[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Alebrzmiało to jakoś podobnie.Ktoś umarł, ja o tym wiem.Mówiła do mnie, więc to ja miałamwiedzieć.Ubezpieczenie na życie, polisa, ktoś podejmuje pieniądze.Dowiaduję się wcześniej,mam dostęp do komputera, na komputer kładła wielki nacisk, ale naprawdę nie mam pojęcia,jak to się ma do tych chłopców z depeszami.Kto pierwszy, ten lepszy, powtórzyła to wielerazy.Triumfowała.Ale chyba tylko częściowo, nie była pewna, nie zrozumiałam sednarzeczy.- I wtedy wymieniła nazwisko Soames Unger?- Tak.Wtedy.Powiedziała.spróbuję zacytować, chociaż chyba mi się nie uda. Każda śmierć bogaci Soamesa Ungera.Nie, trochę inaczej.Każda odpowiednia śmierć.Coś w tym rodzaju.Spytałam, oczywiście, co to za jakiś Soames Unger, ale roześmiała się nato i odparła, że jeszcze nie wie.Soames Unger jest jej największym osiągnięciemzawodowym, to pamiętam.Naśladuje stare metody.Więc może i rzeczywiście określiła takrodzaj wykrytego przestępstwa.Była w szampańskim humorze i zaraz potem zaczęłyśmymówić o czymś innym, no, o naszych planach wakacyjnych, bo wtedy miałyśmy jechać dodziwnego kraju, do Polski, nasłuchała się o tamtejszych górach, regionalnych obyczajach,egzotyka! Ale ucywilizowana.- I pojechały panie?- Oczywiście.O Boże, cóż za niezwykłość w środku Europy! Dwa tygodnie wśródkontrastów! Czegoś podobnego nie ma nigdzie, ani w Austrii, ani w Szwajcarii, ani u nas,prymityw i luksusy o krok od siebie, ale widoki górskie przepiękne.! I tubylcy.Czy da panwiarę, że prawdziwy, miejscowy góral mówił po angielsku.?! Co za mężczyzna.! Ochłonąćnam się udało dopiero w Baden-Baden.Z największą przykrością i niemal wyrzutami sumienia inspektor Rijkeveegeenoderwał panią Parker od tych czarownych wspomnień.- Gratuluję wakacji.A kiedy pani usłyszała o Soamesie Ungerze po raz drugi?Pani Parker popatrzyła na niego wzrokiem, który stopniowo gasił swoje iskry inabierał wyrazu wyrzutu.- Och, niech pan tam pojedzie.- zreflektowała się nagle.- No, może dla pana takitubylec, to nie to.Zaraz.Drugi raz? Przez telefon.Nie tak dawno temu, ze dwa miesiące.- I co pani van Wijk mówiła?- Też była pełna emocji.Powiedziała, że wie, kim jest Soames Unger, dzwoniła domnie, był to chyba jej pierwszy okrzyk.Odgadła, jest dumna z siebie.Tak to zabrzmiało.Zrozumiałam, że wykryła jakieś oszustwo, chociaż w ogóle nie pamiętałam wtedy tegonazwiska, dopiero teraz, kiedy pan pyta, mam właściwe skojarzenia.Ona mu pokaże.Tak, tobył przewodni motyw jej euforii, ona mu pokaże.Z czego wynikałoby, że to jednak człowiek.- No i kim on miał być?- Ależ nie powiedziała tego! Mówiła o sposobach dotarcia do niego, ale tego panu niepowtórzę, bo to skomplikowane kombinacje bankowo-komputerowe, których nie znamkompletnie.Podobno pomógł jej jakiś drobny przypadek, nie wiem jaki.Moim zdaniem,miała do całej sprawy.albo może do tego człowieka.osobisty stosunek, możliwe, że jąoszukał, możliwe, że istniała w niej jakaś chęć zemsty, tak to odczułam.Niewątpliwie ktoś.blisko znajomy. Przy ostatnich słowach głos pani Parker jakby się lekko załamał i inspektorRijkeveegeen wywęszył w tym rodzaj rozpędu.Powiedziała więcej niż miała zamiar.Wciążusiłowała chronić pamięć przyjaciółki.Sama jednakże weszła na ten śliski grunt.Inspektor nie omieszkał skorzystać z okazji.- Panie miały wielu wspólnych znajomych - zaczął smętnie i subtelnie.- Wspólnychbodaj ze słyszenia.Niech pani wyrzeknie się na razie taktu i dyskrecji, niech pani pomyśli,przecież ktoś z nich może być zabójcą pani van Wijk.Skoro jej odkrycie było takemocjonujące, w grę może wchodzić każdy, nawet ktoś zaprzyjazniony, niech pani podejmiedecyzję.Chce pani wykrycia sprawcy czy też woli go pani zostawić na wolności,bezkarnego.?Pani Parker kropnęła sobie następną bombę koniaku, pozastanawiała się przez chwilę ispełniła życzenie inspektora.- Chcę wykrycia.Wierzę, że niewinnych pan nie tknie i tego, co powiem, pan nierozgłosi.A jeśli pan rozgłosi, wytoczę panu potworną sprawę sądową.W porządku.Niechpan pyta.Inspektor Rijkeveegeen odetchnął głęboko, acz nieznacznie i ruszył życie uczucioweofiary.Z życia uczuciowego ofiary, mimo rzetelnej niechęci pani Parker, wyszło dośćwyraznie, że mężczyzni na Neeltje van Wijk jakoś słabo lecieli.Coś miała w sobie takiego, cobyło antyseksowne.Współpracować tak, chętnie, przyjaznić się jak z kumplem, owszem, aledo łóżka.? A nawet współpraca i przyjazń nacechowane były ostrożnością, Neeltje byłanieobliczalna i nieprzewidywalna, praworządna do obrzydliwości, uczciwa kamiennie, alezarazem złośliwa, perfidna i może nadmiernie wykształcona.? Instynkt miała jakiś czy co.?Jej ambicją było: nie przepuścić kantu, wyłapać najmniejszy.Najdrobniejsza odchyłka odprawa, wykorzystanie luki, już stanowiło dla niej żer.Niektórzy twierdzili, że niepraworządność wchodzi tu w grę, tylko jej osobiste ambicje, umie pokazać, że jest lepsza odreszty świata.I niech się płaszczą przed nią, niech się kłaniają, niech żebrzą, niech udająnamiętność i wloką ją do łóżka.Oj, to łóżko, ten seks.Stanowiły, niestety, sedno zgryzoty.Wyrwało się to z pani Parker po licznych koniakach.Neeltje na chłopów leciała ipchała się do nich, chociaż udawała, że nic podobnego, seks jej wcale nie obchodzi, anieprawda, histerie różne wyczyniała i widać było, że to na tym tle.Nawet Meier jej niechciał, on w jej wieku, może ciut młodszy, upatrzyła go sobie prawie dziesięć lat temu,możliwe, że jakieś tam ekscesiki nastąpiły, ale krótko i więcej on nie reflektował.Neeltje usiłowała twierdzić, że to ona zrezygnowała, bo się nie nadawał, niemrawy jakiś, ale wszyscywiedzieli, co o tym myśleć.Herberta trzymała pazurami, z tym że on z doskoku, ciągle wrozjazdach, bywał zaledwie, a i to rzadko, nawet pieniądze go nie ciągnęły, prezentyprzyjmował niechętnie, ubierać się nie pozwalał, no, jaguara wziął, któryż facet by niewziął.? Za młody dla niej, Herbert, nie jaguar, a ona wciąż próbowała go kupić dla siebie, wtym jednym miejscu popadała wręcz w rozrzutność, chociaż we wszystkim innym była raczejoszczędna.No dobrze, mówmy wprost, skąpa.Tak tego Herberta odcierpiała i tak jejdokopała jego nieobecność, że przez ostatnie dwa lata, może nawet trochę dłużej, prawieprzestawała panować nad sobą, skorzystała z tych polskich górali do tego stopnia, że.Och,no już trudno, Jantje powie, ale to naprawdę nie do rozgłaszania, nie powinno się kalać jejpamięci.Na jakiejś łące, wśród owiec.Wspaniały chłop, owszem, tylko przecież zupełnyprymityw! Widać było, że właściwie jest mu wszystko jedno, Neeltje czy owca.Inspektor Rijkeveegeen ukrył lekkie zaskoczenie i grzecznie spytał, co z tego wynikło.Nic nie wynikło, odwiedzała tę łąkę przez kilka dni wprost zachłannie, a potem zżalem odjeżdżała.A w Baden-Baden zagięła parol na Friedricha de Roos, to ktoś z tejwielkiej spółki komputerowej, poznała go już dość dawno na jakimś oficjalnym spotkaniu wMonachium czy gdzieś tam, podobał jej się i w Baden-Baden przypadkiem go dopadła.Wdalisię w rozmaite interesy, ale też jej nie chciał, a w każdym razie nie na stałe i pózniej była naniego wściekła.- Dała temu wyraz?- Odgrażała się.Mówiła, że nie ma takiego człowieka, który by nigdy nie obszedłprawa, gdzieś czegoś nie skręcił, i już ona na niego haka znajdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Bator Joanna Piaskowa Góra 1 Piaskowa Góra
    Księga EFT Joanna Chełmicka, Instytut EFT, 2013
    Rawik Joanna Edith Piaf Ptak smutnego stulecia
    Dahlquist Gordon Szklane księgi porywaczy snów[JoannaC]
    Ross Adam Ciemna strona małżeństwa[JoannaC]
    Bator Joanna Piaskowa Góra 02 Chmurdalia
    Wozniaczko Czeczott Joanna Macierzynstwo non fiction (2012
    Lew Tołstoj Anna Karenina[JoannaC]
    Ciemno, prawie noc Joanna Bator
    Bator Joanna Ciemno, prawie noc
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • immortaliser.htw.pl