[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Simone rusza w dół schodów.Metalowa konstrukcja głucho dudni pod jej krokami.- Nikogo tu nie ma - stwierdza Kennet.- Co to w takim razie było? Bo coś słyszeliśmy - upiera się Simone.Przez brudne, piwniczne okienko, tuż pod sufitem, sączy się światło dnia.Oczyprzyzwyczajają się do ciemności.Piwnica pełna jest rowerów różnej wielkości, stoją tam sanki, wózek, narty, maszynado pieczenia chleba, ozdoby choinkowe, rolki tapet i drabina poplamiona białą farbą.Na jednym z pudeł ktoś napisał grubym flamastrem: komiksy Josefa.Nad ich głowami słychać jakieś trzaski, Simone zerka na schody, a potem na ojca.Tenzdaje się nie słyszeć dzwięków.Powoli podchodzi do drzwi po drugiej stronie pomieszczenia.Simone trąca konika na biegunach.Kennet otwiera drzwi i zagląda do pralni, w którejdostrzega zniszczoną pralkę, suszarkę bębnową i stary magiel.Na szafie stojącej obok pompygeotermicznej wisi brudna zasłona.- Tu nikogo nie ma - stwierdza Kennet, odwracając się do Simone.Córka patrzy na niego, jednocześnie widząc obskurną draperię za jego plecami.Zasłona jest nieruchoma, ale w jakiś sposób przyciąga uwagę.- Simon e?Na materiale widać plamkę wilgoci, niewielki owal, jak usta.- Rozłóż plany budynku - prosi Kennet.Simone ma wrażenie, jakby owal nagle się zagłębił.- Tato - mówi szeptem.246- Tak? - ojciec opiera się o framugę, chowa pistolet do kabury i drapie się po głowie.Coś skrzypi, Simone odwraca się i widzi, że konik na biegunach wciąż się buja.- Co jest, Sixan?Kennet podchodzi do niej, wyjmuje jej z rąk plany budynku, rozkłada na zwiniętymmateracu, oświetla je latarką i obraca dookoła.Patrzy w górę, potem znów na rysunek, podchodzi do ceglanej ściany, pod którą, obokgarderoby z pomarańczowymi kamizelkami ratunkowymi, leży rozmontowane łóżkopiętrowe.Na haczykach na ścianie wiszą dłuta, piły i imadła.Miejsce obok młotka jest puste,brakuje dużej siekiery.Kennet mierzy wzrokiem ścianę i sufit, schyla się i opukuje ścianę za łóżkiem.- Co to? - pyta Simone.- Ta ściana musi mieć co najmniej dziesięć lat.- Jest coś za nią?- Tak, całkiem spore pomieszczenie.- Którędy się wchodzi?Kennet oświetla latarką ścianę, potem podłogę przy rozebranym łóżku.Po piwnicyporuszają się cienie.- Poświeć tam jeszcze raz - prosi Simone.Wskazuje na podłogę przy garderobie.Coś wydrapało w betonie rysy w kształciełuku.- Za szafą - mówi.- Trzymaj latarkę - poleca jej ojciec, a sam wyciąga broń.Nagle zza garderoby słychać jakiś szelest, jakby ktoś ostrożnie się przesuwał.Wyrazne, bardzo powolne ruchy.Simone czuje gwałtownie przyśpieszający puls. Ktoś tam jest , myśli.Dobry Boże.Chciałaby zawołać Benjamina, ale nie ma odwagi.Kennet powstrzymuje ją gestem i na migidaje znać, żeby się cofnęła, Simone chce coś powiedzieć, gdy nagle pełna napięcia ciszazostaje gwałtownie przerwana.Z góry słychać huk, trzask łamanego drewna.Simone upuszcza latarkę, zapada ciemność.Dudnią szybkie kroki, sufit trzeszczy,oślepiające snopy światła omiatają żelazne schodki i piwnicę.- Na ziemię! - krzyczy z histerią w głosie jakiś mężczyzna.- Na ziemię!Simone stoi jak skamieniała, oślepiona niczym nocne zwierzę w światłach reflektorówpędzącego autostradą samochodu.- Połóż się! - woła Kennet.- Stul pysk! - wrzeszczy ktoś.- Na ziemię! Na ziemię!Do Simone nie dociera, że mężczyzna zwraca się do niej.Nagle czuje silny cios wbrzuch i zostaje przyciśnięta do podłogi.- Na ziemię, powiedziałem!Simone brakuje powietrza, kaszle i próbuje złapać oddech.Piwnicę zalewa ostreświatło.Jakieś ciemne postacie szarpią ich, wloką w górę wąskich schodów.Ręce ma skute zaplecami.Porusza się z trudem, potyka i uderza policzkiem o ostry kant metalowej poręczy.Próbuje odwrócić głowę, ale ktoś ją trzyma, dysząc z nerwów i podniecenia, ibrutalnie spycha na podłogę przy wejściu do piwnicy.Kilka postaci zdaje się przewiercać ją wzrokiem.Simone mruga w dziennym świetle,obraz jej się zamazuje.Dociera do niej fragment rozmowy, rozpoznaje stanowczy i rzeczowygłos ojca.Ten głos, który kojarzy jej się z zapachem porannej kawy, przed wyjściem doszkoły, do wtóru wiadomości radiowych Eko.Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że to policja wtargnęła do domku szeregowego.Może któryś z sąsiadów dostrzegł światło latarki i zadzwonił pod numer alarmowy.Policjant, na oko dwudziestopięciolatek, ze zmarszczkami i ciemnymi cieniami podoczyma, przygląda jej się nerwowo.Włosy ścięte na zapałkę odsłaniają niekształtną czaszkę.Kilkakrotnie pociera dłonią kark.- Nazwisko? - pyta zimno.- Simone Bark - odpowiada Simone łamiącym się głosem.- Jestem tu z ojcem, który.- Pytałem o nazwisko - przerywa jest mężczyzna podniesionym głosem.- Spokojnie, Ragnar - uspokaja go kolega.- Cholerny pasożyt - ciągnie policjant, zwrócony twarzą do Simone.- Oto co myślę otakich, co to lubią sobie popatrzeć na trochę krwi.Odwraca się z prychnięciem.Simone wciąż słyszy ojca, który nie podnosi głosu, alesłychać, że jest bardzo zmęczony.Widzi, jak jeden z funkcjonariuszy odchodzi na bok z jego portfelem.- Przepraszam - odzywa się Simone do jednej z policjantek.- Słyszeliśmy kogoś nadole w.- Zamknij się - przerywa jej kobieta.- Mój syn jest.- Zamknij się, powiedziałam.Zaklej jej usta taśmą, niech się przymknie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]