[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brama była zamknięta.śeby ją otworzyć, trzebaznać sześciocyfrowy kod.Furgonetka nale\ała do Craddocka - pojął to w chwili, gdy jąujrzał, z absolutną, spokojną pewnością.Następnie pomyślał:Dokąd to jedziemy, staruszku?.Telefon przy łó\ku zaświergotał i Jude niemal podskoczył.Ze-garek obok telefonu wskazywał 3.12.Telefon znów zadzwonił.Jude podszedł do niego szybko na palcach po zimnej drewnia-nej podłodze.Wbił wzrok w telefon, który zadzwonił po raz trze-ci.Nie chciał odbierać, podejrzewał, \e to nieboszczyk, a nie miałochoty z nim rozmawiać.Nie chciał słyszeć głosu Craddocka.- Pierdolę to - mruknął i podniósł słuchawkę.- Kto mówi?- Hej, szefie, tu Dan.- Danny? Jest trzecia rano.- Och, nie wiedziałem, \e tak pózno.Spałeś?- Nie.- Jude umilkł.Czekał.- Przepraszam, \e tak odszedłem.- Jesteś pijany? - spytał Jude.Ponownie spojrzał w stronęokna.Błękitnawy blask reflektorów przesączał się wokół krawę-dzi zasłony.- Dzwonisz po pijanemu i chcesz wrócić do pracy?Bo jeśli tak, kurwa, wybrałeś sobie nie najlepszą porę.97- Nie, ja nie mogę.nie mogę wrócić, Jude.Dzwonię tylko, bypowiedzieć, \e mi przykro z powodu tego wszystkiego.Przepra-szam, \e wspomniałem ci o duchu na sprzeda\.Powinienem byłsiedzieć cicho.- Idz do łó\ka.- Nie mogę.- Co się z tobą, kurwa, dzieje?- Idę gdzieś w ciemności.Nie wiem nawet, gdzie jestem.Jude poczuł, jak na ramionach występuje mu gęsia skórka.Myśl o Dannym, samotnym na ulicach, wędrującym w mroku,bardzo go poruszyła.- Skąd się tam wziąłeś?- Po prostu przyszedłem, nie wiem nawet dlaczego.- Jezu, ile wypiłeś? Rozejrzyj się i poszukaj tablicy z nazwąulicy, a potem wezwij pieprzoną taksówkę.- Jude odwiesił słu-chawkę.Nie podobał mu się ton głosu Danny'ego, dzwięczącew nim nieszczęśliwe, nieprzytomne zagubienie.Nie oznaczało to, \e Danny powiedział coś niesamowitegoczy nieprawdopodobnego.Po prostu nigdy wcześniej nie toczylipodobnej rozmowy.Danny nigdy nie dzwonił w nocy ani po pija-ku.Trudno go było sobie wyobrazić wyruszającego na spacero trzeciej rano czy oddalającego się od domu tak bardzo, by sięzgubić.Niezale\nie od swych wad Danny zawsze umiał rozwią-zywać problemy.Dlatego Jude zatrudniał go od ośmiu lat.Nawetnarąbany, Danny nie zadzwoniłby najpierw do niego, gdyby na-prawdę nie wiedział, gdzie jest.Wszedłby do sklepu i spytało drogę.Zatrzymałby przeje\d\ający radiowóz.Nie, wszystko było nie tak.Telefon i furgonetka nieboszczykana podjezdzie stanowiły dwa elementy tej samej układanki.Judeto wiedział, mówiły mu o tym nerwy, mówiło puste łó\ko.Ponownie zerknął na podświetloną od tyłu zasłonę.Psy uja-dały jak oszalałe.Georgia.W tej chwili liczyło się tylko znalezienie Georgii.Po-tem będą mogli usiąść i zastanowić się, co zrobić z furgonetką.Razem zdołają coś wymyślić.Spojrzał na drzwi prowadzące nakorytarz, rozprostował palce - dłonie zdrętwiały mu z zimna.Nie98chciał tam wychodzić, nie chciał otworzyć drzwi i ujrzećCraddocka siedzącego na krześle, z kapeluszem na kolanachi brzytwą dyndającą na łańcuszku.Lecz myśl o ponownym spotkaniu z nieboszczykiem - o zmie-rzeniu się z tym, co go czeka - powstrzymała go tylko przezmoment.Potem ruszył się, podszedł do drzwi i je otworzył.- Zróbmy to - rzekł, nim jeszcze sprawdził, czy ktokolwiekjest w korytarzu.Nikogo nie było.Stał, nasłuchując.Z początku słyszał tylko zalegającą w domuciszę i własny, lekko ochrypły oddech.Długi korytarz spowijałycienie, stare krzesło pod ścianą było puste.Nie.Nie puste.Na sie-dzeniu le\ała czarna fedora.Jego uwagę zwróciły dzwięki, stłumione i odległe: pomrukgłosów w telewizorze, daleki szum fal.Oderwał wzrok od kapelu-sza i spojrzał na koniec korytarza.W szparze pod drzwiami stu-dia migotało błękitne światło.A zatem Georgia jednak tam byłai oglądała telewizję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]