[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ceremonia nabrała wówczas charakteru, który z pewnością nie spodobałby się świętemu Valbonowi, gdyby tenpoczciwy prowansalski święty, przyjaciel słońca i radości,nie był z natury pobłażliwy dla rozprzężenia, jakie zazwyczajprzynosi spotkanie kwiaciarek i wojskowych galantów.Czyżnie mówi się, że smutek jest grzechem? A gdy człowiek chcesię bawić, i to dobrze, wówczas najlepiej przebywać w ciepłejsali, przesiąkniętej zapachem win, sosów i kwiatów, przydzwiękach liry, zmuszającej do podrygiwania i śpiewania,przy popisach małpki, w towarzystwie wypoczętych, roześmianych i przyzwalających na pocałunki kobiet, wyrozumiałych, pękatych i rześkich kumoszek.Angelika odzyskała zmysły dopiero wtedy, gdy dzwonnica kościoła Zwiętej Oportuny biła na Anioł Pański.Z wypiekami na twarzy, ciężkimi powiekami i zmordowanymi rękami, które nosiły potrawy i dzbany, z piekącymi od kilku śmiałych pocałunków wargami, ożywiłasię, kiedy ujrzała karczmarza liczącego ze skupioną minązłote monety.Odezwała się do niego: Czy dobrze pracowaliśmy, gospodarzu Bourjus? Oczywiście, moja droga.Od dawna moja gospodanie widziała takiego święta! A ci panowie nie okazali siętakimi złymi płatnikami, jak można było sądzić po ichstrusich piórach i rapierach. Czy nie sądzi pan, że przyprowadzą tu swoich przyjaciół?211 Możliwe. Coś panu zaproponuję oświadczyła Angelika. Nadal będę panu pomagać ze wszystkimi moimi dziećmi:Rozyną, Linotem, Filipoteni i małpką, a pan będzie mioddawał jedną czwartą zysku!Karczmarz zmarszczył brwi.Taki sposób prowadzeniainteresu wydawał mu się nadzwyczajny.Obawiał się jednakkłopotów z korporacją czy z burmistrzem.Ale ostatnieudane libacje przyćmiły mu umysł, tak że był bezbronnywobec żądań Angeliki. Spiszemy kontrakt u notariusza ciągnęła. Alepozostanie on sekretny.Nie musi pan opowiadać o swoichsprawach sąsiadowi.Powie pan, że jestem pańską młodąkrewną, którą pan przygarnął, i że będziemy pracowaćrodzinnie.Zobaczy pan, gospodarzu Bourjus, mam przeczucie, że zrobimy wspaniałe interesy.Wszyscy w dzielnicybędą chwalić pańskie zdolności do prowadzenia interesui będą panu zazdrościć.Zresztą już matka Majerankowamówiła mi o uczcie bractwa hodowców pomarańczy z Pont-Neuf, która wypada na Saint-Ficre.Niech mi pan wierzy,będzie pan miał z nas duży pożytek, jeśli pozwoli namzostać.Proszę, tym razem jest mi pan winien tyle.Policzyła szybko należną jej część i odeszła, zostawiającniezdecydowanego karczmarza, święcie już przekonanego,że jest dzielnym handlowcem." Angelika wyszła na dwór, by zaczerpnąć rześkiego, rannego powietrza.Mocno ściskała w dłoni złote monety i przyciskała do piersi.Te pieniądze były kluczem do wolności.Przytym karczmarz Bourjus nie został okradziony.Ale Angelikapoliczyła, że jej mała trupa, żywiąc się resztkami z biesiadyi zarabiając tak jak do tej pory, uskłada niezły majątek.Wtedy można by spróbować innej rzeczy.Na przykładwykorzystać patent Dawida Chaillou na produkcję egzotycznego napoju: czekolady.Bez wątpienia lud nie doceni tegonapoju, ale elegantki" i wykwintnisie", spragnieni nowości i dziwactw, być może zapoczątkują modę.Angelika wyobraziła już sobie, jak karety szlachetnychdam i wystrojonych panów zatrzymują się na ulicy DolinyNędzy.212Potrząsnęła głową, by rozwiać te marzenia.Nie należałopatrzeć zbyt daleko i zbyt wysoko.Jej życie było jeszczeniepewne i niestabilne.Teraz trzeba gromadzić, gromadzićjak mrówka.Bogactwo to klucz do wolności, prawo do nie-umierania, do nieskazywania na śmierć swych dzieci, prawodo cieszenia się ich uśmiechem. Gdyby moje dobra niebyły opieczętowane myślała mogłabym, oczywiście,ocalić Joffreya!" Ponownie potrząsnęła głową.Nie powinnajuż o tym myśleć.Ponieważ za każdym razem, kiedy o tymmyślała, budziła się w niej chęć, by umrzeć.Nie, nigdy tego nie będzie wspominać.Ma teraz co innego do roboty.Musi ratować Florimonda i Cantora.Będzie gromadzić, gromadzić.! Złoto zamknie w drewnianymkuferku, drogocennej relikwii ponurych czasów, w którejschowała sztylet Rodogona-Cygana.Teraz obok broni jużniepotrzebnej położy inną, potężną broń: złoto.Na ulicy słychać było wołanie handlarza wódką.Jakiśżebrak u wejścia na podwórze wyśpiewywał swoje żale.Przyjrzawszy mu się, rozpoznała go.Był to Czarny Chleb,w łachmanach, pokryty ranami, z muszelkami wiecznegopielgrzyma.Ogarnięta strachem, pobiegła po bochen chleba i miskęrosołu.Gdy mu ją podawała, żebrak spojrzał na nią dzikospod swych siwych i gęstych brwi.ROZDZIAA i nKilka dni jeszcze Angelika dzieliła swe talenty międzygarnkami gospodarza Bourjusa i kwiatami matki Majerankowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]