[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wezmę tylko dwa szlafroki i kij baseballowy.Kilka minutpózniej szli korytarzem na bosaka, starając się nie robić hałasu.- Uważasz, że jestem śmieszna? - wyszeptała.- Wcale nie.- Lejdi wyje czasami.- Przecież to pies.- Ciebie to nie denerwuje? - zapytała.U szczytu schodów Conar przystanął i odwrócił się do Jennifer.- Lejdi wyła, to prawda, ale nie słyszałem szczekania Zbója.Zeszli na dół.Na parterze Conar sprawdził drzwi frontowe - były zamknięte, alarmwłączony Wrócili przez hol i weszli cicho do pokoju Abby.Na widok pogrążonej w głębokim śnie matki Jennifer pomyślała zesmutkiem, że wygląda na znacznie spokojniejszą i szczęśliwszą niżwtedy, kiedy z nimi była ostatnio.Poczuła lekkie szarpnięcie.To Conarpociągnął ją za rękaw.- Zadowolona? - zapytał, kiedy wyszli z pokoju.- Tak.Dzięki.Lejdi znów głośno zawyła.- Jest jeszcze Edgar - powiedziała Jennifer.- Nie uważasz, że powinniśmydo niego zajrzeć?- Jasne, czemu nie? Powiemy mu, że sprawdzamy, czy dorosłymężczyzna w zamkniętym domu z alarmem jest bezpieczny, bo jesteśmyparą tchórzliwych nerwusów.Nie ma sprawy.Zignorowała jego sarkazm.- Dzięki.Poprowadziła go schodami na pierwsze piętro, a stamtąd na poddaszeprzerobione na mieszkanie dla Edgara.Ledwie Jennifer zdążyła zapukać,gdy na dworze znów rozległo się wycie Lejdi, któremu tym razemwtórowało głośne, chrapliwe ujadanie.Drzwi otworzyły się tak szybko,że niewiele brakowało, a byłyby ją uderzyły.Edgar pojawił się w progu, mając na sobie bonżurkę i spodnie od piżamy- Słyszał pan to? - zwrócił się do Conara.- Coś niedobrego dzieje się nadole.- To jasne jak słońce - odparł Conar.Zawrócił i zaczął schodzić na dół, za nim Jennifer, a na końcu Edgar.Napierwszym piętrze skręcili w korytarz prowadzący do głównychschodów.Byli na półpiętrze, kiedy usłyszeli łomotanie do drzwifrontowych.- Halo, halo? Jest tam kto? - Męski, zziajany głos wydał im się znajomyLejdi wciąż wyła za domem, a Zbój szczekał jak oszalały- Błagam, jest tam ktoś?- O Boże, przecież to.- zaczęła Jennifer.Conar wysunął się do przodu iotworzył.- Pan Andy Larkin! - powiedział Edgar, zaszokowany.Rzeczywiście tobył Andy, ale w jakim stanie! Nie tylko słaniał sięna nogach, ale ubranie miał brudne, podarte i poplamione krwią.13- Andy! - wykrzyknęła Jennifer z przerażeniem.- Jak ty wyglądasz, namiłość boską?! Co ci się stało? Edgarze, dzwoń zaraz na dziewięćsetjedenaście!- Nie! - zaprotestował Andy, podnosząc ręce.- Proszę, nie.- Przecież widzę, że jesteś ranny - upierała się.- Co to było, do cholery? - zapytał Conar.- Przyniosę panu szklaneczkę szkockiej, panie Larkin - powiedział Edgar.- Niech cię Bóg błogosławi, dobry człowieku!- Dowiem się wreszcie, co się stało? - nalegał Conar, zastawiając mudrogę.- Proszę.mogę wejść do środka?Conar spojrzał na Jennifer, a potem machnął ręką.- Jasne, jesteś naszym producentem, więc to normalne, że cały za-krwawiony wdzierasz się tu w środku nocy.Kręcąc głową, Andy ruszył do gabinetu, gdzie Edgar czekał na niego zeszkocką whisky Wziął od niego szklaneczkę i momentalnie wychylił jądo dna.- Naleję panu jeszcze jedną - zaproponował Edgar.- Daj mi lepiej od razu całą butelkę, dobrze? - Andy sięgnął po flaszkę.- Andy - odezwała się cicho Jennifer, zaskoczona jego dziwnymzachowaniem.- Powiedz, co się dzieje? Jest bardzo pózno.Andy pokiwał głową, pociągnął długi łyk i opadł na sofę.- Miałem wypadek.- Jak to? - rzucił ostro Conar.- Kilkaset metrów stąd.Jechałem samochodem.Byłem potworniezdenerwowany i przygnębiony.W wiadomościach podali, że ją znalez-liście.Tę kobietę.- Czemu cię to aż tak zaniepokoiło? - spytała podejrzliwie Jennifer, czujączimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa.Andy, tak zazwyczaj nienagannieschludny i wymuskany, wyglądał teraz jak strzęp człowieka.- Przecież narazie nie wiadomo nawet, kim była ta kobieta.- Ona nie żyje, prawda? - zapytał.- Oczywiście, ale.- Czym się zdenerwowałeś? Przecież nie ty ją znalazłeś, nie zabiłeś jej inie podrzuciłeś na działkę, prawda? - wypalił bez ogródek Conar.- Pewnie, że nie ja! - oburzył się Andy-- I nie wiesz, kto to zrobił? - dociekał Conar, nie spuszczając z niegowzroku.Andy spojrzał na Jennifer i Edgara.- Oczywiście, że nie - powiedział bez przekonania.- Andy.- Byłem kompletnie roztrzęsiony, nie rozumiecie tego, do cholery?Dopiero co Brenda została zamordowana, a teraz to kolejne zabójstwo.Chyba mam prawo być przygnębiony, kiedy tuż obok nas dzieją się takierzeczy?- Jasne,- Panie Larkin, co się panu przytrafiło? - Edgar wziął go w obroty- Jechałem zamyślony, bo to wszystko było takie straszne i nagle oślepiłymnie reflektory wozu jadącego z przeciwka, wprost na mnie, moimpasem ruchu! Próbowałem zjechać na bok, żeby uniknąć czołowegozderzenia i ocknąłem się w rowie.- Przecież widać, że jesteś ranny Trzeba wezwać karetkę - zdecydowałaJennifer.- Nie! - zaprotestował Andy.- Nie! Nie chcę pogotowia ani jechać naostry dyżur i nie chcę dziennikarzy.To nie są poważne obrażenia.- Jeżeli uderzyłeś się w głowę, mogłeś doznać wstrząsu mózgu.- Nie uderzyłem się w głowę.- Masz krew na policzku - poinformowała go Jennifer
[ Pobierz całość w formacie PDF ]