[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciekawe, cozrobi z prezerwatywą?- Odejdz - jęknął Adam.Siewca wątpliwości zarechotał, a Adamowe myśli pognały dalej, brudnymi koleinamiwytyczonymi przez złowrogą plamę, którą mógł dostrzec tylko widzeniem obwodowym.- To niesprawiedliwe - szepnął w stronę cienia.- Jesteś cholernym, niesprawiedliwymgłupcem.Długą część nocy spędził pod drzwiami sypialni Renaty.Co jakiś czas słyszałdobiegający stamtąd szloch.Wreszcie, gdy było już dobrze po północy, zasiadł w fotelu.Nalałpół szklanki whisky, włączył energooszczędną żarówkę i sięgnął z półki po Alicję w KrainieCzarów.Zanurzył się w spokojny dziecięcy świat, świat dziwów, pięknych, staroświeckichilustracji i niesamowitych krajobrazów, jakie rysowała jego imaginacja.Gdyby tak można było uciec.Tak jak ona.Zasnął, gdy Alicja zbliżała się do domostwa Marcowego Zająca.4Rankiem, mówi się, umysł bywa jaśniejszy, lepiej funkcjonuje.Rankiem ostrośćwidzenia jest lepsza.Tak dobra, że można dostrzec prawdę.Te oklepane stwierdzenia miały,jak pojął Adam, swoje uzasadnienie.Ledwie wszedł do biura, a - rozejrzawszy się po tychnielicznych, którzy pojawili się przed nim - dostrzegł prawdę.Ta zaś - jak zwykle - była niewesoła.Sukces - to inny z komunałów - ma wielu ojców.W wypadku transakcji pomiędzyMarche a BGM Group reguła ta bynajmniej się nie sprawdzała.Adam szybko i doszedł downiosku, że jego sukces był sierotą.Miał za to wielu ginekologów.Każdy z nich chciałdokonać aborcji.Kiedy po wstukaniu kodu Niezgoda pchnął szklane drzwi, wydało mu się, że sekretarkapatrzy na niego jakoś dziwnie.To jednak nie był jeszcze powód do wielkich zmartwień.Adam, wypoczęty po nocy, podczas której, co zaskakujące, nie męczyły go koszmary,maszerował korytarzem.Raz dwa, raz dwa, oto krok dobrego żołnierza kapitalizmu.Nierozumiał fenomenu, który pozwolił mu odnieść sukces, nie przeszkadzało mu to jednak czućrozpierającej go dumy.Czuł się diablo dumny.Miał do tego prawo!Szedł więc przez biuro, a dookoła niego rozlegały się szmery.Widział, jak Kasia zksięgowości na jego widok przystaje, robi krok do tyłu, nachyla się do koleżanki, jak unoszągłowy, jak zwężają im się oczy.Kątem oka dostrzegał złe spojrzenie podarowane mu przezMarcina z kontrolingu, który tylko z powierzchowności nie przypominał bazyliszka.Mateusz,stojąc przy kserze, demonstracyjnie pokazał Niezgodzie plecy i nową koszulę od Pierre aCardina, ale Adam tylko się uśmiechnął.Zazdroszczą, pomyślał.Spojrzenie Zbyszka.Spojrzenie Zbyszka było tak sympatyczne, że musiało być fałszywe.Zbyszek był biurową inkarnacją Mrożkowskiego Edka.O ile każdy inny, nawetnajbardziej zanurzony w korporacyjnej rzeczywistości pracownik, brał swoje funkcjonowaniew firmie w nawias, patrzył na swą pracę poprzez pryzmat tego, kim był w życiu prywatnym,to Zbyszek wczuwał się w rolę do imentu.Zresztą nie, on nie wczuwał się w rolę, on z owąrolą społeczną zespalał się i zrastał tak, że zza pozy samego Zbyszka nie było widać.Nieodstawał na milimetr.Idealny pracownik biurowy.Horror.Najłatwiej opisać go jako człowieka bez wątpliwości.W dawnych czasach ktoś taki jakon śniłby o tronie królewskim lub przynajmniej o własnym księstwie i knuł intrygi dworskie.Znacznie pózniej, w czasach znacznie bardziej mrocznych niż mroki średniowiecza, ludzie wtypie Zbyszka dochodzili do stanowisk pierwszych sekretarzy PZPR.Zwiat jednak poszedłnaprzód, po raz kolejny wywracając hierarchie społeczne do góry nogami, i Zbyszek miałinny cel niż jego mentalni antenaci.Dążył mianowicie do posady prezesa firmy.A ponieważogień i miecz, podobnie jak tron, wyszły z mody, stosował inne sposoby - mniej krwawe,choć równie niszczycielskie.Wojował plotką wbijaną prosto w plecy i pochlebstwem, którego używał miast tarczy.Najgorsze zaś było to, że mimo wszystko ludzie go lubili.Może dlatego, że -paradoksalnie - nie znalazłbyś w nim sztuczności.Choć korpulentny, co nie odpowiadałokanonom męskiej urody, nie starał się na siłę upodabniać do metroseksualnych bożkówstraszących z lakierowanych kart kolorowych magazynów.Kiedy jadł, nie sposób było niezauważyć, że mu smakuje.Gdy się bawił - cały parkiet należał do niego podobnie sądził okoleżankach, które istotnie miały niejaką słabość do tego pewnego siebie aroganta.Kiedy sięuśmiechał, uśmiechał się całym sobą.Kiedy obmawiał - obmawiał przekonująco.Niezgoda należał do nielicznych, którzy nie dawali nabrać się na jego szeroki uśmiech.- Gratulacje, stary.- Zbyszek potrząsnął dłonią Adama z siłą wodospadu.- To awans jużpewny?Pewny, pewny - Adam zamienił się w rottweilera, warknął na kolegę i skoczył mu dogardła.Stał się wściekłą kulą mięśni i futra, która zębami rozszarpuje Zbyszkowi tchawicę,podczas gdy krew zalewa białe ściany biura.Wciąż miał w pamięci kłopoty, jakie sprawiłymu Zbyszkowe donosy.Okazały się wyssane z palca, ale przełożony Adama w pierwszejchwili w nie uwierzył.Przez dwa miesiące śledził każdy krok Niezgody.Zatrudniono nawetfirmę detektywistyczną.Wreszcie przekonano się, że w oskarżeniu o szpiegostwo na rzeczkonkurencji nie było ziarna prawdy.O miesiąc zbyt pózno.Awansowano Zbyszka.DlategoAdam nie miał skrupułów i metodycznie rozrywał wciąż radosnemu Zbyszkowi tchawicę.W myślach.W rzeczywistości Niezgoda uśmiechnął się, nieco sztucznie, to prawda, i rzuciłzdawkowe się zobaczy".Długie lata pracy w biurze nauczyły Adama obłudy.Czy możeraczej pozwoliły wykształcić doskonałe umiejętności interpersonalne".Szedł dalej, mijając kolejne osoby, i patrzył mimochodem na ich ubrania.Wszyscyjednakowi, po prostu szablon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]