[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chcemy, żeby dom wyglądał dobrze tylko z wierzchu.A tonie powinno być takie trudne.- Nie, Alison.Wolałbym nie.- Ale to będzie świetna reklama twojej firmy.Możesz rozdawać swoje wizytówki.Im bardziej zintegrujesz się z lokalnymi mieszkańcami, tym lepiej dla interesów.Gdyby tylko Alison wiedziała, że na dłuższą metę to byłaostatnia rzecz, jakiej chciał.- Nie mam jeszcze wizytówek.- Będzie cię to kosztować.hm.Powiedzmy: paczkę czekoladek Godiva.- Wciąż nie rozumiem.- Uwierz mi, nie chcesz zrozumieć.- Szczerze mówiąc, mam wystarczająco dużo klientów.- A to dzięki komu.? Czy przypadkiem nie chodzi o Alison Carter?- Oddałem ci twoje pieniądze, więc jesteśmy kwita.- Wciąż jesteś mi coś winien.- Tak? W jaki sposób?- Umówiłeś mnie z przestępcą, pamiętasz?Przewrócił oczami.- Myślałem, że mamy to już za sobą.- Ucierpiałam psychicznie.- Och, nieprawda.- Tak.Prawda.Po prostu zareagowałam z opóznieniem.Pewnego dnia stanę w warzywniaku czy gdzieś i nagle zacznępłakać bez powodu, i ty będziesz temu winien.- Jesteś beznadziejna.- Och, a wspominałam już, że to wszystko dla szczytnegocelu? Ligi Ochrony Wschodniego Piano.Robimy całe mnóstwodobrych rzeczy dla wschodniego Piano.164- Jakich na przykład?- Pokażę ci, jak wygląda nasza misja.Wszystko jest tam napisane.Zaufaj mi, jest nadzwyczajna.Brandon potrząsnął głową.- Naprawdę nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.- Ale.- Nie.Z twarzy Alison zniknął uśmiech.Westchnęła z rozczarowaniem.- Ach.Okej.Rozumiem.Spuściła wzrok i patrzyła przez moment na czubki butów.Chwilę pózniej znowu spojrzała na Brandona jak bezdomny kotek marznący na deszczu.W jej wielkich brązowych oczach byłocoś, co sprawiało, że wypadał z rytmu.Po chwili zaczął się zastanawiać, jak taka słodka, niewinna kobieta mogłaby wyglądać zaplątana w pościel w porannym świetle padającym na łóżko.I wtedy do niego dotarło.Nie była wcale tak niewinna, jak mogło wynikać z tego spojrzenia.Tak naprawdę była wyrachowana.Halo, głuptasie.Obudz się.Ona się tobą bawi.- Przestaniesz? - powiedział Brandon.- Ale co?- Błagać.- Nic nie powiedziałam.- Nie musiałaś.Oczy mówią za ciebie.Przechyliła głowę i dorzuciła jeszcze nutkę zagubionej dziewczynki do wcześniejszego wyglądu bezdomnego kotka.- Mogłabyś przestać? Nie ustąpisz?Alison wlepiła w niego wzrok.Brandon zamknął oczy i westchnął ciężko.- Nie podarujesz sobie, prawda?- Nie.- I sprawisz, że poczuję się jak gówno, jeżeli się nie zgodzę,prawda?- Na pewno.Nie gódz się, nie gódz się, nie gódz się.165Alison wciąż na niego patrzyła.Będzie tego żałował.Wiedział o tym.- W porządku - powiedział ponuro.- Możecie wykorzystać mój dom.- Tak! - krzyknęła Alison, klaskając w dłonie.- Jesteś najlepszy! Dziękuję!Brandon nie potrafił uwierzyć, że tak małe rzeczy są w stanieucieszyć Alison.No tak, niekoniecznie podobał mu się pomysłotwarcia swojego domu dla nieznajomych, ale widok szczęśliwej Alison wcale nie sprawiał mu przykrości.- Zaraz, poczekaj.Kiedy to będzie?- Drugi tydzień pazdziernika, ale to wcale nie tak dużo czasu.Chciałabym przygotować dom w ciągu kilku kolejnych tygodni.Pózniej możemy zajrzeć dzień lub dwa dni przed, żebyzapiąć wszystko na ostatni guzik.W porządku?Brandon przeszukiwał w myślach swój kalendarz, zastanawiając się, czy wtedy wciąż tu będzie.Zdał sobie sprawę, że pewnie tak.Mieli czas do grudnia, żeby zacząć interes w Houston.Tutaj dopiero się rozkręcał i potrzebował tego czasu, żeby zebraćwszystkie pieniądze.- Okej - powiedziała.- Mogę rozejrzeć się, żeby zobaczyć,co trzeba zrobić? Muszę zdać sprawozdanie zarządowi.- Tak, pewnie.Już i tak skazałem się na twoją łaskę.Teraznic nie mogę zrobić.Rozejrzała się po pokoju dziennym.- Przydałby mu się generalny remont.- Ile trzeba zrobić, żeby nadawał się do zwiedzania?- Myślałam tylko nad małymi zmianami.Nic poza tym.-Przeszli szybko przez hol do pokoju dziennego.- Trochę sprzątania i przemeblowywania wystarczy.Weszli do jadalni.To samo.Alison cały czas powtarzała, żedrewno w domu jest piękne, że podobają jej się sztukaterie i to,jak światło padało do środka.Brandon zawsze miał smykałkę do odnawiania zniszczonych domów i potrafił znalezć sposób, żeby zarobić nawet na166tych najbardziej zrujnowanych.Nie potrafił jednak wyobrazić sobie życia w takim domu, gdyby miał wybór.Z kolei Alison mówiła o nim, jakby zwiedzała pałac Buckingham.Weszli do kuchni.- Tutaj trzeba będzie pomalować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]