[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odeszła od rycerzy, ruszyła do stolika z lekami i po raz pierwszy zauważyła, że Gylthastoi dziwnie sztywno.- O co chodzi?Gospodyni wyglądała na znużoną, jakby nagle się postarzała.Dłonie miała rozłożone,podtrzymywała niewielkie pudełko z sitowia w taki sposób, w jaki wierni dzierżą hostię,odebrawszy ją od biskupa, przed włożeniem jej do ust.Rowley zawołał z łóżka:- Sir Joscelin podarował mi trochę łakoci, Adelio, ale Gyltha nie chce mi ich dać.- To nie ja - wtrącił się Joscelin.- Ja tylko je przyniosłem.Lady Baldwin poprosiła mnie,abym zabrał je na górę.Oczy Gylthy to wpatrywały się w Adelię, to spoglądały na pudełko.Przytrzymując jejedną ręką, drugą lekko odsunęła pokrywkę.Wewnątrz, na ładnych liściach, niczym jajka w gniezdzie, leżały barwne, wonne cukierki zjujuby.Obie kobiety popatrzyły na siebie.Medyczce zrobiło się słabo.Odwrócona plecami domężczyzn, cichutko wyszeptała:- Trucizna? Gyltha wzruszyła ramionami.- Gdzie jest Ulf?- Z Mansurem - odszeptała Gyltha.- Bezpieczny.Adelia odezwała się teraz głośniej,mówiła powoli.- Lekarz zabronił sir Rowley owi jedzenia słodyczy.- W takim razie rozdaj je naszym gościom - zawołał Rowley z łóżka.Nie zdołamy ukryć się przed Rakszasą, pomyślała.Jesteśmy jego celem, gdziekolwiek sięznajdziemy, jesteśmy wystawieni na strzał niczym słomiane figury.Skinęła głową ku drzwiom i odwróciła się do mężczyzn, a za jej plecami Gyltha wyszła zizby, unosząc ze sobą pudełko.Lekarstwa.Adelia pospiesznie je przejrzała.Wszystkie zatyczki były na swoich miejscach,pudełka leżały poukładane starannie, jak pozostawiły je ona i Gyltha.Popadasz w obłęd, pomyślała.Morderca jest gdzieś na zewnątrz, nie może majstrowaćprzy wszystkim.Ale ostatniej nocy czuła straszny lęk przed skrzydlatym Rakszasą iwiedziała, że musi wymienić każde zioło, każdy syrop na tym stole, zanim komukolwiek jepoda.Czy on jest na zewnątrz? Czy zjawił się tutaj? Czy jest tutaj teraz?Za jej plecami rozmowa zeszła na konie, jak to bywa między rycerzami.Była świadoma obecności Gerwazego, rozwalonego na krześle.W y -powiadał sięmrukliwie, z rzadka.Kiedy spojrzała na niego, w oczach mężczyzny pojawiło się zamierzoneszyderstwo.Zabójca czy nie, pomyślała, jesteś bydlakiem, a twoje istnienie to obelga.Pomaszerowałado drzwi, były otwarte.- Pacjent jest zmęczony, panowie.Sir Joscelin wstał.- Szkoda, że nie spotkaliśmy medyka Mansura, prawda, Gerwazy? Proszę przekazać munasze pozdrowienia.- Gdzie on jest? - dopytywał się sir Gerwazy.- Doskonali arabski rabina Gotsce - wyjaśnił Rowley.Gerwazy, mijając Adelię w drodzedo wyjścia, wymamrotał, tak jakby zwracał się do towarzysza:- Niezle.%7łyd i Saracen na królewskim zamku.Po jakie licho my w ogóle ruszaliśmy nakrucjatę?Adelia zatrzasnęła za nim drzwi.- Do licha, kobieto - odezwał się zirytowany Rowley.- Krążyłem w rozmowie wokółZiemi Zwiętej, żeby się dowiedzieć, który z nich gdzie i kiedy tam był.Jednemu mogło sięwymknąć coś na temat drugiego.- I co? Wymknęło się? - pytała.- Spłoszyłaś ich, do licha! - Lekarka rozpoznała zniecierpliwienie typowe dlapowracającego do sił chorego.- Ale dziwne, bo brat Gilbert przyznał się, że był na Cyprze,tak mniej więcej w interesującym nas czasie.- Brat Gilbert był tutaj? Podobnie jak przeor Gotfryd, szeryf Baldwin i aptekarz.Tenostatniprzyniósł miksturę, która, jak przysięgał, leczy każdą ranę w kilka chwil.I jeszcze rabinGotsce.- Jestem znanym człowiekiem.O co ci chodzi? Jednak Adelia uderzyła teraz pudełkiem zesproszkowanym łopianemtak mocno o stół, że odskoczyło wieczko, a z wewnątrz uniosła się chmura zielonego pyłu.- Wcale nie jesteś znany - powiedziała przez zaciśnięte zęby.- Jesteś trupem.Rakszasachce cię otruć.Zawróciła do drzwi, zawołała Gylthę, która akurat szła po schodach, wciąż trzymającplecione pudełko.Adelia wyrwała je, otworzyła i podsunęła Rowley owi pod nos.- A co to jest?- Jezu Chryste - powiedział.- Jujuba.- Rozpytywałam się - odezwała się Gyltha.- Jakaś mała dziewczynka dała to strażnikom,mówiąc, że to od jej pani dla biednego rycerza na wieży.Lady Baldwin zamierzała zanieść tona górę, ale sir Joscelin powiedział, że zaoszczędzi jej trudu.Zawsze był taki uprzejmy, nietak jak ten drugi.Gyltha nie znosiła sir Gerwazego.- A dziewczynka?- Strażnik to jeden z tych przysłanych z Londynu przez króla po to, żeby pomóc wpilnowaniu %7łydów.Wołają go Barney.Mówi, że jej nie zna.Zawołano Mansura i Ulfa, całą sprawę rozważono wspólnie.- To może być zwykła jujuba, na to wygląda - powiedział Rowley.- To se jedną zjedz - rzucił mu ostro Ulf
[ Pobierz całość w formacie PDF ]