[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No, no, konszachty z Watykanem!. Tak.Perspektywa wydała się Alfredowi ekscytująca. Czy będę mógł obejrzeć kamień niebawem? Mógłbym pojechać do Rzymuwprost z Antwerpii. Nie, nie! To sprawa niezmiernie delikatna.Rozumie pan.żydowska firma iKościół katolicki.Kościół nie wie, co to pośpiech, toteż ja nie wiem, kiedy przekażenam klejnot.Alfred wzruszył ramionami. Proszę się ze mną skontaktować, kiedy to uczyni.Luzatti skinął głową, a potem gestem polecił kelnerowi przynieść dwie następnekawy. Niech pan powie, Hauptmann, czy jest pan zadowolony z życia w Berlinie? zapytał. To najbardziej fascynujące miasto świata odrzekł Alfred.W Berlinie przyszedł na świat i spędził dzieciństwo w kanciastym szpetnym do-mu z szarego kamienia stojącym przy Kurfurstendamm.Opuścił go, zdruzgotany iprzerażony, kiedy miał czternaście lat, trzy dni po śmierci rodziców, którzy w czasiepodróży w interesach zginęli w pożarze wiedeńskiego hotelu.Wykonawcą ich testa-mentu i kuratorem majątku został stryj Alfreda, Martin Voticky, postać w oczachmłodego chłopaka odpychająca i obca.Jego nazwisko, przyjęte po wyjezdzie doPragi, było czeską wersją niemieckiego Haupt- manna. Jeśli chcesz, możesz zamieszkać z nami oświadczył Voticky albo pod-jąć naukę w szkole z internatem.Alfred dokonał niewłaściwego wyboru.Stryj, mając nieprzyjemne wspomnienia z niemieckich gimnazjów, zapisał go dodrogiej szkoły w Genewie, lecz tam również postawa uczniów odzwierciedlała uprze-dzenia rodziców.Alfred słyszał swe nazwisko tylko wtedy, kiedy wywoływano go doodpowiedzi, albo też gdy wieczorem zasiadał do szachów z innym pariasem, Chiń-czykiem Pinem Ngau.Pin zresztą w rozmowach z innymi zawsze mówił o Alfredzie Juif', %7łyd.Po trzech latach nieznośnej samotności ukończył szkołę z płynną znajomościąfrancuskiego i niechęcią, by jeszcze raz przechodzić przez to wszystko na uniwersy-tecie, kiedy więc stryj zasugerował, by wraz ze swoim kuzynem wyruszył do Amster-damu uczyć się szlifowania diamentów, ochoczo wyraził zgodę.Następne lata były najszczęśliwsze w jego życiu.Ludvik szybko zmienił się wLaibela i zastępczego brata Alfreda.Dzielili pokoik na poddaszu, skąd mansardoweokienka dawały widok na Prinsengracht Canal i odległy zaledwie o trzy domy wia-trak, którego poskrzypujące śmigi przez pierwszych kilka nocy nie pozwalały im za-snąć, pózniej jednak już zawsze wyśpiewywały niekończącą się kołysankę.Błyska-wicznie obaj rozmiłowali się w sznapsie, kobietach i wędzonych śledziach zwanychtu bokking, chociaż rzadko mieli pieniądze na coś więcej prócz śledzia.Każdego dniaz wyjątkiem niedziel uczęszczali na zajęcia z matematyki i optyki w technikum, wy-branym przez Martina z racji rygoru i wysokiego poziomu nauczania, i każdego dniaspędzali długie godziny w jednej z najstarszych pracowni jubilerskich miasta, obra-biając metale szlachetne i najrozmaitsze kamienie.%7ładen z nich nie miał szans stać się słynnym szlifierzem, po czterech latach jed-nak opuszczali Amsterdam z wiedzą techniczną nieocenioną wręcz dla handlarza dro-gich kamieni.Laibel wrócił do Pragi, aby podjąć pracę w firmie ojca, Martin Voticky zaś po-godził się z myślą, że będzie musiał zatrudnić również bratanka, Alfred wszakże zu-pełnie go zaskoczył, gdy okazało się, że ma własne marzenia i plany.Poprosił o pracęw Syndykacie Diamentowym i już kilka tygodni pózniej, czując się jak kosmopoli-tyczny poszukiwacz przygód, wylądował w Kimberley w Afryce Południowej.Miasto wyrosło na płaskiej afrykańskiej sawannie wokół tego, co pozostało jesz-cze z kopalni Kimberley.W czasach prehistorycznych roztopiona lawa wypłynęła tuna powierzchnię ziemi, a potem na powrót ściekła w dół i ostygła.Górnicy przekonalisię już dawno, że największe diamenty znajduje się w niebieskiej glince takiego ko-mina, toteż kopalnia, kiedy po raz pierwszy zobaczył ją Alfred, była całkowicie wy-eksploatowana.W latach 1871 1914 wydobyto z niej trzy tony diamentów 14504 567 karatów pozostawiając Wielką Dziurę, ziejący krater o średnicy jednejtrzeciej mili i głębokości trzech tysięcy sześciuset stóp, z jeziorem głębokości sied-miuset stóp na dnie.Całość otaczała siatka.Alfred unikał tego miejsca jak zarazy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]