[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mam partnera.Wzasadzie.- Henry na pewno nie pozwoli Celluciemu zrobić nicgłupiego, ale kto uratuje Petera, kto będzie pilnował łaków, ktozłapie tego cholernego drania - Vicki zawsze wyobrażała gosobie z twarzą Marka Williamsa, nawet jeśli to nie on pociągałza spust - a potem.a potem co? - Muszę tam być.Skąd mamwiedzieć, że to sprawiedliwość, jeśli mnie tam nie będzie?Zrozumiawszy, że na niektóre pytania nie należało odpowiadać,Bertie mądrze zachowała milczenie.- Cholera, przecież powiedziałam mu, że to pilne! - Vickirzuciła się z powrotem do okna i wyjrzała w noc.- Gdzie onjest? - Do końca służby została godzina, a że Colin był już zpowrotem na posterunku, Vicki bez problemu przekonałasierżanta dyżurnego, by zwolnił go wcześniej z pilnychprzyczyn rodzinnych.- Czemu.Jest! - Zwiatła skręciły napodjazd.Vicki chwyciła torbę i rzuciła się do drzwi, krzycząc przezramię:- Proszę z nikim o tym nie rozmawiać.Odezwę się.Na zewnątrz, kompletnie ślepa, skierowała się w stronęreflektorów i cudem uniknęła przejechania przez jeden zniebiesko-białych radiowozów z London.Gdy tylko sięzatrzymał, otworzyła tylne drzwiczki i padła na siedzenie.Barry wrzucił wsteczny i spalił gumę na podjezdzie, a Colinodwrócił się do niej.- Co się dzieje? - warknął.Vicki uczepiła się siedzenia, podczas gdy samochód pokonałzakręt na dwóch kołach.- Carl Biehn był olimpijskim strzelcem wyborowym w czasachKorei i marynarki.- Ten trawojad?- Może i nim jest - ucięła ostro - ale jego siostrzeniec.- Był oskarżony o fałszerstwo w 1986, posiadanie kradzionychdóbr w 1988, a parę miesięcy temuo współudział w morderstwie - wtrącił się Barry.%7ładnychwyroków.Wywinął się trzy razy.Sprawdziłem dziś popołudniu.- A ta pilna sprawa? - warknął Colin, odsłaniając zęby.- Peter zniknął.Trawa i zielsko smagały go po nogach.Drzewa, które widziałtylko kątem oka, rozmywały się, ledwie dostrzegał nierealnecieniste kształty, zanim znikły.Płot nie stanowił żadnejprzeszkody - przeskoczył nad nim i wylądował, nie zwalniająckroku.Henry zawsze wiedział, że łaki były w stanie wręczniewiarygodnie przyśpieszyć, ale aż do tejnocy nie miał pojęcia, jak bardzo.Chmura gnała do swojegoblizniaka.Nie oddalała się zbytnio od Henry'ego, ale i takobawiał się, czy ją w ogóle złapie.Teraz, kiedy posrebrzona księżycem samica wciąż pozostawałapoza jego zasięgiem, Henry oddałby nieśmiertelne życie zadawaną jego rodzajowi w legendach możliwość zmianykształtu.We wszystkim dorównywał łakom, ale cztery nogimogły biec szybciej niż dwie.Od wielu lat tak nie biegł.Z całych sił starał się zmniejszyćodległość dzielącą go od Chmury.Ten wyścig musiał wygrać,by ocalić chociaż jedno z nich.Rozpryskując ziemię i kurz za samochodem, Cellu-ci przejechałprzez zakręt na końcu drogi, walcząc, by utrzymać stałąprędkość.Zawieszenie szorowało po ziemi, a ze zbiornika olejuwydobył się krzyk protestu, gdy zahaczył o wystającą skałę.Nieustające staccato kamieni uderzających o podwozie unie-możliwiało rozmowę.Stuart wciąż warczał gardłowo.Przez to wszystko przebijał się głos ze wspomnień Celluciego. Chcesz być sędzią i ławą przysięgłych - a kto będzie katem?Też ty?"Bał się bardzo, że wkrótce otrzyma odpowiedz.Modlił się, byVicki nie przyjechała za pózno.Kiedy Chmura dopadła otwartych drzwi obory.Henry był tuż zanią.Jeszcze krok, może dwa i zdołałby ją zatrzymać.Ale ona poczuła zapach blizniaka i warcząc, skoczyła naprzód.Kiedy łapy łaka oderwały się od ziemi, Henry z przerażeniemspostrzegł fałszywą podłogę i stalowe szczęki pod nią.Zbierającwszystkie pozostałe siły, rzucił się na Chmurę w desperackimskoku.Już kiedy ją łapał, wiedział, że to nie wystarczy, więc obrócił sięi osłonił walczącego łaka własnym ciałem.Uderzyli w podłogę ipotoczyli się.Wnyki zamknęły się - jedne schwyciły kilka srebrno-białychwłosów, drugie nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]