[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkońcu zdobyli adres tej redakcji.Jeszcze raz próbują, może się uda.Lora przeczytała list dwa razy, potem schowała go do torebki, wyjęła,przeczytała jeszcze raz i dopiero wtedy poszła do matki.- Mamo - powiedziała, ledwo drzwi przymknęły się za jej plecami - niemam zamiaru robić ci wyrzutów i rozumiem, że chciałaś się zemścić naojcu za to, że wybrał inną kobietę, ale dlaczego, u diabła, niewyprowadziłaś mnie w końcu z błędu? Od tylu lat jestem już bardzodorosłą kobietą.Ty też miałaś czas, żeby w końcu pozbyć się tej zawiści izrobić mi prezent na dwudzieste pierwsze albo choćby trzydziesteurodziny, powiedzieć parę słów, sprostować jeden fakt, albo oddać miwreszcie jeden z dziesiątków listów od ojca.Mamo!- Chciałam.- Nieprawda! Myślałaś tylko o tym, żeby mu dopiec.Jeszcze miałaśczelność wyrzucać mi, że nie potrafię zatrzymać przy sobie żadnegofaceta, że moje życie to jeden wielki chaos, gdzie nie ma miejsca nadziecko, które urodziłam i tyle razy mi to powtarzałaś, aż w końcuuwierzyłam.Przygotuj Julię.- Na co?- Jeszcze nie wiem dokładnie, ale ją przygotuj.- Nie pozwolę ci!- To moje dziecko.- Twoje dziecko to kaleka.- Nie wiem, czyje kalectwo większe, jej czy moje.Przygotuj ją.Wyszła szybko z domu, żeby nie dać się znowu omamić i uwierzyć po razkolejny, że nie nadaje się na matkę dla Julii.Może i się nie nadaje, ale to jeszcze nie powód, by jej córka miała żyć zkimś, kto nie potrafi ani zapomnieć, ani wybaczyć, ani kochać.Nie mapowodu też, by dalej wpajano w nią, że lo ona, Lora, pozbawiła ją ojca.Jeśli matce nie chce się zrozumieć, a potem wytłumaczyć, że nie byłoinnego wyjścia, to tym bardziej - najwyższa pora pewne sprawyzakończyć.Jeden list, zwykła kartka papieru wystarczyła, żeby dokonać rozrachunkuz pogmatwaną przeszłością? To by było za proste.Nic nie może być takproste, ale wszystko jedno, postanowione, coś się powinno zmienić.Cośsię musi zmienić.Gdyby była dobrą matką i w ogóle kobietą, która wie,czego chce, wiedziałaby.A tak nie wie.Nie ma pojęcia.Co zaoferowaćdziecku takiemu jak Julia? Co zrobić, żeby nie wystawiać wnieskończoność na próby tej nadzwyczajnej wrażliwości.Nie ma pojęcia,żyje jak wariatka.Bez żadnego planu, bez celu.Matylda siedziała przy kuchennym stole od wielu godzin.Zrobiła, comiała zrobić, i teraz czekała.Kiedy wstała o świcie i zaczęła wyjmować z szaf swoje rzeczy, namoment wpadła w panikę, bo przyszło jej do głowy, że nie ma żadnychwaliz, w które mogłaby się spakować.Jeśli się opuszcza jakieś miejsce,trzeba się spakować, nie ma rady.Wtedy jest jasne, że się dane miejsceopuszcza, a nie tylko wychodzi na godzinę lub dwie do miasta.Podręczna torba podróżna Mateusza, znaleziona na dnie szafy (jak to sięstało, że jej nie spaliła?), ratowała w pewnym stopniu sytuację.Wyjęła ją,wytarła z kurzu, rozpostarła na podłodze i włożyła do niej swoje rzeczy.Okazało się, że bez specjalnego upychania pomieściła wszystko.Niedowierzając, jeszcze raz pootwierała szafy i powysuwała szuflady, alewszystko, co w nich znalazła, należało do Lory.Cała jej przeszłośćzamknęła się w jednej torbie podróżnej.Nie ma się cooszukiwać, rzeczy mówią same za siebie - takie życie, taki dorobek.Całej reszty: zwierząt, z których każde było ważniejsze od tych parumęskich koszul, swetrów i jednej spódnicy, nie zamknie w żadnej torbie inie zabierze ze sobą.Czekała.Przed południem zniecierpliwiona wyszła z domu i wyrwała siekierę zpieńka przy szopie.Pewnych rzeczy nie da się odkładać wnieskończoność.W kilka minut wybiła połowę kur.Wchodziła do kurnika, wyciągała je pokolei, kładła na pieńku i uderzała siekierą.Raz, dwa, trzy.W pewnymmomencie zawahała się i to wystarczyło, żeby zobaczyć przerażenie kur,obijających się po ścianach kurnika.Wtedy przeraziło ją do szpiku kościto bezosobowe, mechaniczne zabijanie.Kury ginęły anonimowo, jak wwielkich hodowlach, bez słowa pocieszenia i bez zgody na śmierć.Upuściła siekierę i zatrzęsła się całym ciałem.Do czego to doszło? Po tylu latach dobrego i spokojnego życia, kiedynajwiększym problemem był brak deszczu lub jego nadmiar.A to jeszczenie koniec, tylko początek.To, co najgorsze, dopiero się zaczyna.Ptactwoostatecznie można jeszcze wymordować.Zamknąć oczy i uderzać pokolei, skoro już się zaczęło.Ale jak przeżyć śmierć innych zwierząt,poczynając od Białej Damy, która z nieznaną dotąd nieufnością patrzyłana Matyldę zza rogu szopy, kończąc na krowie, do boku której tysiącerazy przytulała głowę przy dojeniu.Niech ten Michał w końcu przyjedzie i niech to się raz wreszcie skończy.A wystarczyło zabić Lorę.Wtedy jak przyjechała i rozpanoszyła się zeswą zachłannością.Jak wracała pijana i zwalała się ze schodów werandy.Albo nie stchórzyć w tamtym momencie, gdy siekiera wisiała już nad jejgłową.Wystarczyło się nie zawahać.Nie byłoby tego.W południe przyjechał Michał Duszny.A zaraz za nim bora.Jak śmiała!Popatrzyła na torbę na schodach werandy, na Michała Dusznegozmierzającego w stronę skulonej przy szopie Matyldy, na krew przypieńku i poniewierające się zwłoki kur.Zapytała:- Co tu się dzieje?Michał także zawiesił pytający wzrok na Matyldzie.Może ktoś by muwreszcie coś wyjaśnił.Czy wszystkie zwierzęta nagle zachorowały, żekazała mu przyjechać ze wszystkim"?Lora bezustannie dopytywała: - Matylda, co tu się dzieje? - ale Matyldaignorowała ją.Nie chciała na nią nawet patrzeć.- Trzeba je uśpić.- Z ust Matyldy wyrwał się wreszcie jakiś bełkot, bo napewno nie słowa, chociaż każde z osobna można było w tym bełkociewyodrębnić.Oboje, Michał i Lora, spojrzeli na siebie.Po krótkiej chwili Lorawzruszyła ramionami.- Mówiłam, że jest nienormalna? Czysty kretynizm, usypiać zwierzęta wsamo południe; przecież dopiero co wstały.Wtedy Matylda wykrzyczała z siebie wyraznie:- Zabić! Trzeba je wszystkie zabić!Po czym cicho dodała, że nie zostawi zwierząt na pastwę losu.Kuryjeszcze można wyrżnąć, jeśli ktoś zdoła, bo ona już nie, albo rozdaćludziom.Kury to kury, przyzwyczają się.Ale Bela, Tenor i Kreska, anawet Biała Dama! Nie przyzwyczają się.Wie to, bo była z nimi całeżycie.- Co cię nagle opętało? - mruknęła Lora, lecz Matylda konsekwentnie niezwracała na nią uwagi.Michał wreszcie zrozumiał, o co chodzi Matyldzie.- Nie mogę uśpić zwierząt.Nie wolno mi.- Dlaczego? - jęknęła Matylda.- Tylko w wypadku choroby.- tłumaczył delikatnie.- %7łeby skrócićcierpienie.- Właśnie tak do tego podejdz.Uśpij je, żeby nie cierpiały.Michał pokręcił głową.Dał znać Lorze, żeby odeszła.Zrobiła loniechętnie, z wielkim ociąganiem oddaliła się do domu.Wtedy Michałogarnął ramieniem skulone plecy Matyldy.- Naprawdę chcesz odejść? - zapytał.- Wiesz, że nie mam wyjścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]