[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale miałaniejasne przeczucie, że nie zapobiegła katastrofie, a tylko odsunęła ją w czasie.- Poza tym nasz miesiąc miodowy ledwie się zaczął.Z pewnością niebędziesz mi miała za złe, że jeszcze przez kilka dni zatrzymam cię przy sobie.- Nie - odpowiedziała, a tęsknota w jego głosie złagodziła jej niepokój.Oczywiście teraz mógł domagać się jej uwagi, w końcu byli małżeństwemzaledwie od tygodnia.- Ale nie zamierzam spędzać całego czasu, cierpiąc zSRpowodu twoich książek i moich bólów głowy.Czy przynajmniej dzisiaj może-my zająć się czymś innym?Na jego twarzy pojawił się uwodzicielski uśmiech.- Czym tylko chcesz - wyszeptał, zbliżając swoje usta do jej ust.Zmiejąc się, przycisnęła palec do jego ust.- Nie to, ty napalony czarcie.Akurat to robiliśmy wystarczająco dużorazy.Wyrwało mu się ciche przekleństwo.- Więc co innego masz na myśli?- Na przykład, chętnie oddałabym się szalonej jezdzie.- Zanim jego oczyzaczęły błyszczeć, dodała: -.na koniu.Może zobaczymy resztę twojejposiadłości i zwiedzimy główny dom.- Złośliwy uśmiech pojawił się na jejustach.- Powinieneś mi pokazać swój słynny loch.Jego twarz w mgnieniu oka spochmurniała.- Odpuśćmy sobie loch.To przeklęte miejsce jest zimnie i wilgotne, i niema tam nic oprócz butelek ze starym winem i zardzewiałych łańcuchów.To niejest miejsce dla damy.- Ale twoje opowieści o nim i plotki, które słyszałam, wzbudziły mojąciekawość.- Tylko dlatego, że masz w głowie jego fałszywy obraz.To nie jest to, cosobie wyobrażasz, daję ci słowo.- Posłał jej wymuszony uśmiech.- Jeślinaprawdę chcesz go zobaczyć, pokażę ci go, ale wolę nie drażnić szczurówschodząc, na dół.Szczury.Och!- Nieważne.Trzymam cię za słowo.- Przejażdżka brzmi przyjemnie.I do tego jest doskonała pogoda.- Jegousta gładziły jej ucho, gdy wsunął ręce pod jej gorset, by pieścić jej piersi.- Alenajpierw, kochana, chcę prywatnej przejażdżki.Zasłużyłem na nagrodę, idąc natak wiele ustępstw.SR- Zasłużyłeś, naprawdę? - Udawała urażoną, ale jej krew już zaczynała sięrozgrzewać, a puls przyspieszać.- A jeśli odmówię?- Będę musiał cię przekonać.- Gładził kciukami jej sutki do momentu, ażjęknęła.- Przypuszczam, że to nie będzie zbyt trudne.- Jesteś.Pocałował ją w szyję.-.bardzo niegrzecznym.Włożył jej język do ust.-.smokiem.- Zawsze - wyszeptał.- Ale tylko przy tobie, moja kochana, tylko przytobie.Popołudniowe słońce zniżało się na horyzoncie, kiedy podjechali dogłównego domu.Marcus obserwował Reginę, szukając jakiegokolwiek znakudezaprobaty dla wymyślnych renowacji przeprowadzonych przez jego ojca.Alejej twarz wskazywała, że była zadowolona z jego majątku.To dało mu nadzieję.Może teraz nie będzie taka chętna do powrotu domiasta.To, co zobaczyła dziś po południu, wydawało się jej podobać.Zachwycała się stawami, podziwiała olbrzymie pola jęczmienia i wypytywała owydajność jego mleczarni.Jej komentarze i pytania ukazywały, jak niewiele wieo prowadzeniu posiadłości, choć był pewny, że to nie osłabi jej entuzjazmu.Ale na jak długo jego wystarczy? Bez pomocy nie mogła nadzorowaćjadłospisu, zajmować się korespondencją w związku z zatrudnianiem służby,nadzorować gosposie zarządzające zaopatrzeniem, i inne podobne rzeczy.Ona też to wiedziała.Chciała uciec od obowiązków, które czyniłybyboleśniejszą jej nieumiejętność czytania.To przypomniało mu, jak jego matkazawsze pragnęła korzystać z uciech miasta.Pozbył się tej myśli.Regina różniła się zasadniczo od jej matki, pomimoich powierzchownego podobieństwa.Spojrzał na nią, nawet teraz jej ładneSRpoliczki jaśniały od jazdy, a oczy skrzyły się energią.Nie tak jak matka, którauważała tę posiadłość za męczącą i przygnębiającą.Regina miała wrodzoną inteligencję i była zachwycona każdymwyzwaniem, jak nauka bycia panią na włościach.Poza tym, jeśli w mieście byłataka szczęśliwa, to dlaczego szukała przygód z nim?To nie dawało mu spokoju.Nie, żeby miał coś przeciw zabieraniu jej domiasta.Teraz, kiedy nie był już wyrzutkiem, mógł się cieszyć wieczorem wteatrze czy obiadem u Iversleyów.Ale nie czuł się całkowicie swobodnie pośródśmietanki towarzyskiej, gdzie mógł natknąć się na Księciunia.Poza tym lubiłbyć panem w swej wiejskiej posiadłości.Narzekał tutaj jedynie na samotność,ale teraz, kiedy ona jest z nim.Tylko na jak długo? Złapała go w pułapkę.Nie chciał przez cały czasmieszkać w mieście.Jeśli zatrzyma ją tu siłą, ona go znienawidzi.A jeślipozwoli jej samej jechać do miasta, może szybko znalezć tam sobietowarzysza.Do diabła, zazdrość była chorobą jego duszy.Chciał nie przejmować siętym, co ona zrobi.Ale przejmował się zbyt mocno.Szybko uległ jej urokowi.Zkażdym dniem łaknął jej bardziej.Nienawidził patrzeć, jak cierpiała z powodubólów głowy i stwierdził, że jest skłonny do wydania każdej sumy, byle tylkowywołać uśmiech na jej ustach.Jeśli nie będzie uważał, wkrótce będzie tańczyłtak jak ona mu zagra, tak jak jego matka zrobiła z ojcem, a potem.- Pokażesz mi swoje ogrody? - zapytała z ujmującym uśmiechem, któryścisnął go za serce.Wielki Boże, ona wygląda, jakby sama była skąpanym w słońcu ogrodem,ze swoimi lśniącymi złotymi włosami pod niebieskim czepkiem, który nadawałjej szarym oczom kolor nieba i w pelerynie haftowanej w pąki kwiatów.Nicdziwnego, że pragnęła jej połowa mężczyzn w Londynie.Prawdopodobnienadal pragnie.Jego serce gwałtownie szarpnęło w klatce piersiowej.SR- Marcusie? Pytałam cię o ogrody? Masz jakieś czyż nie?- Tak, oczywiście.Ale od czasu, gdy Louisa wyjechała, są zaniedbane.Nasz stary ogrodnik nie opiekował się nimi zbyt dobrze bez jej nadzoru.-Spojrzał na nią.- Lubisz ogrodnictwo?- Lubię oglądać ogrody u innych ludzi - przyznała z żałosnymuśmiechem.- Ale nie bardzo lubię ziemię i robaki.Jeśli musiałbyś powierzyćogród w moje ręce, wkrótce wyglądałby bardzo smutno.- Westchnęła.-Wybrałeś raczej niepraktyczną żonę, Marcusie.Mam nadzieję, że tego nieżałujesz.- Nonsens - powiedział przez zaciśnięte gardło.- Nigdy nie będę tegożałował.Zawsze mogę wynająć nowego ogrodnika, jeśli zajdzie taka potrzeba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]