wydobyć.Proszępanów, my jesteśmy zawodowcy.Wolimy nie ujawniać naszychsekretów.A w ogóle co ten pan Bond, niby bogacz rozglądający sięza posiadłością w Nassau, robił w środku nocy pod moim statkiem?Petacchi? Nigdy o takim nie słyszałem.Nie obchodzi mnie, jak sięnazywała po ojcu panna Vitali.Ja zawsze znałem ją pod nazwi-skiem Vitali.Bond wykonał dłonią gest, jakby coś odrzucał.- Widzisz, o co mi chodzi? Ten pretekst z poszukiwaniem skar-bów jest bezbłędny.Wszystko tłumaczy.I z czym zostajemy? Largoprostuje się na całą wysokość i powiada: Dziękuję panom.Mogęjuż iść? Wobec tego za godzinę poszukam sobie innej bazy, a wyusłyszycie coś od mojego adwokata: bezprawne zatrzymanie i naru-szenie własności.Oraz życzę powodzenia waszym przedsięwzięciomturystycznym.- Tu Bond uśmiechnął się posępnie.- Rozumiesz, comam na myśli?Leiter zniecierpliwił się.- Więc co robimy? Mina magnetyczna? Ażeby poszli na dno -przez pomyłkę - że się tak wyrażę?- Nie.Poczekamy.- Widząc wyraz twarzy Leitera, Bond uniósłdłoń.- Wyślemy nasz raport, starannie i powściągliwie sformułowany,żeby na tutejszym lotnisku nie wylądowała powietrzna dywizjadesantowa.I damy znać, że jest nam potrzebna tylko Manta.I takwłaśnie jest.Wystarczy nam, żeby całkowicie mieć na oku DiscoVolante.A my, nie ujawniając się, będziemy z ukrycia pilnowaćjachtu i wiedzieć, co się dzieje.Na razie nas nie podejrzewają.JeśliLargo ma jakiś plan - a pamiętaj, że ta historia z poszukiwaniemskarbu wciąż jeszcze doskonale wszystko tłumaczy - rozwija się onjak należy.Wystarczy, żeby zabrał te bomby i ruszył na cel numerjeden w gotowości do godziny zero, za jakieś trzydzieści godzin.Absolutnie nic mu nie możemy zrobić, aż wezmie na pokład jedną ztych bomb, czy też obie, albo przyłapiemy go w miejscu ich ukrycia.A musi ono być niedaleko.Tak jak i Vindicator, jeżeli gdzieś tu jest,jutro wezmiemy tę czekającą na nas amfibię i przetrząśniemy okoli-cę w promieniu stu pięćdziesięciu kilometrów.Będziemy szukać wmorzu, a nie na lądzie.Samolot musi gdzieś leżeć na mieliznie, do-brze ukryty.Przy tej spokojnej pogodzie powinniśmy go znalezć,jeśli tu w ogóle jest.No, dawaj! Trzeba wysłać te raporty i trochę sięprzespać.I powiedz, że przez dziesięć godzin nie będzie z namikontaktu.Gdy wrócisz do swego pokoju, wyłącz telefon.Choćby-śmy byli nie wiem jak ostrożni, ta depesza wywoła alarm pożarowy inad Potomakiem, i nad Tamizą.Sześć godzin pózniej, w krystalicznym świetle wczesnego poran-ka, byli już na lotnisku i załoga naziemna wyciągała dżipem z hanga-ru małą amfibię Grumman.Wsiedli do niej i Leiter właśnie zapalałsilniki, gdy na płycie lotniska pojawił się umundurowany łącznik namotocyklu, niepewnie zmierzający w ich kierunku.Bond rozkazał:- Ruszaj! Prędko! Idzie papierkowa robota.Leiter zwolnił hamulce i szybko pokołował na pojedynczy passtartowy północ-południe.Radio zatrzeszczało gniewnie.Leiteruważnie rozejrzał się po niebie.Było puste.Przygiął powoli drążek imały samolot ruszył po betonie, nabierając szybkości, aby z końco-wym łupnięciem wzbić się ponad niskie krzaki.Radio ciągle trzesz-czało.Leiter wyciągnął rękę i wyłączył je.Bond siedział z mapą admiralicji na kolanach.Lecieli na północ.Postanowili zacząć od Grand Bahama i przejrzeć na początek rejonmożliwego celu numer jeden.Lecieli na trzystu metrach.Pod nimiwyspy Berry tworzyły naszyjnik brązowych kropek na kremowym,szmaragdowym i turkusowym tle.- Widzisz, o co mi chodzi? - pokazał w dół Bond.- Zobaczyszstąd pod wodą każdy większy obiekt na głębokość do kilkunastumetrów.Na trasach przelotowych coś tak dużego jak Vindicatorwypatrzyłoby się w każdym miejscu, dlatego pozaznaczałem rejony,gdzie ruch jest najmniejszy.Oni by wodowali gdzieś na uboczu.Zakładając - a jest to jedynie domysł - że kiedy w nocy trzeciegoczerwca Disco popłynął na południowy wschód, była to zmyłka,rozsądek kazałby szukać na północ i na zachód.Nie było go przezosiem godzin.Z tego dwie spędziłby na kotwicy, zajmując się wy-dobyciem.Pozostaje sześć godzin żeglugi z szybkością trzydziestuwęzłów.Odejmij godzinę na fałszywy trop i zostaje pięć.Zaznaczy-łem obszar od Grand Bahama do Bimini.To by pasowało - jeżeli tucokolwiek pasuje.- Porozumiałeś się z komisarzem?- Tak.Paru z jego najlepszych ludzi z lornetkami na dzień i nocbędzie mieć oko na Disco Volante.Jeżeli wypłyną z zakotwiczeniaprzy Palmyrze, gdzie powinni wrócić w południe, i jeśli my do tegoczasu nie wrócimy, będzie ich śledził wynajęty samolot z BahamaAirways.Bardzo zaniepokoiło go te parę strzępków informacji, któreode mnie dostał.Chciał z tym od razu iść do gubernatora.Powie-działem, żeby jeszcze tego nie robił.To porządny facet, tylko niechce brać za dużej odpowiedzialności, jeżeli się go nie upoważni.Powołałem się na premiera, żeby milczał, dopóki nie wrócimy.Pój-dzie na rękę.Jak szybko według ciebie będzie tu Manta?- Myślę, że pod wieczór.- W jego głosie brzmiało zakłopota-nie.- Chyba wczoraj byłem pijany, że ją wezwałem.Jezusie, aleśmynarobili rabanu, James! Przy dziennym świetle to nie za dobrze wy-gląda.Ale co tam, u diabła? Otóż i Grand Bahama wprost przednami.Mam bzyknąć do bazy rakietowej? Tu nie wolno latać, aleskorośmy się już wpakowali, to idzmy na całość.Tylko posłuchaj, coza opierdol dostaniemy za minutę czy dwie.- Wyciągnął rękę i włą-czył radio
[ Pobierz całość w formacie PDF ]